Reklama

Transparent raczej nie pójdzie na strzępy

redakcja

Autor:redakcja

06 marca 2017, 20:43 • 3 min czytania 12 komentarzy

“Brak ambicji – brak dopingu” – taki transparent wywiesili na trybunie kibice Pogoni. Pytanie brzmiało, czy będą mieli ochotę po meczu porwać go na strzępy, czy też powiesić jeszcze wyżej. Cóż, my ambicji i zaangażowania pogoniarzom nie odmawiamy, ale coś nam mówi, że ten transparent nie pójdzie dzisiaj do ognia.

Transparent raczej nie pójdzie na strzępy

To był mecz dwóch drastycznie różnych połów. W pierwszej futbolu w zasadzie nie stwierdzono, a jeśli nawet, to wyłącznie śladowe ilości. Pięknie zauważył trener Strejlau: “raz boisko jest za długie, raz za krótkie”. Jedni i drudzy kopali się po czołach. Piłka latała nad głowami zawodników, prezentowano klasyczną przebijankę, piłkarską wersję ping ponga. Pogoń nie oddała nawet celnego strzału. Ale powiedzmy sobie szczerze: nie miała na to szans z Ciftcim w ataku. Nie wiemy, może ten chłop się obudzi, w następnym meczu strzeli hat-tricka, ale dzisiaj grał po prostu kryminał. Każde jego zagranie było pełzającą katastrofą. Tak akcji nie potrafi rozbijać nawet N’Golo Kante. Duży wyczyn.

Wisła wcale nie grała wiele lepiej. Piotrowski najpierw wrzucał, a potem patrzył, czy ktoś jest w polu karnym. Rajdy Merebaszwilego były dzisiaj bezproduktywne, z kolei znikał skutecznie Wlazło. Jeden Furman starał się coś grać i to jego zagranie przyczyniło się do bramki. Przerzut w pole karne, tam wbija piłkę na piąty metr Sylwestrzak… A potem zaczyna się chaos. Piłka odbija się od Delewa, myli obrońców i Słowika, dopada do niej Szymiński. No dobrze, może “dopada” to za dużo powiedziane, bo on mało się o futbolówkę nie wywrócił, ale gol raboną z dwudziestu centymetrów jest? Jest. Takiego czegoś jeszcze świat nie widział. Ekstraklasa, tu niemożliwe nie istnieje.

W przerwie zeszło z murawy uosobienie boiskowego hamulca ręcznego – Ciftci – i Pogoń zaczęła grać. Nie powiemy, żeby nagle zaczęła grać piłkę nie z tej ziemi, nie powiemy nawet, żeby zapachniało jakością godną pierwszej ósemki Ekstraklasy. Ale przynajmniej grała, atakowała, tworzyła akcje, co nie wyszło w zasadzie ani razu w pierwszej połowie. Poprzeczka nie była wysoko zawieszona, niemniej odnotujmy, że udało się ją przeskoczyć.

Wisła dała się się głęboko zepchnąć po zmianie stron i została za to ukarana. Widać było, że Kante ma ochotę grać, natomiast nie ma za bardzo z kim. Strzał Furmana w poprzeczkę z kornera też można czytać jako dowód polotu, ale kto wie, może też frustracji, że kumple grają tak, że aż się podać nie chce. Pogoń spychała Wisłę coraz głębiej, aż wreszcie podręcznikowa wrzutka Gyurcso, Wlazło zapomina wyskoczyć, a do siatki piłkę kieruje głową Fojut. Kiełpin kilka razy później jeszcze był zmuszony do wysiłku, ale prawdą jest, że najbardziej do wysiłku zmusił się sam.

Reklama

Ten bajeczny kiks mógł zakończyć się komediowym golem, ale kapitan Wisły zdołał uratować samemu sobie tyłek, choć przy okazji rozkwaszając nos.

To 1:1, które nikomu nie sprawi frajdy. W Szczecinie liczyli na trzy punkty, może nawet na pewne trzy punkty. Od tego było bardzo, bardzo daleko, a to Wisła wyciągnęła dłoń, ustawiając zasieki na trzydziestym metrze, zamiast dalej grać w piłkę ze słaniającym się rywalem.

BOR

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...