Na swoją sylwetkę pracują przez całe życie. Uprawiają jeden z najdroższych sportów świata, na którym zarabia bardzo nieliczna grupa. Mimo że są wśród nich doktorzy nauk, nie uchodzą za najlotniejszych intelektualnie sportowców. Co dzień muszą mierzyć się ze stereotypami i mitami. Srebrny medalista mistrzostw Polski Łukasz Sosiński opowiada o istocie i cieniach kulturystyki.
Odbierając telefon zawsze bierzesz na głośnik?
Wiem co masz na myśli. Nie, mogę jeszcze normalnie rozmawiać. Chociaż po treningu ramion zdarza się, że mam tak dużą pompę mięśniową, że nie daję rady wyjąć z uszu słuchawek. Muszę ciągnąć za kabel. (śmiech)
Dawniej kulturyści opowiadali, że jedzą kilogram mięsa i 30 jajek dziennie, śpią po 12 godzin na dobę, nie wolno im uprawiać seksu. Arnold Schwarzenegger zadał sobie wówczas pytanie: „Kto, do cholery, chciałby mieć coś wspólnego z tym sportem?”.
Jeśli chodzi o jedzenie, faktycznie trzeba pochłaniać duże ilości. Regeneracja w kulturystyce to bardzo ważna kwestia. Z tym seksem raczej się nie zgodzę. On nie przeszkadza w niczym. Może tydzień przed zawodami. Ale to bardziej wynika z braku energii.
Niektórzy twierdzą, że kulturyści wcale nie są silni.
Wielu z nas ma podpisane kontrakty ze sponsorami. Nie możemy pozwolić sobie na uniesienie się dumą i udowadnianie, ile to my nie wyciśniemy. Złapiesz kontuzje, nie wystartujesz w zawodach i masz rok w plecy. Nie robimy sobie konkursów, nie przykładamy wielkiej wagi do rekordów osobistych.
Jaki jest twój, na płaskiej?
Robię po sześć powtórzeń 180-tką. Nieźle jak na to, że nigdy nie trenowałem na siłę.
Osłabieniem należy zatem tłumaczyć sytuację z zawodów kulturystycznych w parach, gdzie stukilogramowy kulturysta – podczas układu dowolnego – nie mógł podnieść o połowę lżejszej partnerki?
Trzeba pamiętać, że zawodnicy na scenie są mocno odwodnieni. To ma duży wpływ na siłę.
W skrajnych przypadkach poziom tkanki tłuszczowej u wychodzących na podest wynosi 3-4 procent.
I pozowanie na scenie przez 5 minut może cię wykończyć bardziej niż ciężki dwugodzinny trening. Ja ważę teraz 112 kilogramów, a jeszcze dwa lata temu schodziłem do kategorii 85.
„Kilka dni przed konkursem spożywałem dziennie około dwustu kalorii. To równowartość pięćdziesięciu gram produktu węglowodanowego, jakim jest ryż. Dodaj do tego katorżniczy trening siłowy, plus dwie godziny aerobu. Dla mojego organizmu to mega obciążenie”. W okresie redukcji śni ci się jedzenie?
Parę razy mi się śniło. Najgorsze momenty miałem, gdy leciały w telewizji reklamy z jedzeniem. Musiałem przełączać, tak mnie denerwowały.
Karolina Kowalkiewicz płakała oglądając reklamę czekolady.
Ja może nie płakałem, może nie było mi smutno, ale byłem wkurzony. Samą świadomością, że jedzenie jest dla mnie aż tak ważne. Czułem się jak grubas, który cały czas o nim myśli. Nie dawało mi spokoju, jakby moim głównym celem w życiu było dobrze się najeść. Byłem zirytowany tym, że mój mózg nie potrafi się pozbyć tak zwierzęcego pragnienia.
Co jeżeli dzień przed zawodami jeszcze trochę brakuje do optymalnej wagi? Zawodnicy posiłkują się alkoholem?
To rozwiązanie z lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych, dzisiaj się go raczej nie stosuje. Bo też wiemy, że aby się odwodnić, nie wystarczy kieliszek wina, trzeba tego alkoholu trochę wypić. A wtedy możemy narazić się na rewolucje żołądkowe. Organizm człowieka jest bardzo wyjałowiony.
