Reklama

Dwa mecze, bilans 0-10. Smuda z wejściem smoka

redakcja

Autor:redakcja

17 lutego 2017, 20:47 • 3 min czytania 23 komentarzy

Wszystkie dwie osoby, które po zatrudnieniu Smudy myślały “Super ruch, Franek wszystkim pokaże jak się goli frajerów!”, właśnie wpadły w lekką konsternację. Jedyne, za co póki co można pochwalić Górnik Łęczna a’la Smuda, to za żelazną konsekwencję: 0:5 w czapkę z Legią, 0:5 z Jagiellonią. No, ale przynajmniej jak w kolejnej kolejce Smuda przegra 1:6, będzie mógł powiedzieć: “Jest progres!”.

Dwa mecze, bilans 0-10. Smuda z wejściem smoka

Górnik Łęczna wyglądał w Białymstoku, jakby możliwość zagrania meczu z Jagiellonią wygrał w czipsach, względnie w dożynkowej loterii. Wiedzieliśmy, że zestawienie defensywy prezentuje się dosyć – pomóżmy sobie eufemizmem – oryginalnie, ale i tak rzeczywistość przerosła oczekiwania. Popełniali błędy, których nie przystoi popełniać dziesięciolatkom z sekcji juniorskiej gminnego LZS-u. Pamiętacie, że kiedyś Sasin tylko przez gapiostwo działacza nie trafił podczas deadline day do Premier League? Dziś Sasin przypomniał, że to zdarzyło się bite dziesięć lat temu, a czasu nie oszukasz. Szmatiuk chyba sam nie wie jak to możliwe, że wciąż gra w Ekstraklasie. Tymiński ma pewnie najpokaźniejszy w Ekstraklasie wachlarz niebezpiecznych dla zdrowia wślizgów, ale widzieliśmy lepsze piłkarsko i taktycznie pachołki treningowe. Komor natomiast boleśnie przekonał się, że nie można nadrobić wszystkiego zaangażowaniem. Ciężka praca to dużo, ale nie wszystko. To jak podarował bramkę Cernychowi… brak słów. Po takim zagraniu powinien zostać relegowany do trampkarzy, ale przecież kim ten Smuda będzie grał? Maserem? A zresztą, istnieje szansa, że maser wiele gorzej nie zagra. Przecież momentami to była zwyczajna parodia. Gol Jagi po rozegraniu rzutu wolnego, gdzie wszyscy łęcznianie stoją i się przyglądają… a szkoda gadać. Drzewa umierają stojąc. I szkoda tylko Prusaka, bo robił co mógł.

Obrona wyglądała absolutnie dramatycznie, ale co dobrego można powiedzieć o kolegach z ataku? Chyba tylko to, że nie zawalili żadnej bramki, ale raczej nie o to chodziło. Jakieś dziesięć minut płynności, a potem czarna rozpacz. Nawet Bonin tracił piłki w banalny sposób, wyjeżdżał z futbolówką w aut, kipiał nie zaangażowaniem, a rezygnacją. Zresztą, o czym my mówimy, skoro oni nawet nie oddali celnego strzału? Jeśli Smuda będzie chciał się zasłaniać słowami, że z pustego i Salomon nie naleje, to sorry – tu nie było również widać jakiejkolwiek organizacji, myśli taktycznej. Górnik wyszedł, jakby nie prowadził ich zawodowy trener.

Powiedzmy sobie szczerze: będzie nie zaskoczeniem, a szokiem, jeśli Górnik Łęczna utrzyma się w lidze. Taka zbieranina kopiąca się po czołach bez pojęcia mogłaby przy sprzyjających wiatrach powalczyć kilka lat temu, bo wtedy miałaby równą sobie konkurencję. Ale dzisiaj standardy w Ekstraklasie poszły w górę. Trzeba się nieźle napocić za każdym punktem, bo każda drużyna jakąś jakość w sobie ma. Nie można łatać obrony na kolanie, liczyć na cud w ataku, a potem zbierać gratulacje. Jeśli twoją filozofią klubową jest “jakoś to będzie”, to stoisz jedną nogą w płytkim grobie.

Oczywiście Górnik Łęczna nie stłamsił się sam. To Jagiellonia dokonała efektownego dzieła zniszczenia nogami Vassiljeva, Cernycha, Chomczenowskija, Góralskiego. Nie ma co się oszukiwać – zagrała perfekcyjnie. Obrona dusiła akcje zaczepne w zarodku, atak hurtowo stwarzał dogodne okazje, bo 5:0 to i tak łagodny wymiar kary.  Idealny mecz na przełamanie po falstarcie na Lechii. Starcie, które przywraca wiarę w siebie, które przypomina, że Jaga, gdy ma swój dzień, potrafi być bezlitosna, a jeśli dasz Kostii dużo miejsca, to prosisz się o dotkliwą porażkę. Niemniej wymowne, że jest to 5:0 zrobione bez piany w ustach, bez szarpania się, jazdy na tyłkach. Co wiele zarówno o samej Jagiellonii, jak i Górniku Łęczna.

Reklama

jaga

Najnowsze

Komentarze

23 komentarzy

Loading...