Partizan miał jesień rodem z horroru. Najpierw wyrzucili ich z pucharów wybrańcy Stokowca, potem UEFA wlepiła drakońską karę – trzyletnie wykluczenie z europejskich pucharów. Tragiczna wiadomość dla klubu, którego budżet opiera się na sprzedaży młodych talentów, które najlepiej zaprezentować na europejskich scenie. Dzisiaj do Belgradu zawitały lepsze wieści. Trybunał arbitrażowy w Lozannie uchylił wyrok, Partizan będzie mógł grać w przyszłorocznych pucharach.
O co w ogóle poszło? O pieniądze. A raczej ich brak:
Historia w takich przypadkach zawsze jest podobna. Federacja krajowa bądź międzynarodowa pozyskuje informacje o bieżącej sytuacji finansowej klubu, nagle robi wielkie oczy i wymierza sprawiedliwość. Tutaj: UEFA dowiedziała się, że Partizan od blisko pół roku zalega z płatnościami za ubezpieczenia i podatki w Serbii.
Fakt, że klub był wielokrotnie przez właściwe organy upominany – sprawie nie pomaga. Fakt, że tym razem zaległości publiczne prawne sięgają 2.5 miliona euro – sprawę pogarsza. A fakt, że już trzeci raz w ciągu ostatnich pięciu lat Partizan nie jest w stanie regulować swoich zobowiązań i już w 2013 r. został z tego powodu wykluczony z europejskich rozgrywek – sprawę załatwia. Było więc nieuniknione, że w Belgradzie muszą za to beknąć.
Czyli co, klub spłacił zobowiązania i znowu wszystko jest fajnie? To możliwe. Nie patrzyliśmy księgowemu przez ramię. W oficjalnej wersji czytamy, że przedstawiono nowe dowody, które wyjaśniają sytuację Partizana, a także zaległości finansowych, zarówno wobec piłkarzy, jak i fiskusa. W innej, że po prostu spłacili kogo trzeba, a decyzja UEFA, w oparciu o złamanie Financial Fair Play, zadziałała jako skuteczne ultimatum.
I dobrze, że wszystko rozwiązano w ten sposób, wszak Partizan to ekipa z tradycjami sięgającymi finału Pucharu Mistrzów. Miejsce takich drużyn jest w europejskich pucharach.