Gdybyś miał coś polecić, byłaby to sauna czy żel „sweet sweat” (produkt używany powierzchniowo, mający poprawić ukrwienie oraz podnieść temperaturę ciała).
Osobiście nie stosuję ani żelów, ani innych gwałtownych metod utraty wagi. Takie przedsięwzięcia ze swoim organizmem są niezdrowe i bardzo ryzykowne w okresie redukcji. Staram się mieć wszystko wcześniej dokładnie zaplanowane – kiedy startuję sam i gdy przygotowuję do startów zawodników. Jeżeli komuś brakuje wagi, nigdy nie robię niczego na siłę, wiem, że byłoby to narażeniem chłopaka na niebezpieczeństwo. Szczególnie, skoro i tak jest osłabiony. Niech nawet startuje w wyższej kategorii, zajmie gorsze miejsce, ale będę miał świadomość, że nie poświęciłem jego zdrowia.
Dietetyk gwiazd UFC George Lockhart podaje receptę, jak w dwa tygodnie zejść z wagi. Można ją streścić słowami: Dobrze się nawodnij. Najpierw spożywamy dobre tłuszcze, bo tłuszcze są trawione powoli. Potem otulamy się ciepłą odzieżą, pijemy lodowatą wodę, ograniczając powoli spożywanie płynów. Tuż przed występem przechodzimy na dietę owocową. Jeśli mimo to nie będziemy w limicie, podpinamy kroplówkę, w celu naładowania ciała potasem. Zrównoważamy wówczas podaż sodu.
To może sprawdzić się w sportach walki. Jeśli chodzi o kulturystykę, oprócz tego, że trzeba pozbyć się wody, musimy utrzymać pełność w mięśniach. I to jest już bardzo skomplikowany proces. Najczęściej robi się to poprzez zabawę z sodą, z potasem i środki diuretyczne. Dzięki nim pozbywamy się wody spod skóry, a zatrzymujemy ją w mięśniach. Wtedy wygląd jest najlepszy, a mięśnie najbardziej wyraźne. Skóra jest na nich opięta, nie jesteśmy płascy. Jeżeli natomiast środki diuretyczne nie dają rady, to łapiesz się czegokolwiek.
Na przykład?
Ludzie siedzą w samochodzie w kurtce puchowej z odkręconym na maxa ciepłym powietrzem albo… plują.
Plują?
Człowiek jest w stanie wypluć około kilograma śliny. Gościu żuje gumę, która pozwala ją wytworzyć i pluje.
To wszystko jest niewyobrażalnym obciążeniem dla organizmu. Utrata więcej niż 10% masy ciała to dla niego ekstremalne przeżycie. Na zawodach kulturystycznych zdarzają się omdlenia?
Nawet na zeszłorocznych debiutach byłem świadkiem, zawodnik zemdlał pod sceną. Trener szybko go ogarniał. Heroiczna walka. Wciskał mu do buzi Snickersa. „Masz, jedz szybko”. Drugi raz go odcięło. Ale wrócił i jeszcze zdobył medal.
Robert Burneika poza sezonem wcina 7-10 tys. kalorii.
Ja trochę mniej. W okresie budowania masy mięśniowej dochodzę do 5 tys. Ludzie myślą: „Masa, a, fajnie, można jeść co się chce”. Niestety, bycie na takiej liczbie kalorii jest też męczące. Bo trzeba jeść dużo, ale dużo rzeczy wartościowych. Chude mięso, dobre źródło węglowodanów w postaci ryżu, kaszy, no i warzywa. Dostarczenie z takich produktów takiej dawki kalorii nie jest łatwe.
Ile miesięcznie wydajesz na jedzenie, odżywki?
Około 3 tys. złotych. Średnio robię zakupy co drugi dzień, zostawiając w sklepie 150-200 zł. Mówię tylko o zakupach spożywczych. Tyle kosztuje mnie utrzymanie w tym sporcie. Jemy dużo mięsa, a to musi być dobrej jakości. Dlatego spożywam albo indyka, albo kurczaka zagrodowego. Różnica na kilogramie wynosi pięć złotych, ale mam pewność, że nie jest tak nafaszerowany antybiotykami. Prawie pięć razy droższa jest polędwica wołowa, którą staram się jeść raz dziennie.
