To był jeden z najpiękniejszych momentów w historii polskiego sportu. Mniej więcej siedem kilometrów przed metą Michał Kwiatkowski zwiał wszystkim rywalom i w spektakularny sposób ruszył po tytuł kolarskiego mistrza świata. On nie jechał w kierunku końcowej linii, on do niej frunął. Był szybki, zdeterminowany i doskonały technicznie, szczególnie na piekielnie trudnych zjazdach.
Po sukcesie w Ponferradzie przyszedł sezon 2015, też nie najgorszy dla Polaka – wiosną „Kwiato” wygrał jeden z największych klasyków, Amstel Gold Race. Kiedy latem stało się jasne, że przechodzi do kolarskiego teamu nr 1, czyli ekipy Sky, wielu kibiców i dziennikarzy myślało sobie: o, teraz zrobi kolejny krok w przód! Niestety, nic z tego nie wyszło. Owszem, nasz czempion miał w 2016 przebłyski – jego wspaniała praca na trasie olimpijskiego wyścigu w Rio wydatnie pomogła Rafałowi Majce w zdobyciu medalu – ale nie oszukujmy się: Michał liczył w poprzednim roku na więcej.
– Przesadził z treningami, za mocno rozpoczął sezon, w efekcie potem się „rozsypał”. Organizm odmówił posłuszeństwa, trzeba było czasu, żeby doszedł do siebie – opowiada o przyczynach kryzysu Kwiatkowskiego komentator Eurosportu Adam Probosz. Sam mistrz potwierdza jego słowa w rozmowie z portalem SportoweFakty:
– Przed obecnym sezonem zrobiłem o wiele mniej kilometrów. Lżejsze treningi, mniejsza baza, brak kręcenia kilometrów tylko na ilość. Do tego doszła zmiana mentalna. Wróciłem do źródeł. Mnie teraz kolarstwo znów bawi, cieszę się jak dziecko, kiedy mogę wsiąść na rower. Niezależnie, czy to trening, czy wyścig. 12 miesięcy wcześniej ta sytuacja wyglądała zupełnie odwrotnie.
Probosz z całą stanowczością podkreśla jedno: ten rok będzie dla Kwiatkowskiego dużo lepszy. Zgadza się z nim znakomity przed laty kolarz Dariusz Baranowski:
– W 2017 Michał może błysnąć kilkakrotnie. Liczę na to, że powalczy o wygraną między innymi w słynnych klasykach Mediolan – San Remo i Liege – Bastogne – Liege.
Dlaczego „Kwiato” jest tak dobry w tego typu startach? Probosz wylicza: Ma wielką wydolność, umie przetrzymać niewielkie wzniesienia, dzięki swojemu niesamowitemu instynktowi potrafi „czytać” wyścig. To wyróżniało dawnych, romantycznych kolarzy. Kiedy wyczuwali, że powinni atakować, to po prostu jechali. Mało kto posiada taką umiejętność, Michał jest jednym ze szczęśliwców.
Wiosną będziemy więc dopingować Kwiatkowskiego głównie w prestiżowych jednodniówkach. Nie zobaczymy go w Giro d’Italia, Polak wystąpi za to latem w Tour de France. W 2013 roku w generalce tego wyścigu był 11. Teraz nie ma co liczyć na poprawę – Michał nie pojedzie do Francji by bić własne rekordy, jego zadaniem będzie tam pomoc Chrisowi Froome’owi w odniesieniu kolejnego triumfu w Wielkiej Pętli.
– 99% kolarzy marzy o tym, żeby wcielić się w rolę asystenta Brytyjczyka – zapewnia Baranowski.
Pytanie: czy Polak jest w tym gronie? Oczywiście – Michał latem będzie ciężko pracował na sukces Brytyjczyka, tego nikt nie podważa, ale też pamiętajmy o jednym: to niezwykle zawzięty, pracowity i ambitny zawodnik. „Kwiato” marzy, aby kiedyś zostać liderem wielkiej grupy w wyścigu dookoła Francji, rola statysty na pewno mu do końca nie odpowiada. OK, może pogodzić się z nią w tym roku, ale docelowo na pewno będzie chciał czegoś więcej, może podium w generalce Wielkiej Pętli? Tak, to byłby wynik na miarę oczekiwań Michała (choć wielu ekspertów uważa, że jest nierealny do osiągnięcia). Na razie musi o nim zapomnieć, po TdF skupi się za to na czym innym: jesiennym wyścigu o mistrzostwo świata. O tęczową koszulkę kolarze powalczą tym razem w Bergen. 24 września staną na starcie wyścigu, który będzie liczył prawie 278 km! Na trasie zawodnicy mogą być niemal pewni opadów, norweski region, w którym pojadą, słynie z tego, że nieustannie tam leje. Według Dariusza Baranowskiego to… dobra wiadomość.
– Michał potrafi zaryzykować w takich warunkach. W ogóle to uważam, że trasa w Skandynawii będzie dla niego idealna. Sam „Kwiato” sądzi chyba podobnie – SportowyFaktom zdradził, że MŚ to dla niego główny jesienny cel.
Ostatnie dwa mistrzowskie wyścigi wygrał Peter Sagan, rówieśnik i odwieczny rywal Polaka. Czas wyrównać rachunki, czas sprawić, by fani kolarstwa w naszym kraju zamiast po raz setny oglądać filmik z Ponferrady, mogli zapętlić na YouTubie złoty występ Michała w Bergen.
KAMIL GAPIŃSKI
Fot. 400mm.pl