Legenda polskiego hip-hopu. Sam dodaje, że żywa. Nie obraża się na porównania do Dyzmy. Pomysłów i pieniędzy mu nie brakowało, zwłaszcza w drugiej połowie lat 90. Wydawał Tedego, Peję, Sokoła i Wzgórze Ya-Pa 3, to właśnie ze stajni RRX wywodziły się pierwsze polskie rapowe płyty. Z artystami dzielił życie, często postawione na krawędzi. Uzyskanymi ze sprzedaży płyt samochodami pędzili przez miasto jak samolotem, nie zawsze trzeźwi. Bywało, że gdy dotarli na miejsce od liczenia hajsu alfons miał odciski. O tym także Krzysztof Kozak rapuje na solowej płycie, debiutanckiej. Wydaje ją zbliżając się do półwiecza. Kiedy już nie ma ochoty oglądać filmu sensacyjnego z sobą w roli głównej. Na szczęście chce jeszcze o nim opowiadać. Prywatnie miłośnik Felliniego, Wendersa i Woody’ego Allena. Pasjonat krzyżówek i słowników synonimów, w którego tekstach można znaleźć nawiązanie do Tuwima.
Dworzec Zachodni, środa, samo południe.
– Zamyka pan? A był pan moją ostatnią deską ratunku. Gdzie ja teraz znajdę ten film? – zachodzi w głowę leciwa pani. – No cóż, wielu ludziom dostarczał pan radości. Ale to ciężki kawałek chleba, naprawdę – macha na pożegnanie kultowemu wydawcy.
To twoje ostatnie dni w tym miejscu, opuszczasz stanowisko. Ile to już lat?
Ponad dziesięć. Zawsze lubiłem handlować płytami, od tego zaczynałem. Miałem sklep „U Maryśki”. Sprzedawałem muzykę, filmy, zyskując dzięki temu możliwości legalnego poznawania lepszej twórczości, bycia blisko kultury. Ale wystarczy tego siedzenia pod ziemią, nie widzę światła.
Wcześniej stacjonowałeś na Centralnym.
Wszystko wzięło się z tego, że jako osoba kontrowersyjna na jakiś czas przestałem zajmować się w sposób czynny wydawnictwem. „Każdy się pruje, się sadzi, się sapie. Ale przez 10 lat w centrum mogłeś mnie znaleźć bracie”. To fragment kawałka z TomB-em „Czarna owca” – ostatniego, który nagrywam na płytę (*większość cytatów pochodzi z debiutanckiej solowej płyty Kozaka. Premiera prawdopodobnie w kwietniu). Oczerniano mnie, mówiono jaki ten Kozak nie jest, lecz nikt nie mógł powiedzieć, że jestem nienamierzalny. Wybrałem takie miejsce, żeby każdy z opowiadających, że nie zapłaciłem za płytę, że byłem nieuczciwy, mógł mnie znaleźć.
Zresztą, najniebezpieczniejszych ludzi miałem obok siebie. Na Centralnym swoje punkty mieli kolesie, którzy brali udział w promocji i w wydaniu płyty HaKa (Hardkorowa Komercja). Mogli mieć zastrzeżenia, bo płyta nie zarobiła. To była pierwsza półka łobuziaków. Wyrokowcy. Jeżeli prowadziłeś wytwórnię hardkorowo, koło ciebie zawsze się działo.
Rapujesz, że odrzucałeś propozycje nie do odrzucenia.
Byłem wywieziony za miasto. Historiami, które opowiada „Masa”, my żyliśmy na co dzień. „Chuligani i złodzieje biorą się za biznes. Jesteś z deka miękki, to wyłapiesz prędko w pizdę”. Otrzymywaliśmy często oferty dofinansowania, no i zarazem uczestniczenia w przychodach. To był drugi bum na polską muzykę, pierwszy dotyczył disco polo. Wiemy jak skończyła firma Blue Star, w pewnym momencie przestała istnieć. A to tam wydawali Boysi, Shazza, Fanatic. Szło tego po parę milionów.
Właściciel Blue Star tak jak ja rozwodził płyty na bazary, w paletach. Wiesz, jak wyglądają tekturowe paletki z Żywcami? Takie foliowane, tylko zamiast browarów wkładaliśmy tam kasety. Po 24 wchodziły w rządku. Rządki były dwa, plus dwie sztuki kładło się z boku.
