Jak niemal dowolna para w bajce Disney’a, jak Mickey i Mallory w „Natural Born Killers” – tak samo w Ekstraklasie obserwujemy przykład relacji utopijnej, która nie potrzebowała wypracowania. Zaskoczyło w lot, od pierwszej sekundy, od pierwszego treningu, pierwszego kopnięcia piłki.
Badia to zawodnik, którego mianem zagranicznego szrotu nikt nigdy nie określał. Jest obcokrajowcem, który od początku dawał coś lidze – może nie zawsze równie intensywnie, ale jednak. Niemniej od kilku tygodni wszedł na zupełnie inny poziom. Wszedł na poziom – bez cienia przesady – ligowej gwiazdy.
Rewelacyjna forma zaczęła się, gdy w klubie pojawił się Wdowczyk. Porównajmy jak Badia grał u różnych szkoleniowców Piasta. Czas na twarde fakty:
Marcin Brosz – 10 meczów, 0 goli, 3 asysty
Angel Perez Garcia – 27 meczów, 4 gole, 10 asyst
Radoslav Latal – 52 mecze, 5 goli, 3 asysty
Jiri Necek – 5 meczów, 0 goli, 0 asyst
Dariusz Wdowczyk – 3 mecze, 5 goli, 2 asysty
W Gliwicach nigdy nie zapomną wicemistrzostwa pod Latalem, ale prawdą jest, że jak Czech szanował Badię, tak nie potrafił jednak wycisnąć z niego maksimum. Pierwsze skrzypce grali inni, a Badia był postrzegany jako ktoś, kto może pełnić maksymalnie wartościową rolę pomocniczą. Eksplozja formy, jaką Hiszpan zanotował u Wdowczyka – aż trudno uwierzyć jaki to skok jakości. Przecież Badia w przeciągu trzech meczów zrobił niemal takie same liczby, jakie u Latala przez pół setki ligowych meczów. Niepojęte.
Wydaje się, że Badia jest w takiej formie, że nie przeszkadzałby mu nawet tabun bułgarskich działaczy ćmiących cygara przy linii bocznej. Pamiętacie?
Gerard Badia z Piasta na łamach portalu sportslaski.pl podzielił się dramatyczną relacją trudności, z którymi przyszło mu się mierzyć podczas sparingu Slavią Sofia:
– Jeden z członków sztabu Slavii, siedząc przy linii bocznej boiska, cały czas palił wielkie cygaro. Biegając na skrzydle, nieustannie musiałem wdychać tytoniowy dym.
Szczerze? Aż żałujemy, że nas nie było na tym meczu. To musiało być najbardziej dymiące cygaro w historii palenia.
Teraz żarty z Hiszpana zdecydowanie na bok. Dobrą grą zwrócił na siebie uwagę, a gdy mu się przyjrzano, zyskał tylko bardziej: choćby coraz lepszą znajomością języka polskiego, którego wielu zagranicznych gwiazdorów za dychę nie zamierza się uczyć. Widać to było we wczorajszym programie Liga+Extra i widać to także na poniższym filmie:
Dobry piłkarz i fajny koleś – takie połączenie chcemy widzieć w Ekstraklasie jak najczęściej.
Fot. FotoPyK