Nie od dziś wiadomo, że stadion to specyficzne miejsce. Jak jesteś wyczulony na latające dookoła bluzgi, to tam nie idź. Jeśli drażni cię zapach grillowanej kiełbasy i zimnego piwa, to również lepiej żebyś został w domu. Generalnie na trybunach dopuszczalne są czasem zachowania osobliwe, więc stałych bywalców nie dziwi widok faceta wariującego przy barierce lub wskakującego na krzesełko. Okazuje się jednak, że nie wszyscy się na to godzą.
Wyjątkowo wyczulone na zachowania niemieszczące się w regulaminie są władze tureckiego Trabzonsporu. Na nowoczesnym i atrakcyjnym obiekcie panują sztywne zasady, między innymi ta, która zabrania wskakiwania na miejsce przeznaczone do siedzenia. Niby każdy wie jak jest, przepisy przepisami, a wieloletnie przyzwyczajenia dalej robią swoje. Są emocje, jest doping, więc nie każdy może usiedzieć na tyłku. W Turcji postanowili jednak być do bólu konsekwentni.
Trafił się gość, który w trakcie meczu postawił obie nogi na krzesełku. Klub postanowił więc za pośrednictwem monitoringu namierzyć gagatka i ukarać. W jaki sposób? Zobaczcie sami.
Niczego nieświadomy kibic po meczu dowiedział się, że złamał regulamin, ale nie poniesie kary finansowej. Musiał natomiast przyjść na trybuny, przytaszczyć ze sobą wiaderko, szmatkę i wypucować… 10 tysięcy krzesełek. A wszystko to na taśmie uwieczniły klubowe media.
Kara chyba zresztą podziałała, bo sam zainteresowany nie opierał się temu, by posprzątać, a i skruszony przyznawał: “Trabzonspor to nasze wspólne dobre, o które musimy dbać”. Również i argumentacja ze strony Trabzonsporu była logiczna: “Nie żartowaliśmy mówiąc, że chcemy, by stadion był traktowany jako wspólny dom. Wchodząc do mieszkania nie wskakujemy przecież w butach na krzesło”. No, w sumie tak, ale mamy wątpliwości, czy jest to na pewno dobry kierunek zmian na trybunach. Może raczej kolejny argument w walce o… miejsca stojące, za którymi tęsknią kibice w całej Europie.