Wielki Ronaldo nazywa go swoim następcą, jeszcze większy Pele mówi o nim, że jest lepszy niż Neymar, a klubowy trener Pep Guardiola porównuje do… arbuza. Od razu widać, że mamy do czynienia z kimś nietuzinkowym. Gabriel Jesus, bo o nim mowa, w wieku 19 lat w Brazylii wygrał już wszystko, a teraz ruszył na podbój Europy. Jak na młodziutkiego przybysza z Kraju Kawy wybrał kierunek dość nietypowy, ale pierwsze mecze pokazują, że nie taki brytyjski lew straszny jak go malują. Deszczowy Manchester do tej pory nie miał zbyt dobrych doświadczeń z Brazylijczykami, zarówno po czerwonej, jak i błękitnej stronie. Każda zła passa kiedyś się jednak kończy, a ta może za sprawą Jesusa niezwykle szybko stać się jedynie przykrą historią.
– Mimo młodego wieku gra już bardzo dojrzale. Dokonuje świetnych wyborów, rozgrywa mądrze, a przy tym nie brak mu fantazji. To niezwykle utalentowany zawodnik, który mając 19 lat umie takie rzeczy, które ja potrafiłem, gdy miałem 28! – gdy takie słowa wypowiada o tobie jedna z największych legend Arsenalu, Ian Wright, naprawdę może zakręcić się w głowie. Anglia rozpływa się w zachwytach nad Gabrielem Jesusem po tym jak Brazylijczyk w środowy wieczór pognębił obrońców West Hamu dokładając sporych rozmiarów cegłę do wysokiego zwycięstwa Manchesteru City (4:0). Kariera reprezentanta Canarinhos jeszcze dobrze nie nabrała rozpędu, a już przeszedł on do historii klubu z Etihad Stadium. Stał się pierwszym graczem, który w debiucie ligowym w pierwszym składzie zanotował bramkę i asystę. Kluczowym podaniem popisał się również w meczu Pucharu Anglii przeciwko Crystal Palace, czym sprawił, że początek jego przygody z angielską piłką jest raczej zgoła odmienny od tego, który kilka lat temu zaliczyli jego rodacy Kleberson czy Julio Baptista.
– Młodzi zawodnicy to często niewiadoma. Są jak arbuzy, które musisz otworzyć i przekonać się, co jest w środku. Zobaczymy, jak rozwinie się jego kariera, ale dzisiaj pokazał, że jest niezwykle utalentowanym graczem. Ma bardzo duże ambicje, chce zostać jednym z najlepszych na świecie, a my zrobimy wszystko, aby mu pomóc – zapewnienia Pepa Guardioli po meczu z West Hamem z pewnością utwierdzają młodego Jesusa, że nie pomylił się przy wyborze nowego pracodawcy. A przecież po tym, jak w Brazylii wybuchł jego talent, mógł przebierać w ofertach z najlepszych klubów Europy. Zgłaszały się Barcelona, PSG, Juventus czy Inter, ale jednak to osobowość jednego z największych trenerów na świecie ostatecznie przeważyła szalę. Na Etihad Stadium oprócz Guardioli w szatni spotkał również dwóch rodaków – Fernandinho i Fernando, którzy z pewnością pomogą młodszemu koledze w trudnym okresie adaptacji do angielskich warunków atmosferycznych. A że łatwo nie będzie widać było choćby na jednym z pierwszych treningów, gdzie Jesus pojawił się ubrany co najmniej tak, jakby zaraz miał wyjść na zajęcia Sibiru Nowosybirsk. 19-latek dotkliwie przekonał się, że to nie to samo co w słonecznej Brazylii…
27 milionów funtów, jakie zapłacono za niego Palmeiras to jednocześnie dużo i mało. Jeśli weźmiemy pod uwagę wiek, ktoś powie, że to kolejny dowód na to, że piłkarski świat oszalał. Jednak kiedy spojrzymy na dokonania Jesusa w swojej ojczyźnie można dojść do wniosku, że jak na rozrzutnych Anglików, suma nie wydaje się być przesadzona. 19-latek przychodzi bowiem do Manchesteru nie tylko w glorii mistrza Brazylii, ale również najlepszego piłkarza ligi. Nagrodę otrzymał po zakończeniu poprzedniego sezonu, w którym zdobył dwanaście goli i pomógł Palmeiras wywalczyć pierwszy tytuł od 1994 roku. Warto w tym momencie wspomnieć, że Gabriel urodził się trzy lata później, a więc kiedy ostatni raz “zielono-biali” sięgali po mistrzostwo nawet nie było go jeszcze w planach rodziców. Do Palmeiras dołączył mając piętnaście lat, a wcześniej uganiał się za piłką w jednej z dzielnic biedy w São Paulo – Jardim Peri. Stamtąd wyniósł technikę oraz zwinność, choć jego największym atutem jest zdyscyplinowanie taktyczne. Gabriel wielokrotnie przyznawał, że najlepiej czuje się jako lewoskrzydłowy, jednak może wystąpić w każdym miejscu boiska, tak aby pomóc drużynie w zwycięstwie. Nic więc dziwnego, że takim podejściem zaskarbił sobie ogromną sympatię trenera Cuci, a także fanów Palmeiras. Jego pożegnanie z klubem miało bardzo emocjonalny charakter, a po twarzy popłynęło kilka łez.