(Naszą rozmowę przerywa na oko 60-letni mężczyzna: „Panie Krzysiu, taka polska komedia, z socjalizmu. Z Villas i z Gołasem. Ona tam «Oczy czarne» śpiewała”)
A widzisz, Hubert. Violettę też miałem okazję poznać. Bo ja zajmowałem się różną muzyką. W rapie jestem od 95. Wcześniej? Miałem projekty black metal, wydawałem Oddział Zamknięty, składanki polskiego rocka, punkowe składy. Posiadam znajomości w tym biznesie. Chojnacki, „Piasek”, Universe, Kukiz.
Najbardziej interesuje mnie twoja znajomość z ostatnią wielką divą polskiej sceny.
Wydałem jej dwie kasety z przebojami, pierwszą część także na płycie CD. Potem ZAiKS miał pretensje, że tego nie zgłosiłem. Przy podpisywaniu umowy Violetta mówiła mi jest autorką tekstów oraz muzyki i tylko ona ma do tego prawa. Niesamowita osoba.
Jej zmierzch był smutny.
Dziewczyna się naśpiewała, miała piękny głos, wokół niej kręcili się ludzie z forsą – tak jest zawsze w show biznesie. Czuła się oszukana. Wtedy nie była lubiana w Polsce, wypominano jej, że pojechała robić karierę w Stanach. Miała swoje jazdy, była ekstrawagantką. Chciała być chrzestną mojej Klaudii.
Serio?
Na jej chrzestnych planowałem Wiolettę i Lecha Stawskiego. Nie wiem, czy pamiętasz, to był taki chodnikowy odpowiednik Krawczyka, bard, śpiewał: „Biała mewo leć daleko stąd…”. Żona powiedziała, żebym nie przesadzał. Poza tym, Wioletta wymyśliła, że Klaudia musiałaby mieć na imię Lemuella, co znaczy oddana Bogu.
Wracając do propozycji nie do odrzucenia.
Nie pękłem, nie dałem się. Skończyło się na ściechach, czyli… na pogawędkach. Potem przykłady takich nacisków można było zaobserwować w działaniu niejakiego Andrzeja Ż., płonącego jak pochodnia.
W filmie „Jestem Bogiem” to ty zostałeś przedstawiony jako gangster. W sądzie ludzie z Kina Świat i ze Studia Kadr wypierali się tego, że pierwowzorem filmowego Krzysztofa Kozy jest Krzysztof Kozak.
Odbyło się 8 czy 9 rozpraw, na mój wniosek. Według Rahima miałem grozić Fokusowi, że go zakopię w lesie. Słowa wszystkich świadków zaczęły się układać na moją korzyść w momencie, kiedy zeznawali pod przysięgą. Okazało się, że naprawdę dużo osób wiedziało, że to ja będę przedstawiony w filmie.
Adwokata, pana Zbigniewa Krügera, załatwił mi Rychu.
Peja?
Tak, sam do mnie zadzwonił. To jest tak, że wyczuwasz, gdy osobie, której dobrze życzysz potrzebna jest pomoc. Nieważne, ile lat się nie widzieliście. Cały ten proces bardzo mi pomógł.
W sprawie zaznawał też inny człowiek, z którym dawniej robiłeś interesy – IGS. To prawda, że domagał się od sądu po 50 tys. złotych za każdy dzień procesu?
Tak. Igora Sobczyka uważam za bardzo inteligentnego i twórczego człowieka. Może miałem z nim z dwa spięcia, może jego podejście do hip-hopu było lekko rockowe, ale to była siła producentów, szukali różnych form. IGS zajmował się rapem, lecz jednocześnie miał inne, ciekawe pomysły na życie. Opracował linię świetnego sprzętu do studia, głównie wzmacniacze. Wezwany na proces miał być tą osobą, która wbije gwóźdź do mojej trumny. A on powiedział jak było, zanegował plotki. Zrobił to w takim stylu, że pomyślałem sobie – „tak, to prawdziwy żołnierz RRX-u”.
To prawda, że byłeś oskarżony o morderstwo?
O morderstwo, o terroryzm.
Terroryzm?!
To były początki mojego handlowania na Dworcu Centralnym. Posądzono mnie o to, że podłożyłem tam bomby. Ktoś wysyłał pogróżki z sieci, do której miało dostęp niewiele osób. Dodam tylko, że brodę mam od niedawna, a ten bomby okazały się atrapami.
