Życie osobiste profesjonalnego sportowca zazwyczaj nie jest zbyt urozmaicone. Jego intensywność wyznaczają treningi, zgrupowania oraz zawody, którym poświęca gros swojego czasu. Piotr Lisek mówił ostatnio Weszło, że w swoim mieszkaniu bywa ledwie kilka dni w miesiącu. Cała reszta to doskonalenie umiejętności z daleka od bliskich i uporczywa walka z samym sobą o to, by być jak najlepszym. Sofia Ennaoui przyznawała, że biegi są jej największą miłością, a potencjalny partner będzie musiał to zaakceptować i zrozumieć. Na spotkania z przyjaciółmi ma czas tylko przez jeden miesiąc w roku. Obojętnie zresztą o jakiej dyscyplinie byśmy nie dyskutowali, pewne jest jedno: dla zawodowca sport musi być na pierwszym miejscu i basta.
W tej sytuacji trudno dziwić się temu, że wielu sportowców jest samotnych lub decyduje się na poważne relacje dopiero po zakończeniu kariery. Bywa też, że wiążą się z będącymi tuż obok trenerami, dziennikarzami czy zawodnikami tej samej dyscypliny. Właśnie tak było w przypadku Krystyny i Grzegorza Guzików, biathlonistów, którzy w połowie 2014 roku powiedzieli sobie „tak”.
Ich pierwsza rozmowa odbyła się na lodowcu po treningu, kiedy zjeżdżali kolejką. Krystyna Pałka, utytułowana biathlonistka, uczestniczka dwóch igrzysk olimpijskich, chciała przekazać narty i pokrowce, których miała aż nadto, dwóm młodym chłopakom. Jednym z nich był Grzegorz Guzik. Panowie jak najbardziej wyrazili tym zainteresowanie, ale pojawił się problem z odebraniem sprzętu. Pałka chciała zostawić go w Polskim Związku Biathlonowym, Guzik dążył do ponownego spotkania – tym razem tylko we dwoje. W końcu dopiął swego. Otrzymał wtedy nie tylko sprzęt, ale i możliwość wspólnego wypicia kawy.
Na początku Krysia nie traktowała tej relacji w kategoriach damsko-męskich, pewnie dlatego, że Grzesiek jest od niej o osiem lat młodszy. Mimo wszystko stopniowo zbliżali się do siebie, co wpływało też na poprawienie wyników sportowych. Kiedy byli razem, a więc w 2013 roku, Krystyna została wicemistrzynią świata w biegu na dochodzenie. To największy polski sukces w historii kobiecego biathlonu.
– Wiele osób pyta, czy związek zmienił mnie sportowo. A ja zaczynam od tego, że w ogóle moje nastawienie do życia się zmieniło. Kiedyś byłam wybuchowa, bardzo szybko można mnie było zdenerwować. Teraz jestem znacznie spokojniejsza – mówiła Guzik w 2015 roku Gazecie Krakowskiej.
– Mój dom jest ze mną i to bardzo komfortowa sytuacja. Nie tracę czasu na tęsknotę i szukanie kontaktu. Dawniej, gdy były długie zgrupowania, chciało się wracać do domu, odliczałam dni do końca. Teraz pracuję spokojniej, nie spieszy mi się. Poza tym mam odskocznię. Nawet na zawodach jest nie tylko sport, ale i normalne życie – dodawała w rozmowie ze sport.pl.
To ona w tej parze jest sportowcem dominującym, odnoszącym sukcesy i cieszącym się renomą na międzynarodowych zawodach. Jest 10. zawodniczką ubiegłego sezonu w klasyfikacji Pucharu Świata i posiadaczką rekordowej liczby 19. złotych medali krajowych mistrzostw. Obok Magdaleny Gwizdoń jest naszą najlepszą zawodniczką w historii. A panowie? Po erze Tomasza Sikory „biało-czerwoni” w biathlonie radzą sobie sporo słabiej, choć Grzegorz Guzik zaleca w tej materii cierpliwość.
