Chociaż nie ma jeszcze nawet osiemnastu lat, to zdążył przeżyć wiele. Jako kilkuletni dzieciak kręcił się po paddockach Formuły 1, której ojciec był już legendą. Był świadkiem, jak sławny tata kończy karierę, żeby po kilku latach znów wrócić na tor. A podczas feralnego wyjścia na narty to on jechał obok ojca, kiedy doszło do wypadku. Mick Schumacher nosi bez wątpienia jedno z najsłynniejszych, ale zarazem najcięższych nazwisk nie tylko w historii sportów motorowych, ale sportu w ogóle. I podąża teraz ścieżką ojca. W tym roku zadebiutuje w Formule 3, która dla niektórych kierowców była trampoliną do elity, dlatego presja rośnie. Urosła już do tego stopnia, że o opamiętanie się zaapelował nawet sam szef FIA Jean Todt. Oto historia młodego „Schumiego”.
Kiedy urodził się 22 marca 1999 r., ojcu akurat dość kiepsko wiodło się na torze. Dwa tygodnie wcześniej podczas Grand Prix Australii startował z trzeciego pola, ale na mecie był dopiero ósmy. Przed startem zgasił silnik i w powtórce ruszał z ostatniego pola. Potem zaliczył jeszcze aż trzy nieplanowane pit stopy, m.in. przez przebitą oponę i konieczność zmiany przedniego skrzydła. To nie był dla niego dobry czas, bo zaliczał już swój czwarty sezon w stajni Ferrari, ale mimo to wciąż nie mógł dojechać do mistrzostwa, które wcześniej w latach 1994-1995 zdobywał w barwach Benettona.
Chociaż bywało blisko. W sezonie 1998 był już drugi za Mika Hakkinenem. O tytuł walczył już w 1997 r., ale za celowe doprowadzenie do kolizji z Jacquesem Villeneuve’em w finale sezonu został pozbawiony drugiego miejsca w klasyfikacji końcowej. Narodziny drugiego dziecka były więc dla niego oddechem.
To był już czas, kiedy Schumacher zaczynał mocno izolować swoją rodzinę od całego wariactwa, które towarzyszyło jego startom w Formule 1. Dlatego jeszcze przed przyjściem na świat Micka (jego siostra Gina-Maria miała już dwa lata) przenieśli się do Szwajcarii, gdzie zamieszkali na farmie w Vufflens-le-Chateau niedaleko Jeziora Genewskiego. – Moje dzieci nie są znane i to bardzo ważne. Do tej pory wiodły normalne życie i nadal tak będzie. Moi bliscy powinni mieć możliwość prowadzenia wolnego życia, bez ciężaru sławy, jaki sam im stworzyłem – mówił w 2003 r. Michael Schumacher.
Będzie zdjęcie? To będzie pozew
Tam mają schronienie przed natrętnym światem. Mick i jego siostra lubią zwierzęta, dlatego na farmie mają na wyciągnięcie ręki króliki, konie, ptaki, a nawet żółwie. Michael razem z żoną Corinną lubią w wolnych chwilach spacerować po wsi, on dla podtrzymania kondycji od czasu do czasu kopie też piłkę w amatorskim klubie FC Aubonne. W Szwajcarii żyją spokojnie, ale też z przepychem. „Schumi” zadbał nawet o prywatny samolot. Kiedy w 2009 r. – po przeprowadzce do pobliskiego Gland – Schumacher będzie próbował sprzedać imponującą posiadłość, będzie oczekiwał za nią blisko 9 mln franków szwajcarskich. Przez kryzys ekonomiczny będzie jednak gotów nawet ją wynająć, jeśli tylko ktoś wyłoży kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie.
Schumacher o zachowanie prywatności swojej rodziny walczy niemalże tak zaciekle, jak zaciekle próbował urywać każdą setną sekundę na torze wyścigowym. Jego głównym „ochroniarzem” jest Sabine Kehm, która w roku urodzin Micka zostaje rzecznikiem prasowym niemieckiego kierowcy. I potrafi być ostra. Grozi procesami za każdą niepożądaną informację o rodzinie, szczególnie dba o to, żeby do mediów nie przeciekały zdjęcia dzieci.
