Środek marca to zazwyczaj ten etap sezonu, gdy sytuacja w tabeli staje się w miarę jasna. Mniej więcej wiadomo, kto będzie walczył o mistrzostwo kraju, kto o europejskie puchary, a kogo czeka wycieńczająca batalia o pozostanie w elicie. I rzeczywiście, w większości krajów europejskich położenie poszczególnych zespołów jest dość klarowne. Ale nie w Bundeslidze.
Spoglądam na Premier League i wnioski wyciągam dość szybko. Hull City, które otwiera strefę spadkową, ma trzy punkty straty do Swansea i raczej nie w głowie im już marzenia o Lidze Europy, bo strata 28 „oczek” wydaje się być nie do odrobienia. W Serie A też już raczej pozamiatane – Palermo do samego Empoli, które dyszy tuż nad kreską, ma aż siedem punktów straty, a do choćby tkwiącego idealnie w środku stawki Torino – 25. La Liga? Między szóstym Realem Sociedad, który łapie się jeszcze na eliminacje do LE, a osiemnastym Sportingiem Gijon 27 punktów. Generalnie hierarchia w tych ligach jest już jasno ustalona i do końca zmienią się pewnie tylko detale.
U naszych zachodnich sąsiadów za to jazda bez trzymanki. Powiedzieć, że tabela jest płaska, to nic nie powiedzieć. Tylko spójrzcie:
Totalna abstrakcja. HSV z jednej strony walczy o byt, ale przy dobrych wiatrach, serii zwycięstw, może przecież przeskoczyć aż o 10 miejsc i latem szykować się nie do batalii na drugoligowym froncie, ale do tego, by umiejętnie rozłożyć siły między ligę, DFB-Pokal i europejskie puchary. Praktycznie każdy z tych zespołów – od Kolonii, przez Leverkusen, aż po właśnie HSV musi niezwykle uważnie podchodzić do każdego weekendu, bo o spokojnym utrzymaniu się w lidze nie ma nawet mowy.
Nic więc dziwnego, że niemieccy kibice żartują sobie choćby z Schalke, które z jednej strony ma na głowie ćwierćfinał LE, a z drugiej – grupę pościgową w Bundeslidze. I wcale nie musi być wykluczone, że w maju doszłoby do absolutnego kuriozum.
Europa-League-Finale: 24. Mai
Relegations-Hinspiel: 25. MaiDas ist ungünstig für Schalke.
— Thomas Nowag (@Dagobert95) 19 marca 2017
Przy tak nieprzewidywalnym sezonie ciężko oczywiście typować, jak to wszystko się zakończy, ale z pewnym prawdopodobieństwem można jednak wskazać te zespoły, które z każdym tygodniem będą coraz gwałtowniej traciły grunt pod nogami. To że z ligi spadnie Darmstadt jest już praktycznie pewne, bo 14 punktów straty do bezpiecznego miejsca przy aktualnej dyspozycji „Lilii” niemalże przekreśla szanse. Dziesięć „oczek” do Wolfsburga ma natomiast Ingolstadt i mimo wszystko też będzie mu piekielnie trudno wygrzebać się z bagna.
Na tę chwilę najpoważniejszym kandydatem do tego, by rozgrywki spuentować barażem o utrzymanie wydaje się Augsburg, który ma jeszcze do rozegrania mecze z praktycznie całą czołówką. Poza tym wygląda też blado na tle rywali pod kątem jakościowym. Wolfsburg po zmianie trenera w końcu wypływa na powierzchnię i w kadrze ma zwyczajnie zbyt dużą liczbę znakomitych piłkarzy, by do końca drżeć o miejsce w elicie. HSV po katastrofalnej jesieni też jest już zupełnie innym zespołem, a wszystkie ewentualne braki piłkarskie nadrabia walecznością. Prawdopodobnie to najbrutalniej grający w ostatnich tygodniach zespół Bundesligi, który prędzej rywala zagryzie niż puści wolno w stronę bramki. To jednak procentuje. Kapitalną serię notuje też Werder z przebojowym Gnabry’m w składzie, mimo dołka formy solidnie radzi sobie również Mainz. Schalke, Gladbach, Bayer? W ich przypadku również nie powinno dojść do jakichś nieprzewidzianych rozwiązań i to nawet mimo tego, że S04 choćby mają jeszcze na głowie Ligę Europy i całkiem spore szanse na to, by awansować do półfinału, a później – kto wie – być może zawalczyć o coś więcej. Zwłaszcza, że w klubie nie kryją tego, jak bardzo zależy im na tych rozgrywkach. W maju „Die Koengisblauen” będą bowiem obchodzić 20. rocznicę zdobycia Pucharu UEFA.
Osobiście gdybym miał typować to ostatnie pozycje w tabeli rozpisałbym na zakończenie następująco: 16 – Augsburg, 17 – Ingolstadt, 18 – Darmstadt. Te trzy zespoły dość zdecydowanie odstają od reszty, bo kiepsko wyglądają zarówno drużynowo, jak i indywidualnie. Podczas gdy inni mają gości w pojedynkę wygrywających mecze, tak w tej trójce na próżno szukać piłkarzy, którzy będą w stanie szarpnąć i dać bodziec do lepszej gry. Generalnie chęci może i są, ale koniec końców mogą one nie wystarczyć.
Swoją drogą warto też rzucić okiem na zaplecze Bundesligi, bo i tam jest niezwykle ciekawie. Jeśli dziś swój mecz z Norymbergą wygra Union Berlin, to niespodziewanie zagości na fotelu lidera na 10 kolejek przed końcem sezonu. Pierwszy na tę chwilę Stuttgart raczej bez większych problemów pokonuje drogę, która z powrotem ma go przywrócić do elity, a na miejsce trzecie – gwarantujące baraże – chrapkę mają trzy zespoły. Beniaminek, Dynamo Drezno, ma sześć punktów straty do znajdującego się na najniższym stopniu podium Brunszwiku, za to Hannover tylko jeden. I właśnie przez Hannover przeszła w ostatnich tygodniach solidna wichura, bo klub postawił wszystko na jedną kartę i po spadku z ligi wpompował dużą kasę, by z automatu wrócić na pierwszoligowe boiska. Ta droga nie jest jednak usłana różami, na tę chwilę H96 muszą gonić przeciwników, za co głową zapłacili i dyrektor sportowy i trener. Tych zastąpił duet, który w poprzednim sezonie prowadził Schalke, bo fuchę menedżera otrzymał Horst Heldt, a jako szkoleniowca wybrał sobie Andre Breitenreitera. Niewykluczone więc, że jeśli koniec końców awansu nie będzie, to klub popadnie w solidne tarapaty.
MARCIN BORZĘCKI