– Wiem jak opinia publiczna odbiera nasze występy. W Polsce nikt nie zauważy przeskoku z setnego na sześćdziesiąte miejsce w Pucharze Świata, mimo że w biegu to postęp o 2-3 minuty. Ja naprawdę czuję, że się poprawiam. Dzięki radom Krysi przestałem się stresować, podchodzę do zawodów z chłodniejszą głową – opowiadał.
W Polsce nie ma na niego mocnych, jest aktualnym mistrzem kraju w sprincie i supermikście. 5 stycznia tego roku osiągnął też swój największy indywidualny sukces na arenie międzynarodowej. W biegu na 10 kilometrów w Oberhofie zajął 26. miejsce, zdobywając pierwsze w karierze punkty Pucharu Świata. W biathlonie, inaczej jak chociażby w skokach narciarskich, punktuje pierwsza czterdziestka zawodów. Ostatnio przed Grześkiem dokonał tego wspomniany Sikora – 1766 dni wcześniej…
Żona Guzika oszalała ze szczęścia, o czym nie omieszkała poinformować na twitterze: „O jejuuuuuuuu Osalalammmmmmm :))))))) Jupiiiiiii Ale się cieszę. Nareszcie:) Super występ w Oberhofie”.
29 stycznia tego roku udowodnili, że w sportowych zmaganiach duetów stać ich na wiele. Wspólnymi siłami zdobyli brązowy medal mistrzostw Europy w Dusznikach-Zdroju w rywalizacji par mieszanych. Niezły wyczyn – to pierwsze po 13 latach podium ME w konkurencji drużynowej dla Polski.
– Ten medal to dla mnie nagroda za ostatni okres, gdy zmagałam się z poważną kontuzją. To były dla mnie ciężkie miesiące. Straciłam sporo czasu na dojście do dobrej formy, włożyłam w to wiele sił i byłam skoncentrowana, aby zimą przyszły rezultaty. To jeszcze nie jest moja stuprocentowa dyspozycja, ale jestem na dobrej drodze, by ją osiągnąć – relacjonowała Krystyna na konferencji prasowej po zawodach.
– Ostatnio poświęciłam sporo czasu na trenowanie strzelania, bo to była główna pięta achillesowa, co widzieliśmy w poprzednich dniach. Dziś jednak jestem zadowolona ze swej dyspozycji na strzelnicy. Może klucz do sukcesu leżał w tym, że nie podeszliśmy do niego zbyt spięci. Od wczoraj razem z Grześkiem robiliśmy sobie nawzajem żarty z naszej postawy strzelaniu w sprincie. Dzięki takiemu nastawieniu zupełnie nie stresowaliśmy się i startowaliśmy na luzie – dodawała.
Sam supermikst to bardzo widowiskowa konkurencja. W wielkim uproszczeniu: na początku rywalizują panie, które mają do pokonania trzy kilometry, a także dwa razy meldują się na strzelnicy. Następnie do boju przystępują panowie, którzy mają do pokonania identyczną trasę. Później biegną już wszyscy, ale to faceci muszą jeszcze przebrnąć przez dodatkowe 1,5 kilometra. Podczas wszystkich wizyt na strzelnicy przysługują trzy dodatkowe naboje. Jeśli nie wystarczą one do strącenia krążków, to zawodnika ma do przejechania jeszcze karną rundę. Połowę krótszą niż podczas innych biegów, czyli 75-metrową.
Mimo podium Guzików trzeba wyraźnie napisać, że najlepszym biathlonowym małżeństwem byli Liv Grete i Raphael Poiree. Na mistrzostwach świata w 2004 zdobyli razem 7 złotych medali, srebro i brąz, dlatego w środowisku powstał żart, że klasyfikację medalową państw wygrało „Państwo Poiree”.