Wyczyny Gabriela w klubie nie umknęły również selekcjonerowi reprezentacji Tite, który odkąd w lipcu 2016 roku objął Canarinhos odważnie postawił w ataku na młodego gwiazdora. Jesus odwdzięczył mu się w najlepszy możliwy sposób. Mecz z Ekwadorem we wrześniu był okazją do debiutu nie tylko dla Tite, ale również dla 19-latka, który od razu zdobył dwie bramki i zapewnił drużynie pewne zwycięstwo 3:0. W Brazylii wybuchła euforia, że oto zaczyna się nowy rozdział. Kibice w nowym bohaterze momentalnie zobaczyli kogoś, kto już na lata pozwoli zapomnieć o koszmarze Freda czy Diego Tardellego, którzy zbezcześcili do cna kanarkową koszulkę z numerem 9. Na wyobraźnie działał zwłaszcza fakt, że Jesus był pierwszym zawodnikiem, który w debiucie ustrzelił dublet od lat 40., a więc nie udało się tego dokonać ani Ronaldo, ani Neymarowi, ani nawet samemu Pelemu. Do końca roku Gabriel dokładał jeszcze trafienia przeciwko Boliwii, Wenezueli i Peru, a w międzyczasie pomógł Brazylii wygrać turniej olimpijski w Rio. Igrzyska były dla fanów pierwszym powodem do choćby maleńkiego uśmiechu w ostatnich latach, a na drodze ku złotemu medalowi Jesus pokonywał bramkarzy Danii oraz Hondurasu.
Większość splendoru za zwycięstwo spadła jednak rzecz jasna na Neymara, który wykorzystał decydujący rzut karny w serii jedenastek przeciwko Niemcom w finale. Podobnie sytuacja wygląda w dorosłej kadrze, gdzie jeszcze raczej sporo wody upłynie w Amazonce zanim Gabriel dochowa się podobnego statusu. O tym, że jest jednak na dobrej drodze świadczą choćby takie wypowiedzi Pelego: – On ma przed sobą wielką przyszłość. Dostał nagrodę dla najlepszego piłkarza ligi i w zupełności na nią zasłużył. Obecnie jest najlepszym piłkarzem, którego mamy, ale w Europie nadal może się świetnie rozwinąć. Być może w przypływie emocji 76-latek nieco odpłynął, ale już stwierdzenia Ronaldo, że w Jesusie widzi siebie samego sprzed lat wydają się mieć więcej wspólnego z rzeczywistością. Niezależnie od tego, czy ktoś podziela ich opinie, takie pochwały płynące z ust legend Canarinhos, są najlepszym dowodem na to, jak mocno 19-latek zdążył już odcisnąć piętno na krajowym futbolu.