Minimum 2250 na samo jedzenie. Niektórzy tyle zarabiają…
Dlatego chłopaki biorą kredyty, znam takich. To jest błędne koło. Jak je jakimś cudem spłacą, zapowiadają, że już nie będą startować. Zaraz jednak podejmą decyzję o następnym występie. I w połowie przygotowań znowu okazuje się, że brakuje pieniędzy. Każdy ma jakichś znajomych, pożycza i tak to się kręci. Funkcjonując w ten sposób nie masz w ogóle komfortu życia.
„Hardkorowy Koksu” wyjawił mi, że kulturyści przez sport tracą rodziny. Kulturystykę nazywa najdroższym sportem świata. Mówi, że jako tako radzi sobie tylko czołowa dziesiątka zawodów Pro.
Jeżeli mówimy o bezpośrednich zarobkach z kulturystyki, racja. Z tym że większość amatorów zarabia pośrednio, w związku z osiągnięciami sportowymi. Prowadzimy zawodników, treningi personalne, seminaria. I w ten sposób zarabiamy na hobby, bardzo drogie hobby. Modeling? Ciężko, firmy poszukują sylwetek przystępnych dla odbiorcy, kulturyście są za duzi. Bardzo mało osób może wyżyć z samych wygranych lub ze wsparcia sponsorów. Zawodnicy Pro inkasują naprawdę dobre pieniądze, bo tam wygrana w zawodach dochodzą do 100 tys. dolarów. No i oczywiście kontrakty sponsorskie są na dużo wyższym poziomie.
Na szczeblu zawodowym są kontrole antydopingowe?
Nie słyszałem, żeby ktokolwiek był zawieszony. Z tego co wiem, żadnych badań się nie przeprowadza.
Dlaczego?
Jeśli zostałby złapany zawodnik Pro, miały spory problem. Otrzymałby karę, stracił dobrą sławę, a w następstwie możnych sponsorów. Taki incydent mógłby zaważyć na całej jego karierze. Zresztą, nawet w kulturystyce amatorskiej kontrole są pozbawione sensu.
Czyli na poziomie amatorskim są przeprowadzane?
Tak. Zazwyczaj badani są zawodnicy z pierwszych trzech miejsc w danej kategorii, przeprowadza się testy moczu. Wygląda to w ten sposób, że podczas dekoracji pod sceną stoi komisja antydopingowa z karteczką i długopisem. Schodząc z niej musisz złożyć podpis. Deklarujesz, że w przeciągu godziny stawisz się na badania antydopingowe. Przychodzisz do nich do pokoiku, idą z tobą do łazienki, gdzie oddajesz mocz do probówki. Ten jest później transportowany do laboratorium i sprawdzany pod względem środków zakazanych z oficjalnej listy WADA. I teraz, ważna kwestia. Członek komisji stoi zwykle za tobą. Zdarza się jednak, że patrzycie na siebie twarzą w twarz.
W takiej konfiguracji ciężej oszukać.
Dokładnie. Bo oczywiście są sposoby, żeby wynik wyszedł nieważny. Nie negatywny, ale nieważny. Niektórzy zawodnicy dorzucają do probówki proszek do prania. Są też bardziej doraźne metody. Np. wsadza się w majtki prezerwatywę z czyimś moczem. Wyciągasz, przebijasz gumkę igiełką i oddajesz do probówki. Jak gościu stoi naprzeciwko ciebie, to nie ma opcji.
Pozamiatane?
Wszelkie wykryte próby zmanipulowania rezultatu traktowane są jako wynik pozytywny. Tak samo jak niepoddanie się testowi.
Wszyscy biorą?
Zdarzają się wyjątki… Ale nawet na zeszłorocznych mistrzostwach Polski juniorów miała miejsce dość jednoznaczna sytuacja. Komisja czekała z chłopakiem przez kilka godzin, ściemniał, że nie może się wysikać. Tłumaczył, że jest odwodniony, więc poili go co chwilę wodą. Zawody skończyły się o 18. W końcu się złamał i oddał mocz do probówki. Była piąta rano.
Czyli jemu się nie udało.
Udało się natomiast zawodnikowi startującemu w 2015 w seniorach. Zagrał, że mdleje, zabrała go karetka. I rzeczywiście, nikt go nie przebadał.
