Wczoraj Dimitri Payet był jednym z najlepszych zawodników meczu Lorient – Olympique Marsylia. Gol, kilka udanych dryblingów, aktywna gra – zszedł po 68 minutach przy wyniku 4:0, whoscored.com wyżej od niego oceniło jedynie Floriana Thauvina. To nie był pierwszy udany mecz Francuza, który stał się bohaterem bodaj najbardziej niesmacznej historii transferowej ostatniego okienka. Payet od 31 stycznia, od ponownego debiutu w Marsylii, zagrał w ośmiu meczach zdobywając trzy bramki.
Tyle samo, co w Londynie w okresie od 15 sierpnia do pierwszych dni stycznia, w których wylądował w drużynie rezerw.
O tym, że rozwód Dimitriego Payeta z West Hamem United w pewnym momencie stał się jedynym rozsądnym wyjściem wiedzieli wszyscy. Jedyne wątpliwości, jak to przy rozwodach, towarzyszyły podziałowi majątkowemu – czyli kwocie transferowej oraz kwestii tzw. “moralnego zwycięstwa” – czyli innymi słowy: kto z pary małżonków wyjdzie z sali sądowej z podniesioną głową i przekonaniem, że wina leżała po drugiej stronie.
W obu wypadkach zwycięski okazał się West Ham. Po pierwsze – kasując za kończącego za trzy tygodnie 30 lat Payeta niemalże 30 milionów euro, po drugie – wychodząc z sytuacji jako klub zdradzony przez swojego ulubieńca i gwiazdę. Jak uczciwa angielska żona porzucona przez arabskiego księcia tęskniącego do swych rodzinnych stron. Londyn zresztą zrobił naprawdę dużo, by cały cyrk z Payetem wykorzystać w swojej strategii marketingowej. Wymiana koszulek Payeta dla kibiców, którzy zainwestowali w tego typu gadżet, wywiady o tym, jak to Francuz gniłby w rezerwach, gdyby nie prośby trenera o pozbycie się toksycznego elementu z Londynu. Do tego przypadkowo przeciekające do prasy strzępki informacji o tym, jak piłkarze usunęli Payeta ze swoich grup w mediach społecznościowych. “Młoty” świadome, że zatrzymanie pomocnika może być niemożliwe odegrały spektakl, podczas którego wygrały 30 melonów, sympatię kibiców i współczucie niemal całego świata piłki nożnej.
Co jeszcze ważniejsze – okazało się, że także na boisku nie ma wcale wielkiej tragedii. Po odsianiu spotkań pucharowych:
WHUFC z Payetem: 18 meczów, 5 zwycięstw, 4 remisy, 9 porażek; 2 gole i 7 asyst Payeta, ALE tylko dwa razy Payet punktował w wygranych meczach; 1,12 pkt/mecz
WHUFC bez Payeta: 6 meczów, 3 zwycięstwa, 2 remisy, 1 porażka; 1,83 pkt/mecz
Bez Francuza rozkwitać zaczęli Lanzini i Feghouli (przed odejściem Payeta ten duet miał 3 gole i 0 asyst, od odejścia nałapał już 4 gole i 4 asysty), cztery ostatnie podania dołożył też Michail Antonio. “Młoty” odzyskały płynność, ba, zdarzały im się wręcz momenty czarodziejskie, jak gol nożycami Carrolla, czy dwie pozostałe bramki w doskonałym w ich wykonaniu meczu przeciw Crystal Palace. Oczywiście, odbiciu sprzyjał Biliciowi terminarz, ale pamiętajmy, że urazu znów doznał Carroll, przez co Antonio momentami zastępował dwóch kluczowych zawodników. Co więcej – z sukcesami. Najwięcej goli zdobytych głową, miejsce w pierwszej piątce dryblerów – to wszystko twarde dane potwierdzające, że urodzony w Londynie piłkarz potrafi jednocześnie wykonywać robotę do tej pory należącą do rosłego Carrolla, jak i kieszonkowego Payeta. – Tak, chcemy wynagrodzić go nowym, dobrym, wysokim kontraktem – mówił na konferencji Slaven Bilić, potwierdzając, że i klub widzi to, co cała rzesza angielskich ekspertów wychwalających Antonio i całą drużynę, świetnie odpowiadającą na wyzwanie, jakim jest gra bez sprzedanej do Marsylii gwiazdy. Zresztą, po ostatnim meczu Payeta, West Ham United zajmował 13. miejsce z siedmioma punktami przewagi nad strefą spadkową. Teraz zajmuje 11., niezależnie od dzisiejszego wyniku trzymając dół tabeli na bezpieczny dystans 11 “oczek”, choć po drodze grali z Manchsterem City (a wieczorem zmierzą się z Chelsea).
Sam Payet? Cóż, wyszedł na tym równie dobrze, jak cały West Ham. Od powrotu do Olympique znów stał się idolem portowego miasta. Owacje dostał już w pierwszym swoim meczu, gdy zaliczył niespełna pół godziny w wygranym po dogrywce meczu pucharowym z Lyonem. W pierwszym występie, w którym zagrał od początku spotkania zaliczył też premierowego gola, w swoim stylu, z rzutu wolnego, podwyższając prowadzenie z Guingamp. Dołożył też sztukę z Monaco oraz wczoraj, pięknym lobem, w starciu z Lorient. Powrót syna marnotrawnego nieco psują porażki – 1:5 z PSG czy odpadnięcie z Pucharu Francji po dreszczowcu ze wspomnianym Monaco. On sam jednak spisuje się przyzwoicie, według statystycznych opracowań whoscored.com – z miejsca wszedł na podium wśród najskuteczniejszych piłkarzy Olympique – z ponad 3 strzałami, 1,5 kluczowego podania i 1,7 dośrodkowania na mecz. Choć ogółem Marsylia ma za sobą okres dość intensywnej przebudowy – ze wszystkich wzmocnień to Payet wygląda najbardziej solidnie.
Sam Olympique traci 5 punktów do Lyonu, ma też jeden mecz więcej. Z drugiej strony – to i tak ogromny postęp w stosunku do ubiegłych miesięcy. Grudzień Marsylia zaczynała na jedenastej pozycji, szykując się na kolejny tragiczny sezon. Teraz zaś utrzymuje kontakt z wymarzoną lokatą tuż za podium, w dodatku ma już za sobą mecze z PSG, Monaco i Lyonem, z topu została im jedynie Nicea na swoim terenie.
Jakkolwiek skończy się ten sezon, i dla West Hamu, i dla Marsylii – już teraz widać, że rozwód nie był konieczny. Był rozsądny. A to coś znacznie, znacznie więcej.