Reklama

Jak co wywiad… samozaoranie Smudy

redakcja

Autor:redakcja

13 marca 2017, 12:56 • 3 min czytania 28 komentarzy

Są pewne rzeczy niezmienne. Po nocy przychodzi dzień, ziemia kręci się wokół własnej osi, Radović symuluje, wyznawcy PiS kłócą się z wyznawcami PO, a Franciszek Smuda udziela wywiadów, w których sam się masakruje.

Jak co wywiad… samozaoranie Smudy

I przy tym ostatnim zdarzeniu na chwilę zostańmy.

Smuda ponownie został przepytany przez bardzo przychylnych mu dziennikarzy „Przeglądu Sportowego”. Ich przychylność to jedno, ale dążenie Franza to samozagłady – drugie. Po raz kolejny były selekcjoner reprezentacji Polski postanowił przypomnieć, dlaczego trenerski świat mu tak daleko odjechał.

– Znał pan wszystkich piłkarzy, kiedy pierwszy raz wchodził do szatni Górnika? – pada pytanie.
– Niektórych to na wylot, Pitrego już ze sto lat. Ale nie wszystkich kojarzyłem. Grali w ekstraklasie, ale ja nigdy nie patrzę na przeciwników. Skupiam się na swoim zespole. (…)

Chwilę potem, dziennikarz pyta, czy skupianie się tylko na sobie to nie błąd? I odpowiedź:

Reklama

Można w Lechu zapytać o moje podejście. Nic się nie zmieniło. Mieliśmy swój zespół i na tym bazowaliśmy. Nigdy dokumentnie nie analizowaliśmy przeciwnika. Pamiętam rozterki przed meczem z Grasshoppers. „To nie jest daleko, może pojedziemy ich zobaczyć” – zastanawiali się. „Do Szwajcarii to można jechać konto założyć. Na takiego przeciwnika jak Grasshoppers nie trzeba. Damy sobie radę, mamy silny zespół”. Przyjechali i im sześć wrzuciliśmy. Zaoszczędziliśmy czas, auto, benzynę, zdrowie.

– Może w ogóle trenerzy powinni zrezygnować z analiz?

– No nie, w jakimś stopniu trzeba znać styl gry rywala, system. Ale ja chcę tak przygotować drużynę, żeby miała swój styl i nim się przeciwstawiała. W Lechu graliśmy z Feyenoordem o wyjście z grupy. No i co? Nie pojechaliśmy. Mieliśmy płyty, wiedzieliśmy, że groźny jest Makaay. Mieliśmy swój pomysł i pyknęliśmy ich tam. Potem skakali z rozpaczy do tych fos na stadionie.

Jak widać, Smuda niezmiennie chwali się swoim prymitywizmem trenerskim. To Pep Guardiola trenując wielką Barcelonę godzinami oglądał mecze najbliższego rywala ligowego, by nagle dostrzec jakąś złą manierę u lewego obrońcy i uznać, że to właśnie będzie kluczem do sukcesu. Albo inny, jeszcze lepszy przykład. Jose Mourinho lata temu na temat meczu z Romą, prowadzoną przez Claudio Ranierego. Ranieri swoim piłkarzom pokazał film „Gladiator”.

– Woleliśmy w tym czasie pracować na boisku treningowym i analizować dokładnie Romę, szukać jej słabych punktów. Jeśli przed meczem kazałbym swojej drużynie oglądać „Gladiatora”, zaczęliby się śmiać i wezwaliby lekarza – stwierdził. – Przed finałem Coppa Italia oglądałem Romę sześć razy, aby znaleźć słabe punkty, spędziłem przy każdym kilka godzin, korzystając z programów komputerowych. Oczywiście, łatwiej jest wybrać film to obejrzenia, ale Ranieri zapomniał, że jego piłkarze to mistrzowie, a nie dzieci.

Co tam Guardiola, co tam Mourinho, co tam wszyscy inni trenerzy ze światowego topu. Teraz na scenę wchodzi Smuda i mówi: – A ja to w Lechu…

Reklama

Ten człowiek naprawdę nie rozumie, że on w Lechu gówno zrobił. Kolejno w lidze zajmował 6, 4 i 3 miejsce, chociaż ambicje były znacznie większe. Wspominana przez „Franza” kampania w Europie w ogóle nie miałaby miejsca, ponieważ „Kolejorz” pod jego wodzą nie zdołał zakwalifikować się do pucharów. Dopiero Groclin musiał wycofać się z ligi, by Lech przejął jego miejsce.

Jeśli więc Smuda mówi, że w Lechu też nie analizował rywali, to podsuwa czytelnikowi myśl „nie analizował, a mu się udało”. Otóż nie, zdecydowanie się nie udało, dlatego zatrudniono innego szkoleniowca. Może gdyby analizował, to zdobyłby mistrzostwo Polski i nie wyleciał z roboty? To jest w ogóle wstrząsające, że w dzisiejszym futbolu – pełnym niuansów, szczególików, drobnych spostrzeżeń – ktoś tak bardzo może chełpić się olewactwem.

Ten facet naprawdę sądzi, że w analizie przeciwnika chodzi o to, by dowiedzieć się, czy najwięcej goli dla rywala strzela Roy Makaay, czy może ktoś inny. Otóż takie rzeczy to wie nawet 7-latek po lekturze „Bravo Sport”. A zamiast wspominać mecze, w których bez analizy udało się wygrać, może warto wspomnieć też te, w których się nie udało. Np. z Grecją na Euro 2012. Jak to było? Zamiast czytania raportu jedno zdanie? „Słabi są, opierdolimy ich”?

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Komentarze

28 komentarzy

Loading...