Dlaczego łączono cię z morderstwem?
Ponieważ znaleziono przy mnie telefon, który pochodził z włamania z zabójstwem. Ale nie było na nim moich śladów, więc zostałem wypuszczony po 46 godzinach. Skąd miałem telefon? No, jakoś przypadkowo.
Żona często odbierała cię z komisariatu, musiała potwierdzać twoje dane.
Mówisz tu bardziej o starych czasach. Wiele razy byłem na dołku, na Kolskiej. Pozdrawiam w tym miejscu Dj-a Anioła, który wykupił naszą czternastkę aresztowaną po tym, jak wywróciliśmy na dach jedenaście maluchów.
Tak po prostu?
No po prostu tak się chłopaki w Katowicach bawili, chcieli mi pokazać lokalną rozrywkę. Tylko ten ostatni maluch był przewracany o 3:40 rano, przy właścicielu. Porzuciłem swój samochód pod klubem i pojechaliśmy bawić się w centrum, tramwajami. Czekało na nas siedem radiowozów. Joka też trafił wtedy na izbę. Pozdrawiam Katowice!
„Większość trybów pogubiłem w walce. Bo w obronie słabszych, pada nawet twardziel”. Każdy wybity ząb spod górnej wargi ma swoją historię?
Często się biłem, często. Straciłem uzębienie choćby jak paru kolesi obrabiało córkę ambasadora. Taka młoda dziewczyna, robiła imieniny. Byłem gościem i nie mogłem patrzeć jak wypierdalali jej z chaty dosłownie wszystko, poszedł nawet sztucer. Większość ludzi, gdy widzi krzywdę drugiej osoby, nie reaguje. Ja nie liczyłem się z konsekwencjami. Nie jestem gościem, którego możesz popchnąć i powiedzieć mu: „ty frajerze”. Wyprowadzam kontrę. Nieważne czy jest dwóch, czy pięciu, mało mnie to interesuje. Zawsze tak miałem. Pamiętam mały Jarocin w Łodzi, osaczyło nas dziesięciu skinów. Dwumetrowy struś się pluł, to mu powiedziałem, żeby spierdalał. Nawciskałem mu na jego terenie.
Ty miałeś wystrzałowe imieniny, dosłownie. „Świętujemy imieniny, zza rogu ktoś strzela”.
No strzelali do nas, normalnie. Grillujemy sobie, a tu ktoś napierdala. Tam dalej w tekście jest: „Zemsta ucztą Bogów. Odwet, detal, bagatela”. Detalem, o którym się nie mówi jest odwet. Zareagowaliśmy. I to oni wezwali psy. Oczywiście policja zaraz odjechała. Nikt z nas nie gadał, że cokolwiek było.
Opowiadając o starych czasach RRX używasz metafory. „Żyliśmy w bolidzie. Ścigaliśmy się na autostradzie przy prędkościach powyżej trzystu. Nikt nie myślał o kupnie biletu. Wyjeżdżając na drogę nie wiedziałeś, czy dojedziesz do końca”.
Nie było dyskusji „słuchaj, musimy porozmawiać”, od razu się tłukłem. To nie brazylijski serial, tylko Warszawa – miasto, które żyje w sposób dynamiczny. Tu ciągle trwa polowanie na dziką zwierzynę. Chcesz coś ustrzelić, musisz być szybki. Dynamika jest motorem.
Wychowałem się w Łańcucie, to 18-tysięczna mieścina na Podkarpaciu. Wyruszyłem w świat z miasta, które kochałem, bo tak jak cenię sobie spokój, tak uwielbiam emocje. Jestem ich dilerem. Byliśmy jak poeci, którzy uprawiają sporty ekstremalne. Jak ci zajebiści amerykańscy raperzy, którzy potrafią zrobić w miesiąc 100 mln wyświetleń, po czym łamią warunki zwolnienia warunkowego i wracają do puchy. Systematyczni, ale i szaleni. Dziękuję Bogu, że w Polsce jest ograniczony dostęp do broni. Ja bym już, kurwa, dawno siedział. Pozabijałbym co najmniej piętnaście osób. Nigdy nie wiedziałeś, jak zachowasz się w danej sytuacji.
Raz pojechałeś wykupić Faziego, a na miejscu spotkała cię impreza.