„Nawet kiedy syn Mick zaczął brać udział w oficjalnych wyścigach gokartów, nie wolno było robić z tego relacji – wszystko dla ochrony rodziny, sfery prywatnej. Rodzinne historyjki z wielkiej posiadłości nad Jeziorem Genewskim były absolutnym tabu, czymś nie do pomyślenia nawet dla zaprzyjaźnionych, bardzo poważnych mediów. Schumacher, w późniejszej fazie swojej kariery, wpuszczał od czasu do czasu zaprzyjaźnionych dziennikarzy co najwyżej do położonej w sąsiedztwie stadniny koni swojej żony Corinny” – opisywała Karin Sturm w biografii kierowcy pt. „Historia mistrza Formuły 1”.
Młody Mick chroniony jest do tego stopnia, że kiedy w 2008 r. stawia pierwsze kroki w kartingu, robi to jako Mick Betsch, korzystając z nazwiska panieńskiego matki. W 2014 r. jeździ z kolei jako Mick Junior, ale prasa i tak od dawna doskonale wie, czyim synem jest.
W kartingu idzie mu nieźle, ale nie brakuje bardziej utalentowanych rówieśników. Długo jest kolekcjonerem trzecich miejsc, taką pozycję na koniec sezonu zajmuje w latach 2011-2013 w seriach Euro Winter Cup, DMV Kart Championship, CIK-FIA International Super Cup i German Junior Kart Championship. W 2014 r. najważniejsze serie kończy już na drugim miejscu.
Rok później przesiada się już do samochodu startując w serii Formuły 4 i po raz pierwszy nie kryje się z nazwiskiem. Pierwsze sezon nie jest jednak łatwy, 16-letni Schumacher kończy go dopiero na 10. miejscu. Znacznie lepiej wiedzie mu się w 2016 r., kiedy jeżdżąc już w barwach włoskiego zespołu Prema Powerteam zajmuje drugie miejsce zarówno w niemieckiej, jak i włoskiej edycji Formuły 4. Spośród 42 wyścigów wygrywa dziesięć. Zapada decyzja, że w sezonie 2017 niemiecki kierowca zacznie rywalizację w Europejskiej Formule 3.
– Chciałbym być mistrzem Formuły 1, jak każdy kierowca. Formuła 3 jest dla mnie kolejnym krokiem i już nie mogę się doczekać. To seria, przez którą przeszły wielkie nazwiska, chociaż wiem, że będzie trudno. Nawet jeśli jest skupiona na mnie tak wielka uwaga, chcę startować, bo to jest dla mnie najważniejsze – mówił Mick krótko po oficjalnym ogłoszeniu jego występów.
Czerwony dywan do czerwonego bolidu
Zdaniem Mikołaja Sokoła, komentatora Formuły 1 w Eleven Sports, na razie trudno jednak ocenić, jaki jest rzeczywisty potencjał młodego Schumachera. – Na pewno nie można dziś powiedzieć o nim, że to młoda megagwiazda, meteor sportów motorowych. Ten sezon w Formule 3 będzie tak naprawdę jego pierwszym istotnym sprawdzianem – mówi w rozmowie z Weszło. – Byli już kierowcy, którzy odnosili duże sukcesy w kartingu czy seriach juniorskich, ale później nie przekładało się to w żaden sposób na Formułę 1. Takim przykładem może być Jan Magnussen, ojciec jeżdżącego teraz w F1 Kevina. Świetnie szło mu w Formule 3, ale ze świata Grand Prix bardzo szybko zniknął. Albo Martin Brundle, który miał duże doświadczenie w Formule 1, ale nie wygrał tam nawet jednego wyścigu. A przecież kiedy na początku lat 80. jeździ w Formule 3, to walczył jak równy z równym z Ayrtonem Senną, późniejszym 3-krotnym mistrzem świata i absolutną legendą.
