– Nigdy nawet nie spróbowałem alkoholu. Mój ojciec był alkoholikiem. Obecnie jest trzeźwy od 25 lat, kiedy skończyłem sześć miesięcy przestał pić. Ostatni raz upił się dzień wcześniej, od tamtej pory nie tknął ani wódki, ani żadnego innego alkoholu – mówi w wywiadzie dla Weszło Petteri Forsell, gwiazda drugiej linii Miedzi Legnica.
Uważasz siebie za emocjonalnego człowieka?
Hmm… Tak, dlaczego pytasz?
Czytałem, że w Finlandii po przegranych meczach zdarzało ci się stawać do wywiadów ze łzami w oczach.
Tak, mogło tak być parę razy, jednak nie pamiętam, kiedy porażka ostatnio sprawiła, że miałbym łzy w oczach. Wtedy też czułem, że nie do końca dobrze wykonałem swoją robotę. Że nie strzeliłem gola, nie pomogłem drużynie wygrać. Byłem smutny, zły na siebie z tego powodu. Ale też nigdy nie trwało to długo, emocje szybko ustępowały. Teraz nauczyłem się, że zawsze to drużyna przegrywa, nie jest tak, że ja sam jestem temu winien.
Jak więc teraz odreagowujesz porażki?
Nie okazuję tego tak mocno. Trzymam to wszystko w głowie. Czasami nie do końca mi się to udaje, ta złość ze mnie wychodzi, ale staram się nie zaprzątać tym myśli zbyt długo.
Widziałem też parę twoich wpisów na Facebooku, w których dość emocjonalnie podchodzisz do pewnych spraw – do ludzkich opinii, do znęcania się nad słabszymi…
Nie piszę zbyt często, pewnie zauważyłeś, że takich postów było kilka, ale faktycznie. Czasami czuję potrzebę, by napisać o tym, co mnie denerwuje.
Większość z nich pokazuje twój stosunek do opinii ludzi na twój temat. Mocno się nimi przejmujesz?
Czy przykładam wagę do tego, co ludzie o mnie mówią? To zależy od tego, kogo masz na myśli mówiąc „ludzie” i co to za sytuacja. Jeżeli gram i ludzie mówią, że jestem słaby, że jestem gruby – mam to gdzieś. Wiem, na co mnie stać. Ale jeżeli moja mama powie mi, że jestem złym człowiekiem, wtedy faktycznie się tym przejmę.
Miała ku temu powody?
Nie, jeszcze nigdy to się nie zdarzyło. Chciałem po prostu dać przykład.
Skoro wspomniałem wcześniej o social media, nie mogę nie zahaczyć o projekt „Three Amigos”? O co tam w ogóle chodziło, jak to się stało, że w nim wystąpiłeś?
Pomysł rzucił Lassi Hurskainen, który kręci takie właśnie materiały z różnymi trikami z piłką do piłki nożnej, z piłeczką do ping ponga i tego typu rzeczy. Gość jest bardzo znany w Stanach Zjednoczonych i w Finlandii, jeden jego filmik z Angry Birds nabił kilka milionów wyświetleń. Przed Miedzią grałem w Marienhamn, to mała wyspa pomiędzy Finlandią a Szwecją. Akurat miał zamiar kręcić tam swoje wideo, więc odezwał się do mnie i do boksera wagi ciężkiej Roberta Heleniusa. Spytał, czy mielibyśmy ochotę zrobić coś razem, więc się zgodziłem. Było przy tym sporo dobrej zabawy. Robert uderzył pięścią w piłkę tak, że przeleciała jakieś… nie wiem, ze sto metrów?
Twój pierwszy zagraniczny transfer to były przenosiny z Finlandii do Turcji. Spory przeskok kulturowy.
Było ciężko, to prawda. Nie wszystko w życiu rozbija się o futbol, czasami w grę wchodzi też polityka. Byłem dość młody i nie tak doświadczony, więc nie wiedziałem, jak to jest żyć poza swoim krajem. I na dokładkę wylądowałem na jednym z najtrudniejszych rynków piłkarskich w Europie, w kraju niekoniecznie przyjaznym do życia. Nie potrafiłem się tam przystosować.
Co było największym problemem?
Nie grałem. To sprawiało, że cały czas chodziłem przygnębiony. Oczywiście, kultura życia tam też była inna, przez długi czas w roku było znacznie cieplej niż w Finlandii, ale dla mnie największym rozczarowaniem było po prostu to, że trener nie wystawiał mnie w pierwszym składzie.
W jednym z wywiadów mówiłeś, że niewiele osób w Turcji mówi po angielsku, w szatni 0-5% zawodników, że to też był duży kłopot.
W tamtym czasie nauczyłem się dzięki temu… hiszpańskiego. W szatni było sporo piłkarzy z Ameryki Południowej, od których można było coś podłapać. Ledwie kilka osób mówiło po angielsku, niektóre wręcz się tego wstydziły, unikały, jakby to było coś złego. Płynnym angielskim mówiło bardzo, bardzo mało.