Sytuacja sprzed półtora roku. Fazi pojechał na koncert i przepadł. Przez 14 godzin dojeżdżałem wszystkich jego znajomych – nikt nic nie wiedział. Wieczorem dostałem telefon. „Szukasz Faziego? W piwnicy go mamy”.
Każdą z takich akcji brało się na poważnie. Jak już ci mówiłem, wokół nas kręcili się wszyscy. Politycy, bandyci. Ale my nie mieliśmy czasu, żeby się z nimi funflować. Mieliśmy swoją jazdę – stworzenie rapu w Polsce. Kształtował się legendarny team.
Którego czołową postacią był Tede.
I jego raz zaatakowali, wstawiłem się.
Miał niesamowity sposób odwracania biegu rymów. Składnia Tedego z pierwszych czasów twórczości była doskonała. To był polski Method Man. Mój kawałek „Fejm” jest jakby podziękowaniem dla Jacka, który napisał mi sześć pierwszych wersów. „Patrz jak rymy ociekają złotem. Gospodarczym jestem podmiotem”. Na koncertach Tede rozpierdala. A dlaczego? Bo my nagrywaliśmy na raz, bez cięć.
RRX-owska technika.
Nagrywanie na setkę polega na tym, że tak szybko jak ty jesteś w stanie zarapować, ludzie powinni odbierać informacje. Wybrzmieć ma każdy wyraz.
W „Drina goni kolejny drin” Tedego masz swój udział. Na jego pytanie „wiesz, jak ja to pamiętam?”, wykrzykujesz „niezbyt!”.
Ten numer bazuje na tym samplu co „Żono moja”. Oczywiście ma inne tempo, ale melodyka jest ta sama.
Tede zarobił u ciebie najwięcej? Za S.P.O.R.T. dostał ponoć 70 tys. złotych.
75. Borixon otrzymał za solo 35, ale pamiętaj, że wtedy wartość pieniądza była inna, no i rozliczałem się z raperami także samochodami. (To wynik ustnej umowy Kozaka z hurtownikami, którzy niejednokrotnie mieli problem z uzbieraniem z dnia na dzień kwoty kilkudziesięciu tysięcy złotych)
Tede otrzymał 4Runnera.
Chciał terenówkę. Droższy samochód dostał Volt – w chuj wypasionego mercedesa za Wkurwione Bity.
Pęku przywołuje, że szczyciłeś się wyćpaniem 100 tys. za płytę.
Myślę, że 100 tys. nie jest największą kwotą, jaką można przećpać. To tak jakbyś miał 30 fur, a później opowiadał: „Tak, Pegeuot 107 był najszybszym samochodem, którym jeździłem”.
Po „Nastukafszy” potrafiłeś przez osiem miesięcy wąchać z Tede koks, palić jointy i pić wódkę. Przepuściłeś wtedy podobno sumę porównywalną do wartości kawalerki w Warszawie.
Po pierwsze, kto to obliczał? A po drugie, to kłamstwo. Wiesz, jakby to powiedzieć… Ja nie potrafiłem być bogaty w tamtych czasach. Pieniądze nie przedstawiały dla nas jakiejś wielkiej wartości. To było coś marginalnego w naszym życiu. Coś, co pozwalało nam egzystować.
Napijesz się kawy?
Chętnie.
Ale nie mam cukru, Hubert. Wiesz, „nie używam cukru, zapłaciłem słono”.
Twoja cukrzyca to pochodna dawnego stylu życia?
No tak, nazwałem nas poetami lubiącymi zaznawać sportów ekstremalnych, ale tak naprawdę nie byliśmy sportowcami. No bo dlaczego mielibyśmy nimi być? Nawet ci co tańczyli wcześniej breaka, jak zaczęli zajmować się rapem, przestawali. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych i na początku dwutysięcznych naszym jedynym sportem było frisbee, mocno promował je Jacek. Graliśmy na Polach Mokotowskich. A poza tym? „Kici-kici, miau-miau, a psy za mną hau-hau”.
„Głośna muzyka, pewnie przy trawce tam siedzą”. Policja nie raz wpadała do legendarnego studia Schron z nakazem.
„Wyleźli z komendy jak gimbazie pryszcze”.
„Oni wszędzie są, wiedzą, gdzie mój dom. Robią mi na kwadrat wjazd, który to już raz”. Kiedykolwiek coś znaleźli?
