Był kiedyś sobie taki niemiecki piłkarz o całkiem znajomym nazwisku – Eugen Polanski. Ojgen – bo tak kazał na siebie mówić – od początku należał do tego sortu oportunistów, na których patrzy się już nawet nie z odrazą, ale z nieskrywanym rozbawieniem. Dopóki ów piłkarz miał widoki na grę dla reprezentacji Niemiec, deklarował, że do Polski to może jechać na wakacje, i to krótkie, żeby czasem nie trzeba było zbyt długo słuchać języka polskiego. Gdy utracił szansę na reprezentowanie zachodnich sąsiadów – okazało się, że do snu od lat słucha “Bogurodzicy”, a na zakupy jeździ 250 kilometrów, do najbliższej Biedronki.
Gdy wyleciał z kadry po katastrofalnych występach całego zespołu – stwierdził, że kończy karierę reprezentacyjną.
Co więc taki gagatek może powiedzieć dziś, gdy reprezentacja Polski mknie autostradą do Rosji na przyszłoroczny mundial?
– Już po mistrzostwach Europy we Francji powiedziałem, że jestem do dyspozycji trenera Adama Nawałki – mówi w rozmowie ze sport.pl sympatyczny Niemiec. – Przed Euro nie chciałem zmieniać zdania, bo chłopakom szło świetnie, wyszedłbym na hipokrytę. Teraz jednak uważam, że mógłbym kadrze pomóc – rzeczowo stwierdza, wcale nie wychodząc na hipokrytę.
Trzeba przyznać – sytuacja wymaga rozpatrzenia kandydatury Ojgena, w końcu w poważnych tarapatach jest Grzegorz Krychowiak, który wizyty u lekarzy przeplata obserwowaniem meczów PSG z trybun, sporadycznie zawalając im jeszcze mecze. W środku pola możemy więc postawić – na przykład – na Karola Linettego, ale równie dobrze lukę załatać może Polanski. W końcu rozliczne zalety Niemca są powszechnie znane:
– jest Niemcem
– otwarcie przyznawał, że ma w dupie Polskę zaledwie dwa razy, a przecież mógł manifestować to zdecydowanie częściej
– zagrał w tym roku już 25 minut (na 990 możliwych)
– jest Niemcem
– z nim na boisku Hoffenheim pokonało Herthę (zagrał minutę), Bayer (zagrał 5 minut), Darmstadt (16 minut) i Augsburg (3 minuty), co więcej: z nim na boisku “Wieśniaki” nie straciły nawet gola!
Co tu dużo pisać, lepszy pijany Ojgen, niż trzeźwy Krychowiak, liczby nie kłamią. Zupełnie serio zaś – na tego ananasa zwyczajnie szkoda słów. Załatwmy to pewnym starym transparentem…