Żeby nie było tak pesymistycznie – na swoim Facebooku pisałeś też o pewnej sytuacji, jaka cię tam spotkała, a która dość mocno cię wzruszyła.
Tak, kiedy kończyłem jeden z treningów, widziałem jak dzieciaki z okolicy grają na boisku szkolnym w piłkę. Jedno z nich, prawdopodobnie najmłodsze, nieśmiało poprosiło mnie o koszulkę. Powiedziałem, żeby zaczekał i cofnąłem się do budynku, żeby dać mu to, co chciał. Widziałem, że pod drzwi podeszło kilku innych chłopaków, jego spychając na tyły. Podszedłem do niego i dałem mu koszulkę. Jego uśmiech był bezcenny.
Odchodząc z Turcji zrzekłeś się jednocześnie bardzo lukratywnego kontraktu.
Nie mogłem się pogodzić z tym, że bardzo długo nie grałem w meczach ligowych, w tamtym czasie byłem bardzo smutnym człowiekiem. Faktycznie, rozwiązując umowę z Bursasporem, zrezygnowałem ze sporych pieniędzy. Jeżeli dobrze liczę, tamten pięcioletni kontrakt nadal by obowiązywał. Ale zarobki nie były dla mnie wtedy najważniejsze. Po prostu chciałem znowu czerpać radość z gry. Znaleźć klub, w którym będę regularnie występował. Trochę mi to zajęło, bo będąc wolnym zawodnikiem odrzuciłem parę propozycji z krajów, w których wtedy nie chciałem grać, między innymi z Danii.
Twoja druga przygoda z zagranicą to już Legnica. Coś cię tutaj zaskoczyło?
Nie wiem, czy zabrzmi to dobrze, ale wydaje mi się, że Finlandia jest bardziej nowoczesna. Jasne, też mamy sporo starych budynków, ale mam wrażenie, że tam bardziej się o nie dba. No i życie jest tu tańsze niż w Finlandii, tam wiele rzeczy, które tutaj można kupić w rozsądnej cenie, jest bardzo drogich, za to plus dla Polski. Kupowanie jedzenia, codzienne zakupy – wszystko to wychodzi taniej. Szczerze mówiąc przystosowanie mi się do życia tutaj zajęło może ze dwa tygodnie.
Krąży stereotyp, że Finowie – i generalnie ludzie ze Skandynawii – są bardziej zamknięci w sobie niż choćby Polacy. Mieszkałeś i tu, i tu, możesz to potwierdzić?
Powiem więcej – to co mówisz bardzo dobrze pasuje do mnie. Jeżeli nie znam kogoś, jeżeli ktoś nie chce poznać tego, jaki jestem, potrafię być dość zimny, oschły. Ale gdybyś spytał moich najlepszych przyjaciół, ludzi którzy znają mnie dobrze, każdy powie ci, że jestem ciepłym, miłym człowiekiem. Gdybym miał ostatnią gumę do żucia, byłbym w stanie się nią podzielić.
Ciekawy przykład (śmiech).
W Finlandii wiele osób, które mnie nie znały, wmawiały wszystkim, że jestem złą osobą. A kiedy poznały mnie osobiście, zmieniły zdanie, udowodniłem że się mylą.
Takie słowa cię bolały?
Nie, nauczyłem się tym nie przejmować. Tak jak wspominałem, liczy się dla mnie tylko to, co mają o mnie do powiedzenia najbliżsi.
Innym stereotypem jest, że w Polsce pije się dużo alkoholu…
Gdybyś poznał niektórych moich znajomych z Finlandii, zobaczyłbyś, że wcale nie tak dużo!
Słyszałem jednak, że ty nigdy w życiu nie tknąłeś alkoholu.
Nie. Nigdy nawet nie spróbowałem. Mój ojciec był alkoholikiem. Obecnie jest trzeźwy od 25 lat, kiedy skończyłem sześć miesięcy przestał pić. Ostatni raz upił się dzień wcześniej, od tamtej pory nie tknął ani wódki, ani żadnego innego alkoholu. Jest dla mnie przykładem, dlatego nigdy nie czułem potrzeby, by poznać smak alkoholu.
Drugi poziom rozgrywkowy w Polsce różni się mocno od fińskiej ekstraklasy? Ostatnio mówiłeś, że Miedź bez problemu dałaby sobie radę w Veikkausliidze.
Poziom jest dość podobny, tutaj więcej jest nacisku na siłę, bieganie, taktykę. Gra się szybciej. Ale wydaje mi się, że gdyby przerzucić nas do ligi fińskiej albo któryś z zespołów stamtąd do 1. ligi, to gdyby tylko przyzwyczaiły się do innego stylu, poradziłyby sobie i tu, i tu. Myślę, że Miedź mogłaby nawet walczyć o najwyższe pozycje w Finlandii, bo na tle zespołów stamtąd wyróżniamy się fizycznością.
