Pamiętacie 2014 rok i igrzyska w Soczi? Justyna Kowalczyk – mimo że biegła wtedy z pękniętą kością śródstopia – sięgnęła po złoty medal. Na mecie było wszystko: łzy bólu, wzruszenia, a także jej niesamowita radość uwieczniona na zawsze przez telewizyjne kamery. We wtorek Polka znowu chce dokonać czegoś wielkiego – w jednym ze swoich ostatnich występów na wielkiej imprezie w karierze zamierza stanąć na podium, oczywiście na tym samym dystansie co w Rosji, czyli na 10 km klasykiem. Dziś nasza zawodniczka przeszła ostatni test przed tymi zawodami. Zdała go, chociaż nie śpiewająco.
Kowalczyk wraz z Eweliną Marcisz biegły w sprincie drużynowym. Dwa lata temu w Falun w tej konkurencji Justyna sięgnęła po brąz. Tyle że wtedy jej partnerką była Sylwia Jaśkowiec, zawodniczka – nie oszukujmy się – o klasę lepsza od Eweliny. Trapiona kontuzjami dziewczyna skupia się obecnie na rehabilitacji, tak naprawdę nie wiadomo, czy w ogóle wróci jeszcze do zawodowego ścigania. No ale to temat na inny tekst, skupmy się na tym co wydarzyło się dziś.
Duet Kowalczyk – Marcisz wszedł do finału z ostatnim, dziesiątym czasem. Generalnie ich bieg wyglądał tak: co Ewelina straciła do rywalek, to Justyna starała się nadrobić. W medalowym wyścigu było podobnie, dziewczyny zajęły w nim 9. miejsce. Szału nie ma, ale mniej więcej takiego wyniku spodziewaliśmy się przed ich startem.
Od Marcisz ciężko było wymagać cudów, bo pomijając już fakt, że nie jest tak utalentowana, jak mistrzyni z Kasiny Wielkiej, to trzeba jeszcze pamiętać, że miała problemy podczas przygotowań. Na maksa trenowała tylko przez ostatnie trzy miesiące, wcześniej męczyły ją choroby. Tego typu problemy omijają natomiast pannę Kowalczyk, która dziś pokazała, że jest w gazie. Czy wystarczy to do medalu – ciężko prognozować. Ale szanse na pewno są, szczególnie, że nasza mistrzyni czuje się w Lahti dobrze nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Wystarczy zerknąć na Twittera, żeby dojść do takiego wniosku. Justyna w swoich wpisach chwali tamtejszych fanów, pisząc „W biegówkach lepszych kibiców od Finów nie ma.Rozumieją wysiłek i sprzęt, bo każdy biega i się nie wywyższają. Fajne to.”
W innym poście Polka sfotografowała się z lekturą w dłoni i napisała „Na koniec świata wzięłabym ze sobą książki i nartki”. To co, Justyno, dziś i jutro odpoczywasz w towarzystwie jakiegoś ciekawego woluminu, a we wtorek stajesz na podium, możemy się tak umówić?
Fot. 400mm.pl