Kwadransa potrzeba było, by uraz położył pierwszego zawodnika. Kolejnego, by poległ drugi. I następnego, by trzeba było dokonywać trzeciej zmiany. Gdyby dziś, przy okazji meczu Bournemouth z Manchesterem City, zorganizować kampanię „sport to zdrowie”, liczba zwolnień z WF-u w Wielkiej Brytanii urosłaby w tym tygodniu do rozmiarów, jakich nigdy wcześniej na Wyspach nie osiągnięto.

Gabriel Jesus, Simon Francis, Jack Wilshere. Pierwsza połowa zebrała naprawdę obfite żniwa. W przerwie zaczęliśmy się nawet zastanawiać, czy jeśli piłkarze dalej będą odpadać w podobnym lub szybszym tempie, będzie komu dokończyć spotkanie.
Okazało się jednak, że w przesądzeniu jego wyniku dwie najważniejsze role odegrali właśnie ci, którzy wcześniej zastąpili swoich kontuzjowanych kolegów. Bramkę na 2:0, zamykającą dla Bournemouth walkę o jakiekolwiek punkty, celebrował bowiem Sergio Aguero, zmiennik Jesusa. Po dokładnym przyjrzeniu się powtórkom okazało się, że piłkę po jego wślizgu wpakował do bramki jadący na tyłku ramię w ramię z Argentyńczykiem Tyrone Mings, który zastąpił Francisa.
Wcześniej Artura Boruca pokonał zaś Raheem Sterling, człowiek, o którym można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że nie ma patentu na Bournemouth. Katem „The Cherries” okazywał się bowiem nie pierwszy, nie drugi, ani nawet nie trzeci raz:
– strzelił bowiem 2 gole w wygranym 3:1 przez jego Liverpool meczu w EFL Cup (2014/15)
– zaliczył hat-tricka w wygranym 5:1 przez City meczu w Premier League (2015/16)
– zapisał po stronie zdobyczy gola i asystę w wygranym 4:0 meczu w Premier League (2016/17)
Pusty przebieg z Bournemouth zaliczył z kolei tylko raz, jeszcze występując w barwach Liverpoolu.
Czy Manchester City na swoją wygraną zasłużył? Pozwólcie, że posłużymy się obrazkiem:
Tak, zasłużył, bo stworzył sobie jakieś dziesięć razy więcej sytuacji, niż potrafili to zrobić piłkarze Bournemouth. Tak, zasłużył, bo w pierwszej połowie jedyny celny strzał „Wisienek” był tym oddanym po ewidentnym faulu Kinga na Stonesie. Tak, zasłużył, bo był po prostu piłkarsko lepszy w absolutnie każdym aspekcie rzemiosła. Słowem – zgodnie z przewidywaniami.
Słówko jeszcze o występie Artura Boruca, bo jak łatwo się domyślić, nie mógł dziś narzekać na nudę. Przy golach City nie miał absolutnie żadnych szans, bo przy pierwszym trafieniu Sterling pakował piłkę na długim słupku do pustej bramki, przy drugim kolega Polaka z drużyny skutecznie zmylił go, zmieniając tor lotu piłki po „wślizgostrzale” Aguero. Ale swoje Boruc wybronił, a prawdziwy popis dał w końcówce, gdy poradził sobie z bombą Kolarova, a ułamek sekundy później odbił w świetnym stylu dobitkę – choć ze spalonego – Silvy. To zdecydowanie nie będzie jeden z tych wieczorów, po których mógłby mieć sobie coś do zarzucenia.
***
Bournemouth – Manchester City 0:2
0:1 – Sterling 29’
0:2 – Mings (sam.) 69’