Zanim doszło do sukcesu polskiej pary, nie każdy wierzył w Krystynę. Wydawało się, że poważna kontuzja (uraz barku, kilka miesięcy przerwy w treningach), a także nieporozumienia ze związkiem, odcisną piętno na jej formie.
– O co chodzi? O wywiad, którego nam udzieliła w czerwcu. Wylała z siebie wszystko, co leżało na sercu. Głównie jej zdanie o trenerze, wszystkie dziwne sytuacje z nim związane. Sam tytuł wywiadu: „Trener mówił, że jak nam się nie podoba, to możemy skończyć”, pokazuje jak szkoleniowiec się zachowywał. Chora sytuacja. Krystyna została potem odsunięta od kadry, nie mam oficjalnej informacji, że z tego powodu. Być może powiedziała za dużo. Z drugiej strony, jeśli już nie mogli dogadać się w kadrze, to co robić innego? – retorycznie pyta Mateusz Król, redaktor naczelny sportswinter.pl
– Została odstawiona od reprezentacji w trakcie leczenia kontuzji. Na szczęście potem pozwolono jej ćwiczyć z austriacką trenerką. Chora sytuacja, bo wszystkie prawie zawodniczki marudziły na trenera Adama Kołodziejczyka. Magda Gwizdoń też trenowała indywidualnie. Weronika Nowakowska mówiła, że jeśli wróci po urodzeniu dziecka, to na pewno nie chce już z nim współpracować. Tylko Monika Hojnisz, a także młodsze zawodniczki nie narzekały – dodaje.
Brązowy medal mistrzostw Europy napawa umiarkowanym optymizmem przed mistrzostwami świata w austriackim Hochfilzen, które potrwają od 9 do 19 lutego. Co ciekawe, jeszcze na cztery dni przed mistrzostwami trener kadry Adam Kołodziejczyk otwarcie przyznał, że nie jest pewny, kto wystartuje w zawodach mężczyzn. Ostatecznie postawił na Guzika, Łukasza Szczurka, Rafała Penara oraz Andrzeja Nędzę-Kubińca. U pań poza Krystyną we wszystkich konkurencjach wystąpią Hojnisz i Gwizdoń, dodatkowo na dystansie sprinterskim zobaczymy Kingę Mitoraj, a Annę Mąkę w biegu indywidualnym. Wciąż nieznany jest skład sztafety mieszanej, niewykluczone, że poznamy go we wtorek wieczorem.
O analizę szans małżeństwa Guzików podczas austriackiej imprezy poprosiliśmy Wojciecha Bajaka, byłego dziennikarza portalu biathlon.pl:
– Krystyna Guzik w swojej szczytowej formie to materiał na miejsca minimum w czołowej „10”. Problem polega jednak na tym, że po poważnej kontuzji z lata, o ile w miarę przyzwoicie radzi sobie w biegu, o tyle nie może znaleźć odpowiedniego rytmu w strzelaniu, choć miewa przebłyski. Na lepsze wyniki w jej przypadku liczyłbym tam, gdzie wpadki strzeleckie można przykryć dyspozycją na trasie: bieg pościgowy i bieg masowy, gdyż lubi ona walkę „ramię w ramię” – ale do obu trzeba się zakwalifikować. Kluczowy dla losów Krystyny będzie sprint. Miejsce w TOP 15 da jej świetną pozycję do ataku w pościgu i przybliży do kwalifikacji w starcie masowym. Najgorzej może być w biegu indywidualnym na 15 kilometrów, zwłaszcza jeśli nie zagra strzelanie.
– Natomiast Grzegorz jest na innym etapie kariery. On w tym sezonie dopiero po raz pierwszy zdobył punkty Pucharu Świata. O ile Krystyna ma problemy techniczne, o tyle Grzegorz głównie z psychiką. Jeśli zachowa spokój i opanowanie, może być w pierwszej „30” w sprincie, bo biegowo jest na to gotowy.
PAWEŁ DRĄG