Jak polska 1. liga zmieniła Petteriego Forsella jako piłkarza?
W Finlandii moim zadaniem było robić różnicę pomiędzy remisem a zwycięstwem. Często posuwałem się w tym za daleko, za każdym razem mając piłkę próbowałem zagrać otwierające podanie, strzelić gola. Trener Tarasiewicz wytłumaczył mi, że nie muszę tego robić za każdym razem, że bardziej wymagający będę dla rywali, gdy nie będą się spodziewać takich piłek, gdy trochę uśpię ich czujność.
Kojarzę, że w reprezentacji jesteś pierwszym wykonawcą stałych fragmentów gry, że to twoja specjalność, natomiast tutaj o ile wolne dostajesz zawsze, o tyle nie każdy rzut rożny wykonujesz ty. Dlaczego?
To dobre pytanie, też nad tym myślałem. Nie ja o tym decyduję, gdyby to ode mnie zależało, szedłbym w narożnik przy każdym rzucie rożnym. Potrafię to robić, jestem przyzwyczajony do tego, że stałe fragmenty należą do mnie. Ale skoro trener uważa, że bardziej przydam się gdzie indziej podczas kornerów? W porządku, to jego decyzja. Potrafię z tym żyć.
Podobno trener Tarasiewicz jest bardzo podobny do twojego byłego trenera Pekki Lyyskiego.
Tarasiewicz bardzo podobnie do Lyyskiego pochodzi do defensywy, która ma być maksymalnie ścisła, nie tracić zbyt wielu bramek. Obaj twierdzą, że aby odnieść sukces w piłce, na pierwszym miejscu trzeba zachować czyste konto tak często, jak to tylko możliwe. Myślę, że w tej kwestii bardzo dobrze by się dogadali. Obaj mają też świadomość, że piłka nożna nie jest najważniejszą rzeczą w życiu. Że jeżeli zdarzają się jakieś problemy, ich drzwi są zawsze otwarte. Gdy szedłem do Lyyskiego i mówiłem, że mam problemy w domu i że potrzebowałbym kilku dni wolnego, by pojechać tam na kilka dni, nie miał z tym żadnego problemu.
Wcześniej nie miałeś tutaj żadnego rodaka, teraz się to zmieniło, bo w Legnicy pojawił się ostatnio Petteri Pennanen, tak jak ty zresztą grywający na dziesiątce.
Rodaka i przyjaciela, bo znamy się od ponad dziesięciu lat, kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się na zgrupowaniu kadry młodzieżowej Finlandii. Myślimy o piłce nożnej w podobny sposób, ale w kwestii gry nie jesteśmy szczególnie podobnymi graczami, mamy różne atuty, on jest mniej ofensywnym graczem. Nie myślę o nim jako o rywalu do miejsca w składzie. W młodzieżówce czasami on grał na dziesiątce, a ja za jego plecami, dziś wydaje mi się, że byłoby odwrotnie. Trochę się od tamtej pory zmieniliśmy.
Gdybym spytał, który z was będzie wiodącą postacią drugiej linii Miedzi wiosną…?
Odpowiedziałbym, że to złe pytanie. Nie rozmawiam o kolegach z drużyny.
Piłka nie była jedynym sportem w twoim życiu, prawda?
Nie, trenowałem też hokej. Ale moi bracia byli lepsi ode mnie, a hokej był bardzo drogim sportem. Nie mogliśmy sobie pozwolić na sprzęt, na opłacanie treningów. To często staje na drodze utalentowanym młodym chłopakom, których rodziców nie stać na to, żeby płacić za to wszystko. Ostatnio czytałem historię dwóch braci, która pokazuje, że hokej zrobił się jeszcze droższy niż za moich czasów. 500 euro miesięcznie za trening dla jednego z nich oznaczało, że rodzice musieli wydawać 1000 euro na treningi każdego miesiąca.
Spore ryzyko utraty pieniędzy, jeżeli nie zostaniesz profesjonalistą.
To nie ryzyko, jeżeli masz pieniądze. Płacisz za to, żeby twoje dzieci się dobrze bawiły. Ja pozwalałbym swoim dzieciom robić to, na co mają ochotę, uprawiać sport, który chcą. Ale wiem, że nie każdego na to stać. Sam powiedziałem rodzicom, gdy miałem dwanaście lat, że odpuszczam hokej, bo jest za drogi. Oni nigdy nie kazali mi go rzucić.
Twoje piłkarskie początki też nie były dla rodziców najtańsze, bo wybiłeś parę okien na ganku.
Akurat oni dostali nowe okna za darmo, więc nie było tak źle. Chociaż ostatecznie mój ojciec stwierdził, że bezpieczniej będzie je wymontować.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. 400mm.pl