I dodaje: – Mick na pewno ma głośne nazwisko, ale to trochę broń obosieczna. Z jednej strony jest presja i oczekiwania, bo to legendarne nazwisko, po którym każdy spodziewa się wielkich rzeczy, a z drugiej strony na pewno w jakiś sposób ułatwia to zaistnienie w wyścigowym świecie ze względu na kontakty, sam wydźwięk marketingowy nazwiska. Nic więc dziwnego, że został dostrzeżony przez Ferrari i zaproszony do ich programu rozwojowego młodych kierowców.
I trzeba przyznać, że włodarze Ferrari włoskiej stajni go kokietują. – Nie wiem jaką decyzję odnośnie swojej przyszłości podejmie Mick, ale jeśli będzie chciał wziąć udział w naszym programie, rozwiniemy przed nim czerwony dywan – mówił w połowie stycznia Massimo Rivola, menedżer FDA (Ferrari Driver Academy). – Mick wygląda na uprzejmego, nie zapatrzonego wyłącznie w siebie człowieka, dlatego gratulacje dla jego rodziców. Jest bardzo młody, a mimo to już musi radzić sobie z dużą presją mediów. Ale znosi to dobrze.
A o młodziaku wypowiadają się najwięksi. Nawet Bernie Ecclestone, ustępujący właśnie władca Formuły 1, który w rozmowie z niemieckimi dziennikarzami powiedział, że „byłoby dobrze dla F1, gdyby znów pojawiło się w niej nazwisko Schumacher.” Doszło do tego, że nastroje wokół nastolatka musiał studzić Jean Todt, obecny prezydent FIA (Międzynarodowej Federacji Samochodowej), w przeszłości szef zespołu Ferrari, a prywatnie przyjaciel Michaela Schumachera. – Znam go od kiedy był małym dzieckiem, kocham tego chłopaka. Mogę tylko prosić wszystkich, aby nie nakładać na niego tak dużej presji. Mick będzie rozwijał się na swój sposób, ale już w Formule 4 pokazał co potrafi – mówił.
Słowa Ecclestone’a nie dziwią. Formuła 1 ma ostatnio chudsze lata, jej oglądalność na świecie nieco spadła i potrzebuje świeżości, czegoś, co bardziej przyciągnie widzów na trybuny i przed telewizory. Nazwisko Schumacher bez wątpienia mogłoby być takim lepikiem, ale jak przypomina Mikołaj Sokół, 17-latek nie jest pierwszym synem mistrza świata, który będzie próbował podbić Formułę 1. A historia pokazuje, że nie w każdym przypadku sportowe geny przechodzą na potomka.
– Można nawet zażartować, że co innego mogliby robić tacy synowie? Przecież nie zostaną fizykami jądrowymi czy pianistami – mówi. – Takie nazwisko w pewnym sensie może i jest w stanie pobudzić dyscyplinę, ale nie zapominajmy, że kilka lat temu jeździł Bruno Senna, siostrzeniec Ayrtona, a jednak ani nie zrobił wielkiej furory, ani jakoś szczególnie nie przełożyło się to na większą oglądalność samych wyścigów. A przypomnijmy, że Bruno będąc dzieckiem trenował z wujkiem, który mówił nawet: „Ja jestem szybki, ale zobaczycie, co potrafi mój siostrzeniec”. I nic z tego nie wyszło. Warto też przypomnieć takich kierowców jak Nicolas Prost, który w ogóle nie dotarł na taki poziom, czy Nelson Piquet Jr, który dojechał do Formuły 1 na swoim nazwisku, chociaż nie był jakoś szczególnie utalentowany. Jak będzie z Schumacherem? Serie juniorskie to dosyć skomplikowana rzeczywistość, ścierają się tam różne interesy. Samo patrzenie na tabelki wyników nie mówi jeszcze wszystkiego o potencjale kierowcy.