Marcin Różalski wsadza ludziom do głów, że 99% zawodników MMA bierze sterydy. „Doping powinien być dozwolony, ogólnodostępny. To jest jak z tymi telefonami komórkowymi, które kiedyś służyły tylko do dzwonienia. Człowiek dąży do tego, żeby biec szybciej, skakać wyżej, dalej, podnosić więcej, bić mocniej. To tylko i wyłącznie twój wybór. Chcesz jeść korę i pić wodę z kałuży? Dobrze, ale nie dziw się później, że dostajesz w pizdę od napompowanych koni. Jeżeli doping będzie dozwolony, skończą się kombinacje. Każdy będzie miał mniej więcej równe szanse”. W kulturystyce też chodzi bardziej o wyrównanie szans niż o oszustwo?
Zgadzam się z tymi słowami. Pomyśl, przysiedliby się do nas Lance Armstrong i Marion Jones. Ludzie obserwowaliby jak rozmawiamy i przyjmijmy, że musieliby zdecydować, kto z nas się dopinguje. Kogo wskazaliby palcem? Kulturyści wyglądają inaczej niż reszta. Nasze mięśnie są przerośnięte, co widać gołym okiem. A nie dostrzeżesz, że ktoś ma pięćset razy większa wydolność od normalnego człowieka, jeżeli nie weźmiesz go na bieżnie, na boisko.
Co byłoby ciekawego w igrzyskach, na których nikt nie bije rekordów? A my dotarliśmy już do ściany, bez dopingu nie da się przekroczyć pewnej granicy. Jeżeli mamy wiedzę, że w sportach walki dopinguje się, powiedzmy, pięciu zawodników, to pewnie i część z goniących ich czegoś próbuje. Prowadzę pod względem dietetycznym paru chłopaków, którzy się biją i wiem, że doping stosowany jest tam już od poziomu amatorskiego.
To doping robi z kulturysty mistrza?
Nie można tam powiedzieć. Jeżeli postawimy obok siebie dwóch zawodników o tej samej genetyce, obaj będą ciężko trenowali i jedyna różnica między nimi będzie taka, że X odpowiednio się odżywia, a Y zaniedbuje tę kwestię, natomiast stosuje doping. To wcale nie musi wygrać Y.
Przed walkami niektórzy łykają speeda. W kulturystyce posiłkowanie się amfetaminą cokolwiek daje?
Nie słyszałem, żeby ktoś przyjmował środki psychoaktywne, żeby zrobić lepszy trening. To za gruby temat. Jeśli stosowano amfetaminę, to w dawnych czasach, kiedy nie było jeszcze efedryny. Efedryna to dużo delikatniejsza pochodna. Jeżeli stosuje się ją w krótkim czasie, w odpowiednich dawkach, nie jest niebezpieczna.
Schwarzenegger opowiada, że w jego przypadku branie sterydów było bezpieczne, bo przyjmował je pod okiem lekarza. Raz do roku przez 6 do 8 tygodni przed zawodami.
O to, czy to prawda musielibyśmy zapytać jego lekarza, jeżeli kiedykolwiek istniał.
Sterydy anaboliczne można przyjmować mądrze i mniej mądrze. Większość kulturystów robi to z głową. Regularnie się bada i wie co robić, kiedy coś jest nie tak.
A kiedy coś jest nie tak? Przerost narządów wewnętrznych to bardziej konsekwencja przedawkowania hormonu wzrostu?
Hormonu wzrostu, insuliny. Tak zwana akromegalia.
Niewydolność nerek?
Bardziej sprawka nadużywania środków diuretycznych. Sporo kulturystów żyje bez nerki, to częsty uraz. Np. Flex Wheeler jest po przeszczepie.
Plamy na wątrobie?
Na szczęście wątroba ma to do siebie, że się regeneruje. 48 godzin to pierwsze oczyszczenie, tydzień – pełna regeneracja. Oczywiście kulturyści biorą środki, które obciążają ten organ. Po cyklu badasz sobie próby wątrobowe, patrzysz jaki jest wynik i bierzesz środki, które wspomagają naturalna regenerację. Za dwa tygodnie znowu się sprawdzasz, wyniki wtedy powinny być już w normie.
