Reklama

Sławomir Peszko udzielił wywiadu. Wiecie co to oznacza…

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

07 marca 2017, 11:48 • 3 min czytania 50 komentarzy

Sławomir Peszko udzielił wywiadu stronie polsatsport.pl i od razu nasz żenadometr zaczął wariować. Sławek bowiem po niedzielnym meczu czuje się ofiarą. Jeszcze moment, a będzie należało go przeprosić.

Sławomir Peszko udzielił wywiadu. Wiecie co to oznacza…

– Wróciłem właśnie do domu z treningu, trochę nabrałem dystansu do tego, co się działo na stadionie Lecha, ale… Nikogo nie zamierzam przepraszać. (…) Może za chwilę już nic nie będę mógł zrobić na boisku? Mam rywalom na wszystko pozwalać, a samemu nie mam prawa do niczego? Naprawdę nie może być tak, że moja przeszłość – kilka barwnych zdarzeń z mojego życia – ma ciążyć na moim zachowaniu na boisku, czy raczej na postrzeganiu tego zachowania…

Może za chwilę nic nie będę mógł zrobić na boisku? Pomyślmy…

Czy nasz Sławcio za chwilę nie będzie mógł nawet nikogo wytargać za ucho?
Czy nasz Sławcio za chwilę nie będzie mógł nawet nikogo zdzielić łokciem?

Aż trudno nam uwierzyć w takie represje. Przecież każdy normalny piłkarz może drugiego ciągnąć za ucho i lutować. A Peszce ktoś zamierza tego zabronić? Czy on nie ma prawa do niczego? Przecież kilka barwnych zdarzeń z przeszłości nie można mu odbierać podstawowych praw!

Reklama

– Wracając jednak do zdarzenia z 77 minuty, to liczyłem się z drugą żółtą kartką, ale nie z czerwoną – mówi Peszko. – Druga żółta oznaczałaby, że pauzowałbym w jednym spotkaniu, a tak grozi mi dłuższa kara. I dlatego chciałbym przeprosić drużynę. Szkoda, szkoda i jeszcze raz szkoda. Nie zagram z Ruchem, a pewnie i z Legią… Ja naprawdę nie jestem jakimś boiskowym przestępcą, a tak jestem traktowany po niedzielnym meczu…

Uwaga, reprezentant Polski na kilkanaście minut przed końcem meczu uderza rywala, ale sądzi, że tylko dostanie drugą żółtą kartkę. No wiadomo, kto by się przejmował, że właśnie osłabi zespół i praktycznie niemożliwe stanie się odrobienie strat. Nie spodziewał się czerwonej, a JEDYNIE drugiej żółtej.

Na szczęście, Peszko bardzo rzadko dostaje czerwone kartki. Sam wylicza:

– Jednak miałem ich bardzo mało. W jednym sezonie w Lechu – w cyklu rozgrywek  2009/2010 – otrzymałem trzy czerwone, ale wszystkie trzy w wyniku dwóch żółtych. Następna kartka to sezon 2014/2015 – czerwona w Pucharze Niemiec przeciwko Duisburgowi. To jest moja ostatnia kartka w klubie! Ponad trzy lata temu! Miałem również jedną czerwoną, ale w wyniku dwóch żółtych w reprezentacji – w Tajlandii w 2010 roku, a więc siedem lat temu. Ja walczę, ale nie gram faul. To mnie faulują, ale jak czytam dziś o sobie, to… można wyczytać zupełnie coś innego.

Nie za bardzo wiemy, jak Peszce wyszło, że kartka z października 2014 to kartka sprzed ponad trzech lat. Ale jeszcze bardziej nie wiemy, jak mu wyszło, że sześć czerwonych to bardzo mało. Nie wiemy też, jak mu się udało zapomnieć o czterech czerwonych kartkach (w wyniku dwóch żółtych) w barwach Wisły Płock. Generalnie Sławomir Peszko – piłkarz ofensywny – w karierze był wyrzucany z boiska 10 razy, ale jego zdaniem to – uwaga! – bardzo mało. Nie będziemy nawet wspominać, że Gary Lineker nigdy nie dostał nawet żółtej, a coś jednak osiągnął. Napiszemy, że znany z wylatywania z boiska Arkadiusz Głowacki w całej karierze dostał osiem czerwonych, czyli o dwie mniej. Dokładnie osiem razy wyrzucany był też Radosław Sobolewski. Obaj grali znacznie dłużej od Peszki.

Tak, Peszko wylatywał z boiska częściej niż Sobolewski (8), Głowacki (8), Glik (4), Rio Ferdinand (1), Carles Puyol (3), czy nawet słynny z brutalności Pepe (9). Ale jego zdaniem jego dziesięć czerwonych kartek to BARDZO MAŁO.

Reklama

W tym samym wywiadzie dziwi się zachowaniu Kędziory: – Nie musi do nikogo mówić “per debil”.

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

50 komentarzy

Loading...