Real wygrywa 3:0, Real znów pięć punktów przed Barceloną, Real zalicza 50. mecz z kolei, w którym trafia do siatki. Czy więc w starciu z Deportivo Alaves oglądaliśmy fajerwerki? Nic z tych rzeczy. Komentatorzy słusznie wyciągnęli tweeta: „To nie jest #lazabawa, tylko #elpasztet”.
W 60. minucie gry na Santiago Bernabeu słychać było gwizdy. Niepilnowany Edgar Mendez uderzał z pierwszej piłki i w znakomitej sytuacji pomylił się o centymetry. Gdyby strzelił, doprowadziłby do wyrównania. A Real nie dość, że pierwszą bramkę zdobył po nieodgwizdanej pozycji spalonej, to prezentował naprawdę mizerny futbol.
Gerard Pique, który protestował przeciwko faworyzowaniu Realu przez arbitrów, musiał to wszystko mocno przeżywać. Kiedy Benzema zagrywał prostopadle do Carvajala, by otrzymać podanie zwrotne i trafić do siatki, wyraźnie znajdował się za linią obrony Alaves. Sędziowie mocno pomogli tą decyzją gospodarzom, którzy chcieli wygrać dziś najmniejszym nakładem sił. To w momencie, gdy mecz niespecjalnie układał się pod ich dyktando, ta sytuacja była pięknym prezentem. Dobrze, że później padły jeszcze te dwie bramki, to krytyka na hiszpańskich panów prowadzących spotkanie spadnie nieco mniejsza.
Ale ciężko w jakikolwiek wiążący sposób interpretować tak wysokie zwycięstwo. Real grał dziś bez Ramosa, szybko stracił Varane’a, chciał oszczędzić trochę sił kluczowym zawodnikom, występujący między słupkami Casilla był niepewny, a skończyło się na zero z tyłu. Mimo że gospodarze byli w obronie rozkojarzeni i popełniali błędy, że goście dochodzili do sytuacji bramkowych – to zaliczyli pierwsze od siedmiu ostatnich ligowych gier czyste konto.
Kiedy zaś z przodu wychodziło niewiele i wydawało się, że jedna bramka zaliczki będzie wszystkim, na co stać dziś lidera La Liga, ten podkręcił tempo. Ronaldo zagrał prostopadle do najlepszego na boisku Isco, który z ostrego kąta zmieścił futbolówkę do siatki. Jeszcze z rzutu wolnego huknął w poprzeczkę Bale, a do dobitki jako pierwszy dopadł Naco. W 85. minucie było 1:0, w 88. – już 3:0.
Jak to dziś powiedział Paweł Wilkowicz, to nie jest mecz do analizy, tylko… do zapomnienia. Tym bardziej, że to, co najważniejsze w kwietniu, dopiero przed Realem. Raz, że dwumecz z Bayernem w Lidze Mistrzów. Dwa, że spotkanie ligowe z Barceloną. Trzy, że naprawdę napięty grafik.