Ssanie kciuka w kącie?
Jeśli mamy rozregulowany układ hormonalny, mogą wystąpić stany depresyjne. Jeżeli jednak potrafimy utrzymywać gospodarkę hormonalną na optymalnym poziomie, to raczej ich unikniemy. Wiadomo przy tym, że przyjmowanie większej ilości określonych środków nie pozostaje całkiem obojętne dla naszej psychiki. Zwłaszcza, gdy połączymy to z katorżniczą dietą, podczas której stosowania jesteśmy głodni, wycieńczeni fizycznie i mentalnie. Generalnie sterydy są najniebezpieczniejsze w rękach Sebów i Januszy siłowni, którzy dorwali się do nich, pakują, a na kolację jedzą salceson popijany w weekend gorzałą.
Tobie może było daleko do Janusza siłowni, ale jeszcze kilka lat temu lubiłeś pobalować.
Mówisz o okresie dziewiętnastu-dwudziestu trzech lat. Wtedy siłownia była już moją pasją, ciężko trenowałem, trzymałem dietę, no ale końcówka tygodnia… Czasem piątek, czasem piątek-sobota. Miałem wrażenie, że to co zbudowało się w dni powszednie, w weekend traciłem.
Kogo widzisz, gdy patrzysz na swoje zdjęcia z podstawówki?
Chudego i niskiego chłopaka, po prostu małego. Byłem najniższy w klasie. Gdzieś tak dopiero w trzeciej gimnazjum zacząłem ćwiczyć, długo nie przekraczałem 70 kilogramów. Pewnie także dlatego, że mocno trenowałem piłkę nożną, grałem w Dolcanie Ząbki. Myślę, że dużo mi dała. Piłka nożna uczy współpracy. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania, z których wynika, że to najbardziej wszechstronnie rozwijający dyscyplina. Dlatego właśnie w USA stanowi odrębną lekcję WF-u. Jeżeli miałbym wybrać sport swojemu dziecku, nie byłby to tenis ani kulturystyka, tylko właśnie piłka.
Kulturystyka to dobry wygląd, czyli pewność siebie.
Z tą pewnością siebie to tak nie do końca. Często ludzie, którzy wyglądają znacznie gorzej od kulturystów są dużo bardziej aroganccy. Być może wynika to u nas z perfekcjonizmu. Cały czas czujemy, że nie wyglądamy tak, jak byśmy mogli. Dostrzegamy wady ciała, na które przeciętny człowiek nie zwraca uwagi. To zaburza pewność siebie kulturysty.
Mimo to, podobacie się kobietom. Uważasz, że działa tutaj taki sam mechanizm, jak w przypadku faceta z tatuażem? Dziewczyna wyczuwa, że samiec jest zdrowy i silny, skoro świadomie zadaje sobie ból i jest w stanie go przeżyć. Wy narzucacie sobie ogromne obciążenia, żyłujecie organizm.
To prawda. To że ktoś jest wyższy, ma ostrzejsze rysy twarzy, bujniejsze włosy działa tak na kobiety, jak na nas wydajne piersi i szerokie biodra, które sugerują, że dziewczyna będzie dobrą rodzicielką. Słyszałem też, że jeżeli ktoś ma wyższy poziom testosteronu, to wytwarza dodatkowe feromony. Kobiety wyczuwają to i taki mężczyzna jest dla nich atrakcyjniejszy.
Większość znanych kulturystów potraciła włosy.
To efekt uboczny przyjmowania dużych ilości środków androgennych, szczególnie pochodnych DHT. Tzw. łysienie androgenowe, nie ma co kłamać.
Sędziowie podczas zawodów kulturystycznych zwracają uwagę na twarz startujących?
Tak, twarz należy do sylwetki, a liczy się jej ogół. Chociaż wielu zawodników się z tym nie zgadza. Są zaskoczeni, że ktoś patrzy na jakość skóry, wytyka nadmiar pieprzyków czy rozstępy. W kulturystyce trzeba mieć trochę szczęścia, bo mówimy tu o kwestiach genetycznych. Mój dziadek ma 70 lat i ani jednego siwego włosa, w dodatku wszystkie pozostały na głowie. W naszym sporcie takie geny to rarytas.