„Bezszmerowy wentylator, mały pobór mocy. Helikopter z kamerami nie widzi go w nocy. Morda na kłódkę, sąsiadom nie papla. Specjalista od melodii nie używa sampla. Wszystko to poważka, bo to nie są żarty. BHP przy pracy, połamał SIM karty”. Przecież to jest esencja upraw marihuany. Ludzie wpadają na wilgotnych szybach w bloku, na wentylatorach. Przecież jak nie masz przystosowanego pomieszczenia, ze specjalnymi materiałami termoodpornymi, to w nocy termowizyjne kamery są w stanie wyśledzić skupienie nietypowego ciepła. Nie, nie mieliśmy przypału. Trzeba wszystko robić mądrze.
„Rozpościera skrzydła marnotrawne pisklę. Za ciebie trzymają kciuki osoby ci bliskie”. Porozmawiamy o tych słowach?
Pewnie, możemy. Nie jest tajemnicą, że mam piątkę dzieci. Raperów też tak trochę traktowałem, jako wychowanków. „Moi bracia liczą cash, będę z braćmi liczył też”. Wiesz, ja brata nigdy nie miałem, mam siostry. Kiedy mówię o kimś „bracie”, nie myślę o ziomkach. To coś więcej. Wspólnie osiągacie sukces, nieważne po jak dużej liczbie prób. Moi bliscy, bracia staczali się, widziałem różne rzeczy. Wierzę, że ślepi przejrzą na oczy i zrozumieją, że nie tędy droga. „Łzy, łzy już ich nie pamiętam. Ważne, jaka puenta”.
Nie wiem, czy ci mówiłem, ale jestem osobą, która ma bardzo duże pole bioenergoterapeutyczne. Mógłbym śmiało leczyć ludzi.
Ogromnym plusem rozmowy z tobą jest to, że niezależnie od tego jak byłbym przygotowany, zawsze dowiaduję się czegoś nowego. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś bioenergoterapeutą?
Już się w to nie bawię. Przestałem w momencie, gdy u koleżanki mojego syna przyspieszyłem skręt jelit i musiała jechać na izbę przyjęć. Dlaczego, kiedy miała bóle przyszli do mnie? Bo wcześniej wyleczyłem moje dzieci z potwornych zatruć. Z 8 lat temu leżały nieprzytomne, nic nie pomagało. Skoncentrowałem się, po pięciu minutach syn i córka zwymiotowali i zatrucie zostało wspomnieniem.
Powtarzasz, że wspólne melanże, przygody pomagały chłopakom z RRX być lepszymi raperami. Byliście bardzo zgraną ekipą, ale… Muszę o to zapytać. Co takiego Borixonowi zrobił Radoskór, że „Borys” wykasował mu wszystkie kawałki z solówki? Było osiem gotowych numerów.
Nie pamiętam dokładnie. Powiem tylko, że być może życie Radka potoczyłoby się inaczej. Tamte utwory były znakomite, niesamowite, np. „Jesteś moją kokainą”. Radoskór miał charakterystyczny głos, barwę i był jednym z pierwszych raperów, którzy umieli podśpiewywać. A naturalnym etapem pracy w grupie o kryptonimie RRX było to, że ci, którzy złapali już jak rapować, zaczynali mruczeć, nucić, co doprowadziło do śpiewanych refrenów, a Radoskór potrafił śpiewać ładnie. To było instynktowne podążanie, tworzenie stylu. Bo przypomnę, że poza mną żaden z nas nie był po szkole muzycznej.
Kto wypisał na ścianie Schronu priorytety RRX? „Dobrze zjeść, wciągnąć koks, zaruchać, zarobić hajs”.
Tu trzeba do grafologa. W studiu było też napisane: „cisza, gruby patrzy”. Więc na pewno nie ja.
„Piwa nie piję, więc chodźmy na wódkę. Bywa, że kończę ze zgubnym skutkiem. Czynności życiowe wrócą mi z rana, chyba że na Kolskiej bym skaftaniał”. Używki to wybór ludzi dorosłych. Pewna pani psycholog powiedziała mi, że każdy pełnoletni ma prawo do robienia ze swoim życiem co uważa, jeżeli nie robi krzywdy najbliższym i nikt z tego powodu nie cierpi.
W waszych libacjach uczestniczył 17-letni Pęku. Dogrywał się do rozchwytywanych składanek i koncertował ze Wzgórzem (Wzgórze Ya-Pa 3). Chłopak był zaszyty, trafił na odwyk. Czujesz się za to współodpowiedzialny? On twierdzi, że to w RRX nabawił się pijaństwa.
