Dwa tygodnie temu siatkarze ZAKSY w kapitalnym stylu zrobili jesień średniowiecza z zawodników moskiewskiego Dynama. Dzisiaj powtórzyli swoje osiągnięcie, demolując rywali 3:1 i tym samym awansując do fazy play off Ligi Mistrzów. Zwycięstwa nad Sowietskoje Igristoje Rosjanami zawsze będą smakowały nam wyjątkowo. Nic z tym, cholera, już nie zrobimy.
Takie mecze to my lubimy najbardziej. Przylatuje do Polski wielka i dumna ekipa ze stolicy Rosji, by dostać trzy ciosy po plerach i ze spuszczonymi na kwintę nosami wrócić do swojego mroźnego kraju. Jeśli Dynamo miało wybuchnąć, to ktoś zapomniał podpalić im lont. Trochę szkoda tylko trzeciego seta – długo wydawało się, że i w nim przeciwnicy będą musieli ulec liderowi Plusligi, ale w walce na wyniszczenie przewagi ten jeden raz ulegliśmy. Na moment byliśmy zaniepokojeni także w czwartej partii. Na moment. Końcowe zwycięstwo i awans do kolejnej rundy jest jednak nasz.
Ekipa Ferdinando De Giorgiego w ostatnim czasie siłą rozpędu rozbija wszelką konkurencję. Zarówno w tabeli Plusligi, jak i Ligi Mistrzów pewnie okupuje pierwszą lokatę, zaś 15 stycznia wygrała Puchar Polski. Dość powiedzieć, że w ostatnim meczu ligowym w wyścigowym tempie zmiażdżyła Lotos Trefl Gdańsk, zaś w Lidze Mistrzów w trzech pierwszych meczach straciła… jednego seta. Właśnie przeciwko drużynie wicemistrza Rosji.
Eksperci spodziewali się, że te dwie drużyny będą bić się o wygranie grupy. Mało kto jednak przypuszczał, że w Rosji drużyna z Opolszczyzny zaprezentuje się aż tak fenomenalnie. Przed wtorkową potyczką wszyscy liczyli na powtórkę, ale kibice bali się o to, czy polski zespół wytrzyma fizycznie starcie z rosyjskim czołgiem. Miał być to już ich czternasty mecz w ostatnich dwóch miesiącach. Na szczęście ZAKSA udowodniła, że wynik z Moskwy nie był przypadkiem. To był koncert, ale w żadnym wypadku muzyki klasycznej. Bardziej przypominało nam to raczej coś w stylu: ruszyła maszyna już nikt nie zatrzyma. Kto wejdzie pod koła ten uciec nie zdoła. W ofensywie szalał Dawid Konarski, który wyrasta na głównego faworyta zmagań o miejsce w pierwszym składzie polskiej reprezentacji na pozycji atakującego. Dobre przyjęcie skutkowało pomysłową grą Benjamina Toniuttiego, który mógł swobodnie rozrzucać blok rywali, z czego skwapliwie korzystali Mateusz Bieniek i Sam Deroo. Dobrze też funkcjonowała zagrywka, błyszczał Łukasz Wiśniewski, zaś w bloku daliśmy radę kilka razy rozdzielić parę efektownych czap.
– Zagraliśmy w ostatnim czasie wiele spotkań i mecz na tak wysokim poziomie był dużym wyzwaniem. Zawsze można coś poprawić, szczególnie było to widać po naszym przyjęciu. Po czterech meczach mamy dwanaście punktów i liczymy, że w Lidze Mistrzów jeszcze będziemy w stanie wiele osiągnąć. Stać nas na to z tym zespołem – powiedział po meczu Polsatowi Sport Sam Deroo.
– Jesteśmy zespołem, który walczy i w każdej chwili może odwrócić losy meczu. Nie przyjąłbym jednak innego wyniku niż nasze zwycięstwo – dodawał Mateusz Bieniek.
PAWEŁ DRĄG
Fot. 400mm.pl