Reklama

Legia liderem? To nie prima aprillis!

redakcja

Autor:redakcja

01 kwietnia 2017, 23:18 • 4 min czytania 94 komentarzy

Gdyby przed sezonem broniący tytułu zawodnicy Legii mogli poznać przyszłość, bardzo by się zdziwili. Brzmiałaby ona następująco – nagłówki “Legia liderem” po raz pierwszy będziecie mogli przeczytać dopiero w prima aprillis. I tak się akurat składa, że to nie będzie żart. Co więcej, o ile jutro Jagiellonia niczego nie zawali, 2 kwietnia sprawa przez jakiś czas ponownie przestanie być aktualna, a może nawet i do końca sezonu. Ot, taka ironia losu.

Legia liderem? To nie prima aprillis!

Powoli, cholernie powoli rozkręca się Legia tej wiosny. I ciężko ją się ogląda zwłaszcza na własnym stadionie, gdzie wygrała dopiero swój szósty mecz w sezonie, po raz kolejny w stylu, który pozostawia wiele do życzenia. Inna sprawa, że po tym właśnie poznaje się klasę zespołu – że potrafi wygrywać także poza szczytem formy. Od razu nasuwa się jednak pytanie, kiedy wreszcie ten szczyt przyjdzie i czy będzie to miało miejsce jeszcze w tym sezonie? Fakty są jednak takie, że męcząca się i stękająca Legia zdobyła wiosną tylko o jeden punkt mniej niż mocno chwalony za styl Lech. A cała reszta nie ma do tego wyniku najmniejszego podjazdu. Jakkolwiek spojrzeć, za tydzień obejrzymy więc mecz na szczycie pod każdym względem.

Dziś natomiast Pogoń przyjechała do Warszawy mocno osłabiona, bez Murawskiego i bez bocznych obrońców, totalnie przemeblowana, z Frączczakiem w defensywie i drewnianym Ciftcim z przodu. Tak naprawdę Turek oddał dziś swoisty hołd byłemu napastnikowi “Portowców”, Wladimerowi Dwaliszwilemu, który w zeszłym sezonie zaliczył przy Łazienkowskiej występ praktycznie bez udanego zagrania. Dziś od Ciftciego piłka może ze dwa razy się dobrze odbiła, ale tak naprawdę Pogoń była całkowicie bezzębna. Przy takim napastniku właściwie nie było żadnej różnicy, czy na środku obrony Legii grałby Pazdan (wypadł przez uraz mięśniowy), rozgrywający swoje pierwsze minuty wiosną Rzeźniczak czy jakiś chłopak z juniorów. Bo Ciftci i tak nic by nie strzelił, a pewnie też kontynuowałby swoją passę, którą rozpoczął swojego pierwszego dnia w Szczecinie – kiedy przebywa na boisku, Pogoń nie strzela goli.

Goście mieli dziś tylko jeden pomysł na Legię – pełna koncentracja na defensywie oraz nieśmiałe próby ze stałych fragmentów gry. Przy takiej taktyce od początku zapowiadało się, że może to być mecz do pierwszej bramki. I tak naprawdę losy spotkania rozstrzygnęły się na przestrzeni kilkudziesięciu sekund w okolicach 63. minuty gry. Najpierw, po dalekim wyrzucie z autu Frączczaka i obcince Rzeźniczaka, oko w oko z Malarzem stanął Matras, ale przeniósł piłkę nad bramką. Chwilę później odgryzła się Legia, tyle że skutecznie. Radović uruchomił Hlouska, a Czech kapitalnie znalazł Kucharczyka, który dopełnił formalności. Tym sposobem Pogoń została zmuszona do przeparkowania swojego autobusu, co błyskawicznie skończyło się drugim golem Vadisa. I było już po meczu.

W Legii optymistyczny jest przede wszystkim fakt, że wreszcie ma kim straszyć w pierwszej linii. Dziś Kucharczyk wszedł w mecz pozytywnie naładowany i sprawiał wrażenie, że strzelenie bramki to dla niego jedynie kwestia czasu. Dwa razy zapakował piłkę do siatki z pozycji spalonej i praktycznie jako jedyny cały czas pozostawał groźny dla Słowika (chociaż nie tak groźny jak Rudol, który o mało nie urwał mu głowy). Kiedy wreszcie “Kuchy” znalazł się na legalnej pozycji, otworzył wynik meczu, co było zadaniem najtrudniejszym i absolutnie kluczowym. Tak naprawdę więc jest to zawodnik, który wygrywa Legii drugi mecz z rzędu. Jakkolwiek spojrzeć, przed arcytrudnym wyjazdem do Poznania cała drużyna po prostu musi czuć się spokojniej, mając swojego napastnika w takiej formie.

Reklama

Inna sprawa, że forma innych po prostu musi martwić. Guilherme wiosną cały czas nie jest sobą, a dziś także i Vadis raził nonszalancją i niedokładnością, co jednak w jakimś stopniu udało mu się przykryć golem. Dalej nie wiadomo także, co dzieje się z Jędrzejczykiem, który od powrotu z Rosji nie pokazał jeszcze w Legii swojego normalnego poziomu. No i otwarta pozostaje jeszcze inna zasadnicza kwestia – czy zdąży się wyleczyć Michał Pazdan. Zastępujący go Rzeźniczak zagrał dziś w swoim typowym stylu – wygrywał dużo pojedynków i przez większość meczu wyglądał bardzo poprawnie, ale przeplatał to charakterystycznymi dla siebie obcinkami (co przy większym spokoju Matrasa kosztowałoby Legię gola, a może i nawet komplet punktów). Dla warszawian nocka na dawno niewidzianym fotelu lidera z pewnością będzie przyjemna, ale też naprawdę jest tu o czym myśleć. Bo w następnym meczu Lech może być mniej wyrozumiały, a już z pewnością nie będzie próbował kąsać tak słabym napastnikiem jak Ciftci.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Trener Chelsea tonuje euforyczne nastroje. “Nie jesteśmy w wyścigu o tytuł mistrzowski”

Arek Dobruchowski
0
Trener Chelsea tonuje euforyczne nastroje. “Nie jesteśmy w wyścigu o tytuł mistrzowski”

Komentarze

94 komentarzy

Loading...