Nieprawda. Już jak trafił do RRX, mówiło się, że jest nałogowcem. Pęku przyjeżdżał tylko raz na jakiś czas. Inaczej moglibyśmy rozmawiać w kontekście Borixona, który mieszkał u mnie przez półtora roku. Borixon nie został nałogowym alkoholikiem. W sumie, jakie to ma znaczenie. Nikogo nie zmuszali do picia.
Jak przeczytałem tytuł jednego z twoich ostatnich wywiadów („Ćpanie napędzało nasze ego”), to pomyślałem sobie, że raczej nie jest ci na rękę. Przecież od 2003 jesteś czysty.
Zgadza się, nie wącham koksu. Ale i tak zawsze będę postrzegany jako koks posypany, tak ludziom wygodniej. Im mocniej będę zaprzeczał, tym bardziej będą pewni.
Żeby była jasność, nie mam nic do konsumentów kokainy. Oczywiście jej zażywanie nie wpłynie korzystnie na twoją sytuację majątkową, lecz „cała natura pochodzi od Boga – z Azji konopie, z Andów koka”. Tylko te dwa narkotyki uznaję i szkoda, że szmaci się je substancjami chemicznymi. O środkach przeznaczonych niby dla celów kolekcjonerskich brzydzę się nawet opowiadać. Zioło to zioło, ma dawać lajt, a nie wypierdalać w kosmos. A nie brakuje takich, którzy chcą sobie dorobić i maczają je w Domestosie, mefedronie, w heroinie. Taki towar jest bardziej chodliwy, dilerzy karmią klientów chemią gospodarczą. Dlatego legalizacja jest wskazana społecznie. Oznacza kontrolę jakości i spowoduje zmniejszenie zużycia twardych narkotyków w Polsce. Bo skoro i tak trzeba się kitrać, to co za różnica czy z miękkim czy z twardym dragiem. „Raz na tydzień moja przystań. Celebruję i korzystam”.
Był raper, który izolował się nieco od waszej bandy? Nagrywał i jechał w swoją stronę?
Onar.
Wiem, że nie brał udziału w operacji „Cytryna”, chociaż był na miejscu. „Sześciu wyciska cytrynę na sok”.
To prawda, nie wziął w niej udziału. A kto wziął? Dane wszystkich agentów zostały utajnione. Zniknęły teczki, nie ma na to już papieru. Dodam jedynie, że Onar nie był tą „Cytryną”. (wybuch śmiechu)
„Cytryna” była z Nadarzyna? To na wysokości tej miejscowości stały tirówki.
Nie, nie była z Nadarzyna. Wiem, że „zwłoki tej wywłoki odnajdują w lesie za rok”. Została zamordowana. Dlaczego? Wygodniej mi nie mówić.
„Cytryna”… Taki incydent miał miejsce, nawinął o nim zresztą Pih, ja na płycie jedynie to lekko sygnalizuję. I powiem ci szczerze, nie chcę się w tym babrać. Jeżeli chodzi o sprawy damsko-męskie, myślę, że każdy z nas czegoś szuka w życiu i czasem upada. Byłem jak upadły anioł.
Tak, słucham?
(Kozak odwraca się w stronę klientki. Jest nią trzydziestoparoletnia zgrabna brunetka)
– Panowie mają tylko muzykę? Interesują mnie filmy, ale takie trochę zboczone, lekka dominacja. Macie coś takiego? Dominujące kobiety? Skóry, kneblowanie.
(Pierwszy polski wydawca rapowych płyt przegląda asortyment. Nie jest w stanie spełnić oczekiwań klientki)
Widzisz, jakie to jest życie Hubert? Elegancka pani. Różne miałem propozycje. Na Centralnym podeszła do mnie kiedyś dziewczyna z chłopakiem, brali jakieś erotyki. Nagle on mówi: „Panie, ona nie wie czego chce! Może pan ją przetestować”. Uśmiechnęła się.
Rozmawiamy wśród filmów, więc puszczę ci jeden. (To pierwsze sceny obrazu „Nic śmiesznego” Marka Koterskiego). O tobie też tak mogą mówić. „Ten to miał życie”, „Ten to naobracał tych towarów”. Pytanie, czy podobnie jak Adam Miauczyński będziesz zaprzeczał?
