Artysta niespełnionego złotego pokolenia. Piłkarz, jakich nie rodzi się wielu. Nie takich, którzy dysponują równie nienaganną techniką. Błyskotliwością, którą trzeba mieć od małego i której zwyczajnie nie można nabyć. Dziś urodziny obchodzi Rui Costa.
FIFA w swoim materiale nazwała go „portugalskim księciem”. Mistrz Portugalii i Włoch. Zdobywca Ligi Mistrzów, Superpucharu UEFA i Pucharu Interkontynentalnego. Zawodnik, który w swoim najlepszym czasie osiągnął absolutne piłkarskie szczyty. Grał w znacznie potężniejszej niż dziś Serie A, przywdziewał koszulkę Milanu, który z dzisiejszym zespołem rossoneri łączy tylko logo na koszulkach.
– Moim idolem był Michel Platini. Chodziło o jego sposób gry, o inteligencję, dzięki ktorej zawszze odnajdywał się we właściwej strefie boiska. To pozwalało mu dyktować tempo gry. Nie zapominajmy też o dryblingach i jego umiejętności podejmowania najlepszych decyzji z chłodną głową – wspominał już po zakończeniu kariery.
Jak mało kto zbliżył się jednak do swojego idola na centymetry. Gdyby dziś charakteryzować Costę, pewnie użylibyśmy podobnych słów, co on, gdy mówił o Platinim. Jedyne, czego mu zabrakło, by móc być stawianym na równi z Francuzem, był złoty medal wielkiego turnieju. – Gdybym mógł cofnąć czas, poprosiłbym o to, by wygrać mistrzostwo Europy 2004 – mówił w rozmowie z portalem FIFA.com.
Mieli przecież wszelkie dane ku temu, by w niego całym sercem wierzyć. W tekście, w którym przypominaliśmy złote pokolenie Figo, Paulo Sousy czy Rui Costy właśnie, znalazły się między innymi słowa wspominanego dziś przez nas pomocnika:
„Tworzymy znakomitą mieszankę dwóch zwycięskich reprezentacji młodzieżowych, selekcję najlepszych z najlepszych. Mam nadzieję, że portugalska piłka skorzysta w pełni z naszego pokolenia.”
Skorzystała, budując swoją mocną pozycję na lata na arenie międzynarodowej. Przeżywając historie jak ta z Ricardo broniącym gołymi rękami karnego Anglików. Ale nie wycisnęła do ostatniej kropelki, nie sięgając ani po złoto na Euro, ani po medal na mistrzostwach świata.
Mimo to Rui Costa na zawsze pozostanie w Portugalii jedną z wielkich legend. Twarzą swojej reprezentacji przełomu wieków. Synonimem boiskowego artysty, który dziś wciąż jest bardzo blisko wielkiej piłki, zasiadając na stanowisku dyrektora sportowego swojej ukochanej Benfiki.