Lubimy oglądać seriale, ale gdy jakiś ciągnie się za długo, zaczyna być zwyczajnie nieznośny i najlepiej dla niego samego byłoby, gdyby dotarł do mety. Na szczęście tak stało się z historią pod tytułem „Tamas Kadar odchodzi z Lecha” – nie od wczoraj było przecież wiadomo, że Węgier chciał opuścić Poznań i spróbować swoich się na wyższym poziomie oraz za lepsze pieniądze. No i w końcu dopiął swego. Dynamo Kijów ogłosiło przed chwilą, że podpisało z Węgrem czteroletni kontrakt.
Obrońca szykował się do wyjazdu właściwie całą zimę, a Lech nie chciał mu rzucać kłód pod nogi. Piłkarz – by nie doznać kontuzji i nie zrujnować sobie planów – w ogóle nie brał udziału w przedsezonowych sparingach. O jego odejściu mówiło się mniej więcej od lata. W Lechu podkreślano, że Węgier był jednym najczęściej obserwowanych piłkarzy w czasie rundy wiosennej, a dobry występ na Euro jedynie pozycję rynkową Kadara podbił (Madziarzy doszli do 1/8 finału a obrońca nie zagrał tylko z Portugalią). Wydawało się, że latem odejdzie do Włoch, gdzie chciało go choćby Palermo – ostatecznie rozmówki węgiersko-włoskie mógł schować jednak w kąt, bo nic z tego nie wyszło.
Po pierwszych miesiącach w Polsce było nie do pomyślenia, że Węgier będzie tak rozchwytywany. Ba, jego transfer wyglądał na sporych rozmiarów niewypał. – To nasz najdroższy transfer tej zimy i w ogóle jeden z najdroższych transferów w ostatnich latach – mówił Piotr Rutkowski, gdy Kadar w sezonie 14/15 trafił na Bułgarską. Kosztował około 450 tysięcy euro, czyli zbyt dużo jak na możliwości Lecha, by nie grać. A jednak, Skorża rzadko widział go w swoich meczowych planach. Na początku kolejnych rozgrywek, w obliczu kontuzji Arajuuriego, Kadar zaczął występować, ale robił to koszmarnie. Na tyle koszmarnie, że do ekstraklasowego słownika weszło pojęcie Kadarstrofy, ponieważ obrońca mylił się jak junior i nie brakowało opinii, że tą połową bańki w europejskiej walucie lepiej byłoby napalić w piecu.
Skorżę zmienił jednak Urban, przesunął Kadara ze stopera na lewą stronę i choć obrońca kręcił nosem, to wyszło mu to na dobre. Zaczął grać jak piłkarz, nie jak przebieraniec i resztę tej historii znamy – zaliczył dobre Euro i stał się atrakcyjnym kąskiem transferowym. Potwierdził to także w tej rundzie, według InStata jest trzecim lewym obrońcą ekstraklasy. Dobrze podaje (84% celności), odbiera (71 % skuteczności), super gra w powietrzu, wygrywając 78 % pojedynków. Brakuje mu co prawda liczb z przodu, bo ma choćby zero asyst, ale jeśli ktoś nie szuka specjalnie ofensywnego bocznego obrońcy, to Kadar jest jak znalazł. Widocznie Dynamo nie szuka.
Lech oczywiście nie obudził się wczoraj i wiedział, że Kadar będzie chciał odejść – stąd transfer Kostewycza, który przyszedł już jakiś czas temu. Węgier swoje więc pograł, poziomu w ostatecznym rozrachunku nie obniżył, a teraz dał na sobie zarobić. Może nie był to transfer idealny, ale gdyby losy każdego zawodnika układały się chociaż tak, na pewno poznaniakom żyłoby się łatwiej.
Fot. FotoPyK