Dyskusja o tym, czy Messi jest lepszy od Ronaldo i odwrotnie, będzie prowadzona do momentu, gdy świat się skończy i pewnie dłużej. Po prostu cieszyć się, że żyjemy w takich czasach, że jeden z drugim rywalizują na każdym polu? To byłoby za łatwe. Dzisiaj mijają równo cztery lata, od kiedy Cristiano dał kolejny argument tym, którzy opowiadają się za jego wyższością. Pokonał golkipera Getafe trzykrotnie w ciągu zaledwie jedenastu minut, kompletując tym samym osiemnastego hat-tricka w karierze.
U wielu zawodników w przypadku takiego wyczynu w domach strzelają korki od szampana. U Ronaldo to normalka. Rzecz na porządku dziennym, tak samo jak zrobienie cardio lub przypakowanie na siłce. Kolejny dzień w pracy. Na ten moment ma ich na koncie czterdzieści.
Hattrick z Getafe był idealny. Klasyczny. Real z Getafe do przerwy na Bernabeu remisował 0:0 i zawodził. W drugiej połowie wzięli się do roboty i trafili na 1:0, tym samym inaugurując CR7 show. Najpierw świetne wykończenie kontry lewą nogą, następnie strzał główką i na koniec pewna egzekucja karnego. Mimo, że nie były to jakieś wirtuozerskie zagrania, to sam fakt, w jakich okolicznościach zdobył bramki – szacunek.
A i tak nie był to naszybciej skompletowany przez niego hat-trick, bo choćby Granadzie Ronaldo potrafił wsadzić trzy bramki w osiem minut. Powiedzcie, że to nie jest cyborg…
