Lechia nie przywykła do porażek u siebie, a ta z Legią była podwójnie bolesna, bo całkiem niedawny lider – zamiast odkręcić się po dwóch wyjazdowych przegranych – dostał po raz trzeci z rzędu w cymbał i wypadł nawet poza podium. Tej klęski z pewnością dało się jednak uniknąć, bo goście wcale nie byli stroną dominującą, a zwycięską bramkę strzelili tuż po najlepszym okresie w wykonaniu Lechii. No, ale nie po raz pierwszy tej wiosny pomocną dłoń do rywala wyciąga Mario Maloca.
Trudno zrozumieć zachowanie Chorwata przy drugiej bramce dla Legii, ta sytuacja była prosta, poziom trudności dośrodkowania ustawiono na szczeblu juniorskim. Rzućcie okiem na to ujęcie, przecież obrońca musi tutaj interweniować dobrze:
Ludzie, ile on ma opcji. Może zgrać do Kuciaka, podać ustawionemu przed szesnastką Sławczewowi, ewentualnie nawet wybić na pałę byle dalej. Tymczasem Maloca zachowuje się najgorzej jak tylko się da, zagrywa idealnie w korytarz między dwóch zawodników Lechii. Paradoksalnie, podanie tam piłki z wszystkich czterech wariantów wydaje się najtrudniejsze, a na nieszczęście gospodarzy Chorwat wybrał właśnie je.
Oczywiście, pamiętamy też o pierwszym golu zdobytym przez warszawian, w nim również Maloca maczał paluchy. Nie nadążył za Kucharczykiem i z pewnością zabrakło mu zdecydowania przy interwencji defensywnej. Legionista zbyt łatwo go wyprzedził i pokonał Kuciaka, który może Lechii ratować dupę często, lecz nie zawsze. Reasumując: błędy Malocy kosztowały Lechię trzy punkty i fotel lidera.
A – nawiązując do początku – to nie jest pierwszy raz, kiedy przez błędy Chorwata drużyna traci punkty wiosną. Kolejny przykład to starcie w Niecieczy z Bruk-Betem. Dla Lechii piekielnie trudne, przy życiu gości utrzymywał wtedy głównie Kuciak i nieudolność gości, którzy strzelecko wciąż nie wybudzili się ze snu zimowego i do dziś trafiają od święta. Gdańszczanie byli o krok, by z tego skorzystać, dobrą akcję zrobił Peszko i wyprowadził Lechię na prowadzenie, które utrzymywało się prawie do samego końca. Prawie, gdyż Maloca zrobił coś takiego:
To jest błąd równie kuriozalny, co druga bramka Legii z wczoraj. Tu rywal go trochę myli, ale to jednak nijakie wytłumaczenie. Każdy sobie zdaje sprawę, że piłkarzom zdarza się zagrywać piłkę ręką w szesnastce, lecz naprawdę rzadko to wygląda tak nieudolnie, partacko i niezgrabnie. Chorwat wygląda w tej akcji jakby miał problemy z najprostszymi elementami koordynacji, takiego zagrania można się spodziewać po kimś kto unika WF-u, a nie po zawodowym piłkarzu, zarabiającym spore pieniądze. W każdym razie, Lechia zamiast trzech punktów zgarnęła jeden, więc – licząc spotkanie z Legią – słaba forma Malocy kosztowała wiosną gdańszczan pięć punktów. I chyba nikomu specjalnie nie trzeba tłumaczyć, co plus pięć oczek oznaczałoby w tabeli.
Oczywiście, nie jest też tak, że Maloca w tych dwóch meczach był słaby, a w pozostałych grał kozacko. Jasne, nie popełniał aż tak spektakularnych błędów, ale poza inauguracją z Jagiellonią jest przeciętny bądź gorzej – za pięć rozegranych spotkań wykręcił u nas mierną średnią 3,80. Nigdy nie był to stoper wybitny, co widać było także jesienią – pod względem liczb InStat sklasyfikował go dopiero jako 28. środkowego obrońcę ligi (dla porównania jego partner Janicki jest dziewiąty), ale przyzwoity poziom przeważnie trzymał. A teraz opuścił się kompletnie.
Wracają koszmary, bo jak przypomnimy sobie Malocę zaraz po transferze do Lechii w sezonie 15/16, to zobaczymy mniej więcej tego samego piłkarza co obecnie. Przychodził z ciekawą łatką wieloletniego kapitana Hajduka Split, który rozegrał tam ponad 200 meczów, a początkowo kompletnie przerosła go nasza liga – zawalił debiut z Lechem, potem też nie było wiele lepiej. W pewnym momencie usiadł na ławce i przez 10 kolejek rzadko kiedy się z niej podnosił, grając jedynie przez 105 minut. Dopiero przyjście Nowaka pomogło Malocy wrócić na oczekiwane tory, bo trener potrafił dotrzeć do niego podobnie jak do Krasicia.
Dość powiedzieć, że Chorwat dorobił się w Gdańsku ksywki „generał” – pewnie trochę na wyrost, jednak doceniono postęp, jaki zrobił. Dziś jednak Maloca znów jest w odwrocie, a razem z nim wojsko, którym potrafił momentami zręcznie zarządzać. Może więc lepiej dla Lechii i jej mistrzowskich ambicji byłoby, żeby kolejne bitwy były dowodzone już przez innego generała?
Fot. FotoPyk