Za Jarosławem Niezgodą kapitalny mecz. Gol, udział przy bramce, nota 8 od Weszło. Gdyby nie jego pójście na dzika, nie byłoby wolnego, po którym Lipski oddał strzał życia. Gdyby nie jego przytomność umysłu, Ruch nie podciąłby Legii skrzydeł golem na 0:3 i – kto wie – być może obejrzelibyśmy comeback legionistów. Gdyby nie jego harówka w obronie, mądre rozgrywanie i utrzymywanie się przy piłce, Ruch nie zaliczyłby tak komfortowej końcówki meczu z dwubramkowym prowadzeniem przy Łazienkowskiej. Z czystym sumieniem można przyznać – zagrał rewelacyjnie.
Tak brzmi opis wczorajszego występu Jarosława Niezgody. Niewiele brakło, by brzmiał trochę inaczej. Na przykład tak:
Za Jarosławem Niezgodą mógłby być kolejny kapitalny mecz, gdyby… tylko było mu dane w nim zagrać. Jego Ruch Chorzów niby próbował od czasu do czasu wyjść z kontrą, ale żaden atak nie może się powieść, gdy Visnakovsowi piłka odskakuje na pięć metrów (zmieniony w przerwie) a Arak, który wszedł za niego, nie potrafi zachować chłodnej głowy w kluczowych momentach. Ruch może i próbował, ambicji odmówić mu nie można, ale akcje szybko były kasowane przez legionistów. Ofensywa “Niebieskich” została niestety w Chorzowie.
Przyznacie, że mogło tak być, prawda?
Nie chcemy pisać, że Niezgoda wygrał w pojedynkę mecz z Legią, bo to absurd, ale nikt nie zaprzeczy, że odegrał w nim kluczową rolę. Nie potrafili go powstrzymać Dąbrowski z Pazdanem, ale można było to zrobić wcześniej, dodając do jego umowy jeden malutki zapis, czyli tzw. klauzulę strachu. Kluby przy jej użyciu dogadują się następująco: oddajemy wam naszego zawodnika na określony czas, ale gdy przychodzi do meczu między nami, ów zawodnik siada na trybunach. Pozbywamy się go, bo na tę chwilę jest jeszcze za słaby na nasz pierwszy skład, ale nie uważamy, by nie był w stanie zaszkodzić naszej drużynie. Logiczne? Oczywiście, że tak. Czy odstraszyło to będący na musiku Ruch przed wypożyczeniem Niezgody? Pewnie nie.
Z perspektywy Legii i wczorajszego meczu zastosowanie takiej klauzuli byłoby bardzo mądre, tak samo jak mądre jest każde inne działanie mające na celu nienarażenie się na szkodę. Wychodząc na śnieg lepiej włożyć buty, skoro leżą w przedpokoju, czy lepiej jednak tego nie robić? Jasne, że włożyć, bo dzięki temu twoje nogi nie zamarzną po trzech minutach. Oczywiście możesz wybrać też trudniejszą opcję, ale po co? Na tej samej zasadzie – gdy tylko jest możliwość – warto zabezpieczyć się przed umiejętnościami gościa, którego uznaje się za kozaka (inaczej Legia by go nie sprowadzała) i którego oddaje się tylko po to, by nabrał doświadczenia. Czy to jakoś wpłynie na jego ogranie, jeśli nie zagra w dwóch meczach sezonu? Absolutnie nie. Dla nas ta klauzula wcale nie wygląda na strach, a zwyczajnie na rozsądek.
Mocno się dziwimy, że Legia nie chciała skorzystać z tego typu zapisu, tym bardziej, że nie użyła go także w przypadku choćby Masłowskiego, Jałochy czy Szwocha. Taki najświeższy przykład dobrze użytej klauzuli z polskiego podwórka to chyba Lech Poznań, który oddając Macieja Wilusza do Korony Kielce zastrzegł, że obrońca mecz z Kolejorzem spędzi na trybunach (Lech wygrał 1:0, a zastępca Wilusza, Krzyszof Kiercz, został wybrany przez nas najgorszym piłkarzem meczu). Od czasu, gdy z ćwierćfinału Ligi Mistrzów Real wyrzucił jego zawodnik, Fernando Morientes, w Madrycie niezwykle chętnie przy każdym wypożyczeniu dopisują odpowiednie zabezpieczenie – tak było przy wypożyczeniach Callejona, Negredo, Soldado i wielu innych. Logika jest prosta: raz już się przejechaliśmy na braku wyobraźni, teraz wolimy spać spokojnie. Zbyt dużo jest do stracenia.
Legia postanowiła zagrać jednak na ura-bura i stwierdziła, że puknie Ruch nawet z Niezgodą. Było to jednak tak mądre jak pójście z kimś na solo i wręczenie mu przed walką ostrego narzędzia.
Fot. FotoPyK