W kulturystyce chyba ciężko przecenić kwestie genetyczne.
Są ważne. Taki Dexter Jackson ma 46 lat, zaliczył w życiu multum zawodów i nie miał ani jednej kontuzji. Rozmawiałem kiedyś o nim z Robertem Piotrkowiczem (podobnie jak Jackson zawodnik rangi Pro). „My musimy jeść po 6 posiłków dziennie, on przez całą karierę spożywał trzy” – mówił. „Do tego jest strasznym leniem na siłowni. Musi mieć cały czas pod ręką trenera, który go motywuje. Bez niego potrafi robić między seriami po 10 minut przerwy”. A gościu cały czas wygląda fenomenalnie, na zawody robi mega formę.
Ja w młodości tendencje ektomorficzne miałem raczej do bycia chudym niż grubym. Szybki metabolizm, niski poziom tkanki tłuszczowej.
Masz problem z normalnym funkcjonowaniem, gdy przepada ci trening?
Bywa, że nie potrafię wyluzować. Często, kiedy jestem z zawodnikami na zawodach, mam w głowie, że przez wyjazd służbowy rozjeżdżają mi się posiłki, nie wypiję tyle wody, ile powinienem. Wyrzuty sumienia, że tego nie przypilnowałem. Chociaż przecież nie jest tak, że poszedłem w tango lub przez tydzień objadałem się lodami. Ot, przepadł mi jeden posiłek. W skali roku nie ma to żadnego znaczenia, nie odbije się na mojej formie, wyniku na zawodach. A jednak się martwię.
Jeżeli czuję głód, to od razu mam takie myślenie, że wpadam w katabolizm. Jesteś na masie, zjesz jeden duży posiłek, jeszcze nie jesteś głodny, a już musisz zjeść następny. To cię stresuje.
Jak długo jest się na masie?
To zależy. Generalnie trzeba sobie zostawić te 3-3,5 miesiąca na zrobienie formy pod zawody. Wtedy wchodzi się na wyższe obroty. Więcej aerobów, ostrzejsza dieta. Teraz trenuję 5-6 razy w tygodniu po półtorej godziny.
Kulturystyka musi uczyć dyscypliny.
Musimy mieć wszystko pod zegarek. Wstajemy wcześniej, żeby przygotować sobie posiłki. Z drugiej strony należy pilnować, żeby ten sen był regularny i długi. Żeby sprać może nie 12, ale przynajmniej 8 godzin.
Czego jeszcze uczy ten sport?
Wydaje mi się, że znacznie szybciej dojrzałem od rówieśników. Kulturystów trochę w życiu omija. Słuchasz opowieści znajomych, przeglądasz ich zdjęcia na facebooku i wiesz, że ty tego nie masz. Nie możemy spontanicznie napić się wina z dziewczyną.
Kluczem do sukcesu w twoim sporcie jest proporcjonalna budowa ciała. A pewnie jest partia mięśni, której nie lubisz robić.
To oczywiście są nogi. Odstają od bicepsów, tricepsów, klatki, pleców, barków, więc robię ich dwa razy więcej. Czasami leżę na łóżku i przygnębia mnie myśl, że jutro muszę pracować akurat tą partią. To są naprawdę ciężkie treningi, każdy jest dla mnie wyzwaniem.
Muhammad Ali nienawidził każdej minuty treningu. A wiesz, czego pięściarze najbardziej nie znoszą? Treningu siłowego.
Dla nich siłownia to tylko dodatek, zło konieczne. Dla nas siłownia jest wszystkim.
– Czy fajnie było spędzić długie lata na podnoszeniu ciężarów? – zapytał Schwarzeneggera dziennikarz.
– Tak, to dla mnie najlepsza zabawa – usłyszał.
Dokładnie, my tym żyjemy. Samo spędzanie czasu na siłowni, robienie serii. Pompujesz się, widzisz w lustrze efekty. Nigdzie lepiej nie spędzisz czasu niż na wspólnym treningu ze znajomymi, którzy napędzają cię do wysiłku, którzy też lubią się dojechać. Każdy, kto uprawia ten sport wie, jaką cenę trzeba za to zapłacić. Nie znam jednak kulturysty, który nie lubi ćwiczyć.
ROZMAWIAŁ HUBERT KĘSKA