Reklama

Reklama finału? Raczej reklamacja uszkodzonej obrony. Alaves z szóstką od Barcelony

Janusz Banasinski

Autor:Janusz Banasinski

11 lutego 2017, 18:47 • 3 min czytania 3 komentarze

Starcie dwójki finalistów Pucharu Króla. Mistrz Hiszpanii kontra beniaminek, który na początku sezonu sensacyjnie pokonał giganta na jego własnym stadionie. Katalońska wirtuozeria kontra baskijska odporność… Choć nie będziemy mydlić wam oczu, że na starcie Barcelony z Deportivo Alaves świat czekał na wstrzymanym oddechu, to jednak, mając na względzie całą otoczkę, gdzieś tam w duchu można było mieć liczyć na to, że w meczu tym doświadczymy jakichkolwiek emocji, które pozwoliłyby nam z pewnym zniecierpliwieniem wyczekiwać pojedynku w finale krajowego pucharu.

Reklama finału? Raczej reklamacja uszkodzonej obrony. Alaves z szóstką od Barcelony

Jeśli jednak potyczka ta rzeczywiście miała stanowić reklamę finału “Copa Del Rey”, to – delikatnie mówiąc – wyszło średnio. Szczególnie w wykonaniu Alaves, które zareklamować mogło co najwyżej swój blok defensywny i bramkarza.

Choć wynik 6:0 brzmi groźnie i z pozoru wskazywać może na oczywistą żądzę krwi Dumy Katalonii, to jednak trudno nie ulec wrażeniu, że “Blaugrana” zagrała mimo wszystko dość… oszczędnie. Nie, oni naprawdę nie chcieli dziś nikogo upokorzyć. To po prostu rywal robił wszystko, by boleśnie zebrać po papie. Cóż, głupi by nie skorzystał. A że Barcelona na głupków w żadnym wypadku wyjść nie chciała, to wyszło jak wyszło.

By pokonać Alaves szóstką do zera wcale nie trzeba było dziś zagrać wybitnego meczu. Do zburzenia z pozoru solidnego baskijskiego muru należało bowiem jedynie wyciągnąć z niego pierwszy kamień, a następnie odczekać chwilę aż reszta runie sama niczym domek z kart przy włączonym wentylatorze. Jedna składna akcja zakończona dostawieniem nogi przez Luisa Suareza w pełni wystarczyła do tego, by obudzić w rywalu autodestrukcyjne skłonności.

To, co potem odwalała obrona Alaves do spółki z bramkarzem trudno określić przecież w inny sposób niż piłkarskim harakiri. Lub, jak ujęli to komentatorzy, “muppet show”. Przez obronę Deportivo bez najmniejszego problemu przedarłby się dziś bowiem kulawy leniwiec. Drugi gol dla Barcelony? Fatalna strata jednego z obrońców przy wyprowadzaniu piłki pod koniec akcji okraszona katastrofalnym babolem golkipera, który podał do Neymara za pomocą Suareza. Trzecia sztuka – po raz kolejny błąd Pacheco, który przy strzale Messiego mógł zachować znacznie lepiej. Za czwartym razem – jakżeby inaczej – samobój. Przy piątym golu Suarez znów sam nawet nie przypuszczał, że za moment zaliczy ostatnie podanie – tym razem przy golu Rakiticia. Dopiero przy szóstym podejściu Alaves udało się wyjść w miarę z twarzą. Jak by to jednak powiedzieć… było już odrobinę za późno.

Reklama

Gdybyśmy mieli podsumować to spotkanie jednym zdaniem, z całą pewnością powiedzielibyśmy, że było to prawdopodobnie najmniej wyczerpujące ligowe 6:0 Barcelony od bardzo dawna, a może i w ogóle w historii klubu. Nawet jeśli w żadnym wypadku nie chcemy nikomu sugerować, że w piłce jakikolwiek mecz jest w stanie wygrać się sam, to jednak dziś zawodnicy Alaves zrobili naprawdę dużo, by w jak największym stopniu tej tezie zaprzeczyć.

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

3 komentarze

Loading...