Niesamowity start ma w tej rundzie zaplecze Ekstraklasy. W poprzedniej kolejce Chojniczanka z GKS-em Katowice dały takie show, że z miejsca chcieliśmy ich wepchnąć do Ekstraklasy w miejsce Górnika Łęczna, natomiast mecz Górnika z GKS-em Tychy obejrzało blisko 18 tysięcy ludzi, z czego 1000 gości. Myśleliśmy że to po prostu fantazyjny wybryk natury, spowodowany głodem piłki i goli u pierwszoligowców, ale dziś… Cóż, I liga nadal frunęła z odpiętymi pasami bezpieczeństwa i bez żadnego spadochronu.
Gol bramkarza? Czemu nie.
Sześć goli w meczu? Czemu nie.
Powrót z 1:3 do 3:3 w meczu z liderem? Czemu nie.
Trzy karne w meczu, decydujący na dwie minuty przed końcem? A niby czemu nie!
Tylko trzy mecze, ale zobaczyliśmy dzisiaj właściwie wszystko.
***
GKS Katowice stracił punkty tak niebywale głupio, że sami zastanawiamy się, jak to w ogóle możliwe. Jeden z najpoważniejszych faworytów ligi wiedział już po meczu Chojniczanki, że gra o pozycję lidera. Wyszedł na murawę tak nakręcony, że właściwie w pierwszych kilkunastu minutach mógł prowadzić kilkoma golami. Poprzeczka. Bomba Foszmańczyka. Strzał tuż obok słupka. Bomba Foszmańczyka. Tak wyglądały długie minuty, a my zastanawialiśmy się jedynie, kiedy to w końcu wpadnie. Stomil nie stanowił nawet tła, nie był nawet statystą – po prostu nie było go na murawie i tylko potężne szczęście oraz incydentalna obecność w bramce Skiby ratowała ich od pogromu. Gdy w końcu katowiczanie się wstrzelili – zapachniało zwycięstwem w sporym rozmiarze. Sama akcja bramkowa – czysta maestria. Foszmańczyk do Lebedyńskiego, ten piętą, pod nogą, odgrywa z pierwszej piłki, pomocnik GieKSy kończy płaskim strzałem w długi róg. Chwilę później przerwa i – wydawałoby się – 45 minut obijania słabszego zespołu gości.
I nagle po przerwie… Nie, obraz nie uległ zmianie. GKS atakował cały czas, ale tym razem dał Stomilowi wyprowadzić kilka kontr. Jak to zazwyczaj bywa – szybko zrobiło się 1:1. Gieksiarzy było stać na to, by po raz drugi wyjść na prowadzenie (gol Jóźwiaka, zdobyty na raty), ale gdy olsztynianie po raz drugi wyszli ze swojej połowy i od razu wywalczyli rzut karny – wszystko siadło. GKS nie tylko nie zdobył bramki na 3:2, ale miał olbrzymie szczęście, że nie stracił nawet tego jednego punktu. Dwa razy sam na sam z Abramowiczem wychodził Nishi i dwa razy górą w sobie tylko znany sposób z sytuacji wychodził bramkarz GKS-u.
Szalony mecz. Bardzo wysoka jakość piłkarska, niesamowite emocje, mnóstwo dramaturgii, zaskakujący, choć chyba wcale nie taki niesprawiedliwy wynik. Czego chcieć więcej? I liga znów pokazała swoje ofensywne, przyjemne dla oka oblicze. Czy tylko my nie jesteśmy zdziwieni, że stało się to akurat w meczu w Katowicach, z oprawą “Murowany Kandydat”, odnoszącą się do sytuacji w lidze?
***
W Pruszkowie? Ha, tutaj wszystko było zaskakujące. Zaskakujące prowadzenie gospodarzy już od pierwszych minut, potem zaskakujące przebudzenie Chojniczanki, która między 44. a 53. minutą strzeliła trzy gole. Zaskakująca błyskawiczna odpowiedź… Patryka Kubickiego (odpowiedź Kubickiego sama w sobie jest zaskakująca, ale w meczu, który lider miał tak bezlitośnie zabić robi jeszcze większe wrażenie). No i wreszcie… To.
Gol bramkarza @MKSZnicz pic.twitter.com/3uiWwv7NVS
— Tomasz Górski (@TomaszGorsk1) 10 marca 2017
Gol bramkarza na wagę remisu w doliczonym czasie gry. Piotr Misztal powtórzył wyczyn Michała Wróbla z Olimpii Grudziądz, który swego czasu w identycznym stylu wyrównał stan mecz z Bruk-Betem Nieciecza, co koniec końców kosztowało niecieczan awans (gdyby dowieźli wtedy prowadzenie, rywale straciliby szansę na wyprzedzenie ich w tabeli i powitalibyśmy tę miejscowosć w Ekstraklasie rok wcześniej). Czy i tym razem faworyt do zwycięstwa w lidze będzie po czasie wspominał tę przeklętą ostatnią akcję o wiele słabszego rywala?
Tak czy owak – skończyło się 3:3. Chojniczanka mogła stracić pozycję lidera, ale jak już napisaliśmy – GKS-owi “Znicza” zrobił Stomil.
***
W pierwszym ze spotkań Miedź Legnica pokonała Bytovię, powrót z wyniku 0:1 zapewniły trzy rzuty karne wykonane przez Petteri Forsella, jeden z nich w 88. minucie meczu. Aha, wykorzystał tylko drugi i trzeci, mecz skończył się rezultatem 2:1. Dlaczego to ciekawe? Bo Miedź tylko w 2017 roku miała już sześć jedenastek (trzy mecze), z których wykorzystała (a dokładnie wykorzystał Forsell) trzy. Pierwsza liga…