Wychodzisz na ring i w pierwszej rundzie dostajesz mocny cios. W drugim… aż pięć, ale jeszcze – ledwo, bo ledwo – się trzymasz. W trzeciej masz dużo szczęścia, bo rywal macha i macha łapami, ale nie może trafić. Aż przychodzi moment, w którym opuszcza gardę i możesz go znokautować… Po remisie 1:1 ze Stomilem i blamażu 0:5 z Sandecją, Zagłębie pierwszy raz w tym roku wygrywa mecz i podskakuje do sufitu tabeli pierwszej ligi.
Dopiero co przypominaliśmy, że Zagłębie opadło, straciło jakość. Beznadziejna wydawała się statystyka meczów za kadencji trenera Jacka Magiery i po niej.
Za Magiery: 9 meczów i 21 punktów
Bez Magiery: 12 meczów i 13 punktów
Tydzień temu Zagłębie nie istniało, dało wbić sobie pięć piłek do bramki i dało się usłyszeć tu i ówdzie, że z taką grą o zwycięstwach i awansie nawet nie ma co marzyć. Piłkarze przemyśleli sprawę, wzięli sobie to do serca i świetnie weszli w dzisiejszy mecz. Piłkarze z Sosnowca w pierwszej połowie wyglądali dziś niemal równie słabo, co z w meczu Sandecją, ale jakimś cudem udało im się nie stracić bramki. A mogli, gdy:
– Kalinkowski podał prostopadle między dwoma obrońcami do Lebedyńskiego, ten wbiegł w pole karne i strzelił na dalszy słupek, ale nie trafił. Zresztą przeszkodził mu Najemski, który był lekko spóźniony, ale jechał na tyłku, żeby jak najbardziej utrudnić strzał napastnikowi,
– Kamil Jóźwiak prowadził piłkę w polu karnym i przymierzał się do strzału, ale biegnący za nim Najemski… potknął się o własne nogi, z czego wyszedł mu wślizg i tym samym interwencja,
– Markowski zagrał bezmyślnie do własnego bramkarza, ten spanikował i wystawił piłkę Foszmańczykowi, a zawodnik GKS-u zdążył zrobić już zamach przed strzałem, aż nagle piłkę sprzed nosa wygarnął mu Milewski,
– Kalinkowski strzelił z dystansu, ale obok słupka.
Mówiąc krótko – okazje były. Przewaga była widoczna nie tylko w sytuacjach w polu karnym, ale także generalnie w grze. W środku pola dyrygował Bartłomiej Kalinkowski, który zaliczał kolejne odbiory i dobre podania. Raz zachował się szczególnie rozważnie, gdy był na swojej połowie, a z nadzieją na kontrę biegło na niego trzech zawodników Zagłębia. Ale ten dobrze się ustawił i wybił piłkę zanim doszło do zagrożenia bramki. Zagłębie wyglądało słabo, jedyną dobrą okazję miało, gdy Udovicić wrzucił piłkę z lewej strony do Fidziukiewicza. Tuż przed jego nogi, piłka idealna na strzał z woleja. Jednak wracający po kontuzji zawodnik nie trafił w piłkę i zakończył akcję wywalając się na murawę.
Za to druga połowa od samego początku była jakaś… inna. Piłkarzom Zagłębia zaczęło wiele wychodzić, a GKS-owi odwrotnie. Gol padł po świetnej akcji Konrada Michalaka na lewej stronie, po dograniu piłki zewnętrzną częścią stopy do Fidziukiewicza, który w tańcu nad kolejnym krokiem się nie zastanawiał. Tym samym odkupił winy za nieco kompromitującą sytuację w pierwszej połowie. Generalnie przerzucenie przewagi z GKS-u na Zagłębie to coś na zasadzie, że zabrano bogatego i przekazano biednemu. Okazało się, że Zagłębie jednak potrafi przypomnieć sobie o nie tak dawnych czasach (no dobra, na razie to tylko 45 minut) i potrafi nawet zdobyć trzy punkty. Co więcej, Zagłębie mogło wygrać wyżej niż 1:0, gdyby na przykład padł gol po tym, jak Bartczak zszedł z lewego skrzydła do środka i wystawił piłkę Nowakowi, a ten kąśliwie uderzył i był z tego jedynie rożny.
Co ciekawe, przed dzisiejszym spotkaniem Zagłębie i GKS rozegrali między sobą 33 mecze, z których 11 wygrali ci pierwszy, 11 drudzy, a – tak, tak – 11 zakończyło się remisami. Dziś przewagę w tej statystyce zyskało Zagłębie. Ale nie tylko to, bo przede wszystkim przeświadczenie, że się da i Ekstraklasa naprawdę nie jest tak daleko. Warto będzie się wysilić i spiąć wszystkich w klubie, aby awans potraktowali absolutnie priorytetowo.
***
W drugim dzisiejszym meczu Górnik Zabrze mierzył się z Sandecją Nowy Sącz i nie przejął się absolutnie tym, że ich rywale wygrali przed tygodniem z Zagłębiem aż pięcioma bramkami. Najmniej, a może nawet zupełny brak respektu okazał Łukasz Wolsztyński, który zapakował im dwa gole i przerzucił Górnik w tabeli nad Sandecję. To też dowód na to, jak niesamowicie nieprzewidywalna jest ta pierwsza liga – Górnik przecież kolejkę temu wtopił. A jakby plusów dla zabrzan było dziś mało, to dodamy, że mecz z trybun oglądało dziś 11 tysięcy kibiców. Ile to klubów z Ekstraklasy chciałoby mieć taką frekwencję?
Górnik Zabrze – Sandecja Nowy Sącz (17.03.2017)#1Liga #Górnik #Sandecja pic.twitter.com/BdoHQO73kv
— Polscy Kibice (@PolscyKibicePL) March 17, 2017
Fot. FotoPyK