Puszczę ci coś w odpowiedzi. (Kozak podnosi się z plastikowego krzesła, uruchamia wysłużoną wieżę) „Ta wiedźma mnie pociąga, fajna jest i słodka. Na deser przyszła mi ochotka, nie mówię ci jak żyć. Co kochać i gdzie być”. I druga zwrotka. „W głowie szepty: weź ją bierz, jedźmy gdzieś. Do taryfy mnie porwała i wskazała cel. Czego więcej chce od życia taki chief jak ja. Z mocą coraz prędzej do jej raju pędzę bram. Seks runda, bunga bunga, dobrze zrobi nam. Na jej bladą cerę ekstra przepis znam. Tylko błagam pliss, pliss, nic na fejsie nie pisz. Niech to wszystko będzie tajemnicą naszą, piękny widok. Gdy mnie budzisz ranną kawą”.
Gdy mnie budzisz ranną kawą.
Właśnie, gdy mnie budzisz ranną kawą. Sprowadziłeś seks do fizyczności. A ja nie romansowałbym z jakimiś szmulami, tylko po to, by zaliczać. Tego co było kiedyś i tak nie pamiętam. Zresztą zawsze chodziło o coś innego. O emocjonalne podejście…
(Do stoiska podchodzi szczupły starszy mężczyzna z wąsem)
– A mnie pan mówił, że właśnie o coś innego szło.
Poznajcie się, to jest pan doktor od uzależnień, profesor. Właśnie wydał książkę. Podobał mu się mój „Wir” (jeden z kawałków z nadchodzącej płyty Kozaka), który jest właśnie o uzależnieniach.
Miło mi.
– Wywiad? Bardzo dobrze pamiętam swój pierwszy. 45 minut nagrywali mnie do Panoramy. Wieczorem, o 21.30 włączone były wszystkie magnetowidy znajomych. Pojawiam się na ekranie i mówię, że alkohol szkodzi. „No, niby prawda” – mówili potem. „Ale jakby czegoś brakowało”.
(śmiech)
A więc tajemniczość, romantyzm. Możesz napisać, że Kozak zastanawiał się długo i odpowiadał wymijająco. Że nie chciał drążyć tematu.
– Uśmiechając się przy tym tajemniczo.
Myślę, że moja miłość się obroniła. 27 lat po ślubie, piątka dzieci, jesteśmy razem. Znajdź drugą kobietę, która by to wytrzymała.
Dla twojej żony może być trudne słuchanie wersów: „Jebać policje, HWDP. A mówili, że marzenia nie spełniają się”.
Powiedzmy, że poniosła mnie fantazja. Artysta pozwala sobie na pewną jej dozę.
Twoja płyta będzie jak „Piękni czterdziestoletni” Marka Hłaski? Esbecy uważali tę książkę za biografię pisarza, a to była przecież powieść.
Jak mnie za bardzo wkurwisz, to cię zautoryzuję – mam takie prawo. Słuchacze go nie mają, słuchacz nic nie zmieni. Raperzy mówią dużo, ale nawet osoba, która dokładnie śledziła nasze losy nie ma pojęcia o większości tego, co się działo. Najbardziej zajebiste jest to, że im dłużej będziesz mnie znał, tym bardziej przekonasz się, ile mam tajemnic. Jestem osobą małomówną.
„Mam ochotę powiedzieć, że zbudowałem ten kościół i teraz mam ochotę go spalić. Zawinąć w bletkę i spalić”. Dlaczego?
To nawiązanie do tego, że mam teraz okazje sobie porapować. Jestem swoim największym cenzorem. Robiąc płytę byłem dla siebie tak wymagający, radykalny jak dawniej dla artystów. Wiele do powiedzenia miał także mój producent, wybierałem ze 150 bitów. Jak usłyszałem bit do „Wiru” przed oczami stawały mi obrazy i poryczałem się z sześć razy. Prawdziwy mężczyzna nigdy nie płacze, tralalala. Wczoraj oglądałem do trzeciej nad ranem „Bodyguarda” i też ryczałem.
Celujesz w brzmienia Atlanty i Chicago. Siłą twojego projektu ma być jego koncertowy wymiar.
Odrzuciłem w sumie 14 utworów. Część dlatego, że do zajebistych refrenów nie byłem w stanie wymyślić dobrych zwrotek. A musisz wiedzieć, że często doradzałem raperom w kwestii refrenów. Słyszałem coś i mówiłem: „NIE! Zmiana”. Praca liryczna oraz tekstowa nad materiałem zajęła mi ponad rok.