Coś w tym jest. Nasz Robert Kubica – zanim w 2005 r. został mistrzem Formuły Renault 3.5 (była jego trampoliną do elity) – w 2004 r. był dopiero siódmy w Europejskiej Formule 3 nie wygrywając nawet jednego wyścigu. Wtedy raczej trudno było widzieć w nim kogoś, kto stanie się jednym z czołowych kierowców Formuły 1, którego potencjał sięgnie nawet czwartego miejsca w klasyfikacji końcowej sezonu, jak było w 2008 r.
Tak więc droga do Formuły 1 może być różna. Dosyć długa, jak chociażby u Kubicy, lub nieco krótsza, jak na przykład w przypadku Maxa Verstappena (Red Bull Racing), który dostał się do niej bezpośrednio z Formuły 3 i debiutując w wieku 17 lat został najmłodszym kierowcą w historii cyklu F1.
Czarna niedziela w Meribel
W rozwoju kariery Micka nie pomaga to, że wszyscy dookoła chcą wiedzieć, w jakim stanie jest jego ojciec, bo od momentu pamiętnego wypadku w Meribel we francuskich Alpach pozostaje to najbardziej skrywaną rodzinną tajemnicą. Nastolatek był zresztą świadkiem tragedii, bo feralnego 29 grudnia 2013 r. ojciec zabrał go na stok razem z kilkoma swoimi przyjaciółmi. Prawdopodobnie na własne oczy widział więc, jak ojciec podczas zjazdu przewraca się i uderza głową o przykryte śniegiem kamienie.
14-letni wówczas Mick był też świadkiem całego spektaklu medialnego, kiedy pod kliniką w Grenoble czatowało w pewnym momencie ponad 200 dziennikarzy z całego świata, a jeden z nich próbował nawet dostać się do środka w przebraniu księdza. Czytał też pewnie kolejne prasowe rewelacje, że przyczyną tragedii ojca była brawurowa jazda (idealnie pasowało to do historii o łaknącej adrenaliny gwieździe Formuły 1), chociaż naprawdę zjeżdżał z niską prędkością. Musiał przywyknąć, że na światło dzienne wywlekane są kolejne sensacje, takie jak te o wykradnięciu dokumentacji medycznej ojca, czy o anonimowej osobie, która próbuje sprzedać mediom za milion euro zdjęcie ojca leżącego w łóżku w swoim domu.
– Nie oszukujmy się, chłopak obraca się w środowisku, które chciałoby wiedzieć, co dzieje się z jego ojcem, jakie są rokowania, nadzieje. A wiemy, że rodzina położyła mocny szlaban informacyjny. I ten 17-letni chłopak, chociaż doskonale wie, co dzieje się w domu, nie może tego zdradzić. Chociaż były już nieczyste próby nagabywania go, żeby coś szepnął – dodaje Mikołaj Sokół. – Jego życie jest pod tym względem bardzo ciężkie, ponieważ z jednej strony ma kłopoty w domu, a z drugiej każdy wyścigowy weekend dodatkowo przypomina mu jeszcze o braku ojca u jego boku.
Być może dlatego znalezienie jakichkolwiek informacji dotyczących życia prywatnego nastoletniego Micka graniczy niemalże z cudem. Chociaż jest aktywny w mediach społecznościowych, to swój wizerunek okroił tylko i wyłącznie do sportu. Dlatego nie wiadomo z kim się spotyka, jakiej muzyki słucha, czy lubi chodzić na imprezy. Nic. Wiadomo tylko, że chciałby zostać mistrzem świata.
RAFAŁ BIEŃKOWSKI
*cytaty Micka Schumachera, Michaela Schumachera, Massima Rivoli i Berniego Ecclestone’a pochodzą z artykułów „The Guardian”, „La Gazzetta dello Sport” i „Sport Bild”. Korzystałem również z książki „Historia mistrza Formuły 1” Karin Stur