Reklama

Kolejna ofiara na koncie Ruchu. Po Legii – pada Lechia!

redakcja

Autor:redakcja

11 marca 2017, 20:49 • 4 min czytania 45 komentarzy

Jakże nieprzewidywalna jest ta liga! Ruch znajdował się po rundzie jesiennej w trudnym położeniu, zimą odebrano mu jeszcze cztery punkty, a w nowy rok wszedł domową porażką z Cracovią. Czyżby główny kandydat do spadku? Gdy tak się wydawało, momentalnie zaczęły dziać się cuda: na wyjeździe zwycięstwo z Legią i remis z Bruk-Betem, u siebie po trzy “oczka” ze Śląskiem i teraz z Lechią. Ciężko w to uwierzyć, ale gdyby nie te ujemne punkty, to… Niebiescy rozpoczynaliby właśnie walkę o grupę mistrzowską.

Kolejna ofiara na koncie Ruchu. Po Legii – pada Lechia!

– Ta drużyna potrafi grać na wysokim poziomie, ale brakuje nam regularności, gramy w kratkę. Jesienią zdarzały się mecze, kiedy wygrywaliśmy po 4:0, z Koroną czy w Łęcznej, by po chwili przegrać. Za mało jest tej gry, którą prezentowaliśmy w tamtych spotkaniach. Myślę, że potrzeba nam serii trzech solidnych meczów zwycięskich. Ta wygrana z Legią daje pozytywny bodziec i wiarę – mówił Maciej Urbańczyk w rozmowie z Weszło.

Cztery ostatnie mecze Ruchu – dziesięć punktów. A rywale nie byle jacy, tylko w większości ze ścisłej ligowej czołówki.

Podopieczni Waldemara Fornalika chcieli zacząć z Lechią właśnie tak, jak zaczęli z Legią – od mocnego uderzenia. Na początku meczu Niezgoda minął Kuciaka, ale nie zdołał uderzyć, Grodzicki po rzucie rożnym strzelił nad poprzeczką, a po wrzucie z autu Przybeckiego Lipski wyprzedził Malocę, wpadł w pole karne i niewiele brakło, by z jego podania skorzystał Moneta. Skoro nie wyszło konkretnymi atakami na starcie, Ruch – pamiętając o swoim miejscu w szeregu – zrobił krok w tył, dał pograć Lechii, czekał na jej błędy i szukał kontrataków.

Goście rzadko się mylili, ale niewiele konkretnego też im wychodziło. Kiedy już przeprowadzili sensowniejszą akcję, to albo uderzali niecelnie, albo znajdowali się na spalonym. Aktywny był Wolski, ale wsparcie miał znikome: Flavio niewidoczny, van Kessel zagubiony i bez zrozumienia z partnerami, a Krasić szukał sobie miejsca na boisku. Zresztą, problemy Lechii słusznie definiował w przerwie Jakub Wawrzyniak: “za mało pomysłu i sytuacji“, “więcej spokoju, chłodna głowa, bardziej kreatywnie w ofensywie“.

Reklama

Na bezbramkowy remis goście w tamtym momencie narzekać nie mogli. Po pierwsze, bo sami grali mizernie. Po drugie, Kuciak świetnie wyciągnął strzał Niezgody, ratując zespół przed golem do szatni. Po trzecie, Lipski miał za dużo swobody, czego efektem były m.in. dwa świetne zagrania do Niezgody, które mogły skończyć się dla Lechii znacznie gorzej.

Rozgrywający Ruchu nie mógł zaliczyć asysty z gry, spróbował więc po przerwie ze stałego fragmentu – naprawdę niezłe dośrodkowanie, którym poszukiwał Helika, przeciął Stolarski. Nieliczny pozytyw Lechii, pewny w defensywie i przydatny w akcjach ofensywnych, ale trafił do własnej bramki. Można żartować, że przez godzinę gry to była najlepsza sytuacja gdańszczan.

W 60. minucie, kiedy van Kessel trafiał w poprzeczkę (na poważnie: to jest ta najlepsza okazja), Piotr Nowak uderzył pięścią w stół – na boisku jeden defensywny pomocnik mniej, jeden napastnik więcej i wymiana skrzydeł. Marco Paixao 63 sekundy po wejściu na boisko skorzystał z podania Haraslina, który na murawie zameldował się wraz z nim. Czy któryś z nich zdążył dotknąć wcześniej piłkę, nie jesteśmy przekonani.

Lechia znów potwierdzała jednak, że ma problemy z grą na wyjazdach i jest zupełnie innym zespołem niż na własnym stadionie. Szansę strzelecką miał jeszcze Haraslin, ale to było na tyle – atakował głównie Ruch. A miał kim, bo skrzydłowych ma szybkich, Niezgoda co jakiś czas urywał się środkowym obrońcom, a Lipski jest w naprawdę wysokiej dyspozycji. I to właśnie rozgrywający Ruchu odczytał złe podanie Krasicia, uprzedził Sławczewa, wypuścił w uliczkę Monetę, który odegrał Niezgodzie. 2:1, które mimo kolejnych sytuacji Niebieskich ostatecznie się utrzymało. Niezgoda znów strzela z rywalem ze ścisłego topu – niedawno trafił Legię, teraz trafił Lechię. “Wyrównał” swoje rachunki w Warszawie, skąd jest wypożyczony, a mogło się okazać, że jego gol pozbawiałby obecnego mistrza kraju kolejnego tytułu.

A propos rywalizacji o zwycięstwo w lidze… Trzy razy na obcym terenie przegrywały Jagiellonia, Zagłębie i Termalica, cztery – Lech, pięć – Wisła Płock, Pogoń, Arka, Cracovia i Śląsk. Tymczasem zespół, który miał odzyskać po wczorajszym zwycięstwie Kolejorza pozycję lidera, dostał w dziób po raz szósty. No i strzelił dziesięć goli, więcej jedynie od Korony.

I to jest naprawdę poważny problem gdańszczan.

Reklama

636149938721546344

Najnowsze

Komentarze

45 komentarzy

Loading...