Jeśli należycie do tej grupy widzów Ekstraklasy, której zdarza się opuszczać początki meczów przez założenie, że dzieje się wtedy niewiele (rozumiemy!), to piłkarze Pogoni i Arki wymierzyli wam dziś soczysty cios prosto w szczepionkę. Wszyscy spóźnialscy stracili otwarcie, które nieczęsto widzimy w tej lidze. Najpierw Delew posłał idealną piłkę na głowę Frączczaka, później Warcholak w podobny sposób obsłużył Trytkę. 3 minuty, 2 gole, błyskawiczna wymiana ciosów. Nawet jeśli obaj strzelcy mieli tyle czasu i miejsca, że przed zdobyciem gola zdążyliby rozbić namiot w polu karnym, to w tym przypadku jakoś wolimy chwalić za jakość dośrodkowań i wykończenia, niż ganić za krycie na radar.
A wiecie, co jest najlepsze? To, że limit udanych akcji na spotkanie nie został w tej 3. minucie wyczerpany. Umówmy się – raczej nikt by się specjalnie nie zdziwił, gdyby właśnie tak było. Biorąc pod uwagę formę obu drużyn w ostatnich tygodniach, pierwsza połowa wyglądała jakieś trzy razy lepiej niż można się było spodziewać. Z jednej strony świetną okazję do zdobycia bramki miał Formella, z drugiej – bardzo blisko debiutanckiego gola w lidze był Listkowski, ale Sobieraj piłkę zmierzającą do bramki szczęśliwie wybił na rzut rożny. Szczęśliwie, bo przez moment wydawało się, że może trafić idealnie w okienko własnej bramki. Tempo dobre, a na dokładkę zobaczyliśmy bardzo ciekawą akcję Delewa – rajd na poziomie mniej więcej Leo Messiego, a wykończenie jak u “lechowego” Denisa Thomalli.
Bułgar miał to szczęście, że w drugiej połowie defensywa Arki była już dokładanie tą samą obroną, która w każdym z ostatnich meczów rozwijała czerwony dywan przed przeciwnikami. To znaczy nie personalnie, bo popatrzymy:
Na Lecha: Zbozień – Marcjanik – Sobieraj – Marciniak.
Na Piasta: Zbozień – Marcjanik – Stolc – Warcholak.
Na Górnik: Socha – Sołdecki – Sobieraj – Marciniak.
Na Wigry: Zbozień – Marcjanik – Stolc – Warcholak.
Na Pogoń: Socha – Marcjanik – Sobieraj – Warcholak.
Grzegorz Niciński rotuje jak szalony, ale od samego mieszania ta herbata zdecydowanie nie staje się słodsza. Wręcz przeciwnie. Cztery bramki z Lechem, trzy z Piastem, cztery z Górnikiem, cztery z Wigrami, a dziś Pogoń strzeliła aż pięć. Smutne dla Arki fakty są takie – Lech Poznań, rywal w finale Pucharu Polski, w całym sezonie ligowym stracił dokładnie tyle bramek, co drużyna Nicińskiego w ostatnich pięciu spotkaniach. Nie wiemy, czy dostanie on kolejną szansę, by to ogarnąć, ale to jest jakiś dramat. Szkoda gadać.
Jak już zdradziliśmy – aż pięć bramek strzeliła dziś Pogoń. Po ośmiu meczach bez zwycięstwa lepszego przełamania Portowcy nie mogli sobie chyba wymarzyć. Nie byłoby go na pewno bez jednego człowieka. Wywołany już do tablicy Spas Delew zagrał dziś dokładnie tak, jakby miał na sobie trykot reprezentacji, a jego rywalem była kadra Holandii. Tylko jeden gol padł bez jego udziału, w pozostałych sytuacjach był kluczowy. Do asysty przy golu Frączczaka, dorzucił bramkę po dośrodkowaniu Nunesa, ostatnie podanie przy trafieniu Rapy, a także to jego akcję na gola samobójczego zamienił Marcjanik. Zdania były podzielone, ale wyciągamy “10”, którą mamy schowaną głęboko w szafie na specjalne okazje.
Fot. FotoPyK