Reklama

Bjelica stworzył zimą walec. A przy okazji promuje rynek ukraiński

redakcja

Autor:redakcja

19 lutego 2017, 16:02 • 4 min czytania 29 komentarzy

3:0 z Bruk-Betem, 3:0 z Piastem – Lech wszedł w wiosenne rozgrywki jak Paweł Zarzeczny do sklepu z rogalikami. Co więcej, nie tylko suche wyniki “Kolejorza” robią wrażenie, ale też gra – szybkie kombinacyjne podania i świetna „fizyka” całego zespołu. Wczoraj w ekipie Nenada Bjelicy mogło się podobać, że nikt nie odpuszczał do końcowych sekund, mimo że od dłuższego czasu na tablicy wyników widniało bezpieczne 3:0. Doliczony czas gry, a strzelec dwóch goli, Radosław Majewski – zamiast myśleć o pomeczowych wywiadach – mocno idzie na pressing i ostro naciska obrońców rywala. Lech do samego końca był nienasycony, chciał wygrać jeszcze wyżej i zaliczyć kolejne zero z tyłu. I chyba jest to dziś taki pozytywny znak rozpoznawczy drużyny chorwackiego szkoleniowca.

Bjelica stworzył zimą walec. A przy okazji promuje rynek ukraiński

Wiadomo, na pełniejsze oceny przyjdzie jeszcze czas w późniejszym etapie rozgrywek, ale wreszcie wygląda na to, że Lech ma paliwo, by walczyć o najwyższe cele. Jesienią, po okresie przygotowawczym pod batutą Jana Urbana, wielu zawodników ewidentnie nie było w najwyższej formie fizycznej, a dziś wszyscy wydają się być bliscy optimum. Można się oczywiście zastanawiać, czy aby ta górka nie przyszła zbyt wcześnie i jak drużyna będzie wyglądać w najważniejszej fazie rozgrywek, czyli w grupie mistrzowskiej, ale powodów to optymizmu z pewnością w Poznaniu nie brakuje.

Bardzo dobrze wygląda też gra defensywna całego zespołu, chociaż w linii obrony nastąpiła mała rewolucja, bo względem żelaznego ustawienia z rundy jesiennej wymieniono trzech z czterech zawodników. Na początku wiosny w Poznaniu brakuje Kadara i Arajuuriego, którzy zmienili kluby, a także Bednarka, który wciąż jeszcze nie doszedł do siebie po przebytej ospie. Zamiast nich mur nie do przebicia tworzą na środku dotychczas wyszydzani Wilusz i Nielsen, natomiast za lewą stronę odpowiada człowiek, który ma wszelkie atuty, by w niedługim czasie stać się najlepszy na swojej pozycji w całej lidze – Wołodymyr Kostewycz.

Ukrainiec zagrał wczoraj kapitalne zawody. Praktycznie się nie zatrzymywał, biegał od linii do linii i zademonstrował godny podziwu ciąg na bramkę. Co ważne, jego rajdy i podłączenia się do akcji ofensywnych nie były jedynie robieniem wiatru, bo facet naprawdę potrafi kopać piłkę lewą nogą. Kilka jego wrzutek było na bardzo wysokim poziomie, a po jednej z nich nawet Radosław Majewski – który przecież z gry głową raczej nie słynie – nie miał problemu z zapakowaniem piłki do siatki. I to właśnie Kostewycz, a nie “Maja” z dwoma golami, został przez nas wybrany graczem meczu, z bardzo wysoką notą “8”.

Co ciekawe, Kostewycza na Twitterze pochwalił nawet Zbigniew Boniek, który jeszcze niedawno w programie “Stan Futbolu” prowokacyjnie prosił, by wymienić mu jakiegoś dobrego Ukraińca z ligi polskiej. I tak się akurat złożyło, że chętny zgłosił się sam, i to już po swoich dwóch pierwszych meczach na naszych boiskach. Lewy obrońca wyciągnięty z ostatniej drużyny ligi ukraińskiej mimochodem rzuca też ciekawe światło na kilka spraw. Przede wszystkim pokazuje, że – przy dobrym skautingu – zza wschodniej granicy można wyciągnąć kilku naprawdę dobrych chłopaków, którzy z miejsca mogliby osiągnąć poziom ekstraklasowej czołówki na swoich pozycjach.

Reklama

Wydawałoby się też, że – w obliczu wiadomej sytuacji na Ukrainie – nasza liga mogłaby tu najwięcej skorzystać i stać się prawdziwym magnesem dla najzdolniejszych chłopaków z tamtego rynku. Problem leży jednak w słowach, które w ostatnich tygodniach zostały u nas odmienione przez wszystkie przypadki – limicie obcokrajowców spoza Unii. Skoro facet z ostatniego klubu ligi ukraińskiej od razu może grać u nas pierwsze skrzypce, to nietrudno sobie wyobrazić, że dalsze transfery z tego kierunku mogłyby pozytywnie wpłynąć na poziom całej naszej ligi. Problem w tym, że szersze eksplorowanie ukraińskiego rynku jest u nas bezcelowe. Z tego powodu w wielu przypadkach nasze kluby odpuszczają już na starcie, skupiając się na rynkach, których żadne limity nie dotykają – słowackim, węgierskim czy bułgarskim.

Taki Kostewycz pokazuje, że naprawdę jest o co walczyć, zwłaszcza jeżeli dysponuje się tak dobrym skautingiem, jak Lech. Bo dzisiaj dochodzi do zupełnie absurdalnej sytuacji – przychodzi do naszej ligi chłopak, u którego po stronie plusów należałoby zapisać wiek, motorykę i umiejętności techniczne, natomiast po stronie minusów paszport. Można się też zastanawiać, czy dla samego Lecha – którego siłą oprócz akademii jest właśnie skauting – obowiązujące przepisy aby na pewno stanowią korzyść. Jakkolwiek spojrzeć, przy obecnej kadrze „Kolejorza”, w której jest już czterech graczy spoza Unii, dalsze prześwietlanie rynku ukraińskiego na tę chwilę także mija się z celem.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

29 komentarzy

Loading...