PELÉ:
“Gabriel Jesus is the best player in our league, and he is heading to England. As Brazilians, we wish him the best. He’s the future.” pic.twitter.com/A79UiwYK0o
— Seleção Brasileira (@BrazilStats2) 13 grudnia 2016
Teraz jednak przed nim nowe wyzwania, a po takim początku oczekiwania wśród obserwatorów poszły mocno do góry. Jak zamierza poradzić sobie z tym zainteresowany? – Nie mogę czuć się przestraszony. Życie dało mi wspaniałą okazję do rozwoju, co może przyjść tylko z korzyścią dla mnie i dla mojej rodziny. Jestem tu po to, aby wygrywać trofea, więc niczego się nie boję. Manchester City to klub przyzwyczajony do zwycięstw i wierzę, że tak zostanie – mówił kilka dni po przybyciu na Wyspy. Duża pewność siebie zdecydowanie pomaga mu po przeprowadzce, która może poza wspomnianą wcześniej pogodą, jest na razie mniej bolesna niż się spodziewał. Aby nieco uprzyjemnić sobie początki w jaskini lwa Gabriel zabrał ze sobą dwójkę nierozłącznych przyjaciół Fabio Lucio i Higora Bragę, ale przede wszystkim swoją matkę. Pani Vera Lucia stała się dla niego szczególnym autorytetem zwłaszcza po śmierci ojca, który odszedł, gdy był jeszcze dzieckiem. Mama często przygotowuje mu nawet przed meczami koktajl z bananów i owsa, który ma uchronić syna przed skurczami mięśni. Rzeczywiście, z tego czy innego powodu, Gabriela do tej pory omijały poważniejsze urazy, czego nie może o sobie powiedzieć jednak sama mama. Dlaczego? Otóż, pani Vera często po spotkaniach narzeka na odciski na kolanach z powodu wielogodzinnej modlitwy. Mama dziękuje Bogu za dobrą postawę syna, ale również… przeprasza za profanowanie imienia Jezusa Chrystusa. – Bardzo się wzruszam, gdy słyszę przyśpiewki na cześć Gabriela, jednak wiem, że jest to poniekąd profanacja. Oczywiście, to wynika z naszego nazwiska, jednak wolę być w zgodzie z własnym sumieniem i przeprosić w imieniu tych kibiców czy dziennikarzy, którzy skandują “Jesus, Jesus!” – mówiła w jednym z wywiadów. Głęboką religijność rodziny widać również z tyłu koszulki Gabriela. 19-latek bardzo się ucieszył, gdy okazało się, że w Manchesterze będzie mógł grać z numerem 33, czyli liczbą oznaczającą wiek Chrystusa, gdy umierał na krzyżu. Z podobnym biegał w trykocie Palmeiras i dzięki temu liczy na wiele bramek również w nowym klubie.
Mimo tej całej litanii pochwał, jaka padła pod adresem Jesusa odkąd przybył na Wyspy, nie ma wątpliwości, że liga angielska może go nadal brutalnie zweryfikować. Jeden czy dwa mecze to zdecydowanie za mało, aby być w pełni przekonanym o jego umiejętnościach. W przeszłości wiele mieliśmy przykładów graczy, którzy po dobrym początku w Premier League później przepadali w otchłań, a żeby nie szukać daleko wystarczy znów wspomnieć o Robinho. Kariera Jesusa będzie się pewnie rozwijała powoli, bo możliwe, że już w weekend do wyjściowego składu na mecz ze Swansea powróci Agüero. Na dłuższą metę trudno bowiem sobie wyobrazić, aby Guardiola odstawił swojego asa od składu. The Citizens nadal walczą jednak na trzech frontach(Premier League, Puchar Anglii, Liga Mistrzów), więc z pewnością Jesus niedługo odklei się od ławki. Najważniejsze jest to, aby nie podzielił losu Kelechiego Iheanacho, który w ostatnich miesiącach był żelaznym zmiennikiem Agüero. Mimo, że Nigeryjczyk ze swoich obowiązków wywiązywał się należycie, po transferze Gabriela spadł w hierarchii na trzecie miejsce i jego przyszłość w błękitnej koszulce na pewno nie rysuje się w przyjaznych barwach.
Nieustępliwość Jesusa, który musiał walczyć o swoje od najmłodszych lat, każą jednak sądzić, że Agüero wcale nie musi spać spokojnie. Poza cechami typowo południowymi, które wyniósł z faweli, nie można mu przecież odmówić także siły i sprytu. Mina Argentyńczyka na ławce rezerwowych, z której podziwiał w środę popisy rywala, zdecydowanie wyrażała więcej niż tysiąc słów.
Brazylijczycy po latach posuchy wreszcie doczekali się prawdziwie utalentowanego napastnika, który jeszcze nosi takie nazwisko, że – mówiąc żartem – na pewno może liczyć na przychylność niebios. Być może jego mama nie będzie z tego zbyt zadowolona, a jej kolana pewnie jeszcze bardziej, ale wygląda na to, że komentatorzy na całym świecie w tym sezonie jeszcze kilkukrotnie wykrzyczą głośno nazwisko jej syna. Choćby Andrzej Twarowski czy Rafał Nahorny…
Gabriel Jesus – ten gość będzie rzucał swoją grą na kolana. W kolejce po talent stanął u Najwyższego kilka razy. A i pracą się nie brzydzi.
— Andrzej Twarowski (@TwaroTwaro) 2 lutego 2017
Wojciech Piela