Dzisiaj nikt nie robi ci nalotów na dom, pojawiają się natomiast skargi, że zakłócasz spokój osobom pracującym na Zachodnim.
Moja płyta oparta jest na basie 808. To specyficzny, nisko brzmiący, dudniący bas, który maskuje wokal. Ludzie, którzy są 20 metrów od źródła dźwięku, np. panie z kiosku Ruchu, słyszą włącznie wysokie werble. „Bu, bum, bubububu”. Tych skarg było dużo. Zawsze paliłem Jana i przepraszałem. A że tu się zamyśliłem, tu coś. Najgorzej, jak panie z administracji złapały mnie na gorącym uczynku. Schodzą, a tu nakurwia na full.
Na zapleczu masz schody ruchome. „Schody do nieba, schody do rapu”. Po co?
Mój sklep jest w miejscu, gdzie kiedyś z nich korzystano. Jak przejmowałem ten lokal, były dla mnie niespodzianką. „Jak to? Schowane, zabudowane?”. Zepsuły się 14 lat temu. Dokładniej przy zmianie kierownictwa ktoś ukradł drogi silnik.
Schody ruchome są takim wykładnikiem stolicy. To tutaj, w Warszawie pojawiły się pierwsze. Przyjeżdżałem do tego miasta już jako 23-latek. Przywoziłem w plecakach płyty z wydawnictw muzycznych. U mnie wszystko zawsze opierało się na bezpośrednim kontakcie z ludźmi. Wiele dużych rapowych wytwórni było następstwem osadzenia w kulturze. Remik z UMC miał najpierw skateshop, Step Records było dużym sklepem internetowym…
– Gdzie są perony?
Prosto i w lewo.
Jeżeli któryś z tych pędzących na pociąg zna twoją historię, musi niedowierzać. „Sprzedaje filmy na dworcu i mówi, że uwielbia siebie, jest szczęśliwy? Przecież kiedyś obracał setkami tysięcy złotych”.
A słyszałeś, że pieniądze szczęścia nie dają? Bogactwo jest stanem umysłu. „Kiedyś obracał pieniędzmi”… Jakie to ma znaczenie? Wiesz, ja przez całe życie miałem mnóstwo ofert, np. prowadzenia programu w telewizji muzycznej. Tak dużo razy jednak odmawiałem, że przestawały się pojawiać. RRX nie polegało na hajsie, tylko na ideach. Oglądałeś Adama Słodowego? Potrafił wziąć pudełko zapałek, trzy nakrętki, dwie śrubki i robił z tego samochodzik. Wyznaczaliśmy trendy. Bardzo ceniliśmy sobie hermetyczność, żyliśmy w małym stadzie. Jarał nas tylko hip-hop. Jak ktoś jest kolegą wszystkich, to tak naprawdę nie jest niczyim.
„Kusi, kusi mnie grzech, diabeł do siebie znów woła. Dusi, dusi przez sen, czy wyrwać mu się znów zdołam”. Tyle razy odbijałeś się od dna…
I może teraz wygodniej jest mi w ten sposób żyć? Tak jak wielu ludziom, którzy opuścili rodziny i żyją jak kloszardzi, w biedzie. Stan majątkowy jest wyborem umysłu, samotność także.
Rap to najfajniejsza rzecz na świecie. Najciekawsza, jaką w życiu robiłem. Nic oprócz narodzin dzieci, obserwowania jak dorastają, nie dało mi takiej radości. Każdy ma swoje 5 minut, w naszym przypadku mówimy o niespotykanej skali. Parkour, freestylowe podejście. Człowiek nie myślał ekonomicznie, nie odkładał pieniędzy, bawił się. Gdy jesteś niedojrzały, bogactwo prowadzi do spłycenia sposobu myślenia.
O niektórych wspomnieniach trudno ci się mówi.
Są niewygodnie. Jestem tak naszpikowany emocjami, że mógłbym napisać z 10 płyt. I to nie byłoby płyty tylko o hip-hopie. „Ważne, że gdzieś tam kiedyś się spotkamy – wierzę. Bicze kwiczą, lecą stówki przecież”.
ROZMAWIAŁ HUBERT KĘSKA
Fot. WIKTOR KĘSKA