Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

24 stycznia 2017, 14:10 • 6 min czytania 121 komentarzy

W świecie piłki pewne zdania można wypowiedzieć tylko w odpowiednim momencie i z odpowiedniego stanowiska. Nie można palnąć czegoś tak po prostu – nawet jeśli to szczera prawda. Reakcją na wypowiedź prawdziwą, lecz wygłoszoną bez należytego timingu może być jedynie drwina. A jeśli na taką wypowiedź zdobędzie się ktoś o dodatkowo niewystarczającej reputacji, wtedy śmiechom nie ma końca.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Znam bardzo wiele osób, które zachodziły w głowę: o co chodzi z Krychowiakiem?

Nie dziwiły się jednak teraz, że nie gra, tylko wcześniej – że gra i zdobywa aż tak wielkie uznanie. Byli reprezentanci Polski, wśród nich tacy, których zdanie szanuję (bo jest też wielu byłych reprezentantów, których nie warto słuchać), w prywatnych rozmowach mówili: – Patrz, naganiają mu gości, a on ich wycina! Albo: – Przecież ja z piłką jeszcze dzisiaj umiem zrobić trzy razy więcej niż on!

Byli na tyle rozsądni, by nie wygłaszać tych uwag publicznie. Kiedy ktoś obcy podstawił mikrofon pod nos, mówili tylko o zaletach: – Świetnie się ustawia, mądrze porusza po boisku, bla, bla, bla… Ale minutę później, gdy natręt zniknął, wracali do starej śpiewki, która sprowadzała się – uproszczając – do stwierdzenia: – On nie umie grać w piłkę.

Owszem, przesadzali, niektórzy świadomie. Hiperbolizowali. Przemawiało przez nich zdziwienie, jak wysoko Krychowiak zaszedł, u niektórych dostrzegałem tęsknotę za jakimś porządkiem w świecie futbolu, sprawiedliwością – porządkiem, zgodnie z którym najlepsi piłkarze grają w najlepszych klubach, średni w średnich, a słabi w słabych. Przy czym często – jako że nie są trenerami, tylko po prostu byłymi piłkarzami i to często z lat, kiedy „fizyczność” nie odgrywała na boisku wielkiej roli – dzielili piłkarzy na lepszych i gorszych ze względu na to, kto jak gra z piłką przy nodze, a nie bez piłki. A Krychowiak całe życie najlepszy był bez piłki, co znacznie utrudnia popadanie w zachwyt.

Reklama

Gdyby oni wtedy dzielili się swoimi spostrzeżeniami, byliby wyśmiewani przez kibiców, przez wielu dziennikarzy też. Czepiasz się Krychowiaka? Przecież on osiągnął sto razy więcej niż ty! Pewnie mu zazdrościsz? Masz czelność w ogóle go oceniać, skoro nigdy nie zdobyłeś europejskiego trofeum? Tak, na pewno w Sevilli się nie znają, tylko ty się znasz! Emery jest idiotą, tak? I Monchi nie ma pojęcia? I tak dalej. Stara zasada, którą większość ekspertów już zna (i której Wojtek Kowalczyk nie pozna): trzymaj język za zębami, gdy aktualna sytuacja nie potwierdza twoich spostrzeżeń. W przeciwnym razie przez jakiś czas będziesz w opinii publicznej funkcjonował jako idiota. Zagryzą cię. Wniosek: przestaniesz być ekspertem.

Trzeba więc zaczekać na odpowiedni moment. Po pierwsze taki, gdy Krychowiak nie łapie się do składu. I po drugie taki, gdy duet Monchi i Sampaoli (chociaż ten drugi nieosobiście) powiedzą: – Krychowiak jest za słaby z piłką przy nodze.

Tylko ma to swoje minusy – otóż wtedy to wszyscy już są mądrzy.

Dyrektor sportowy Sevilli powiedział, dlaczego Krychowiak musiał odejść – dlatego, że już by w tym klubie nie grał. Ze względu na ograniczenia techniczne, brak swobody w rozgrywaniu. Jako że ma on odpowiednią reputację i jako że zrobił to w odpowiednim momencie, nagle jego słowa zostały potraktowane poważnie. A w gruncie rzeczy potwierdził to, co wiele osób podskórnie czuło i co inni wiedzieli, ale wszyscy bez wyjątku bali się powiedzieć publicznie.

Trochę mi to przypomina sytuację z Obraniakiem, którym podczas Euro 2012 – łagodnie mówiąc – nie zachwycał się między innymi Zbigniew Boniek. Wtedy jednak Obraniak był dla wielu niedotykalski, bo grał w Bordeaux, bo kiedyś strzelił kilka goli, bo miał łatkę wielkiego technika itd. Dopiero musiała mu się kariera kompletnie załamać, no i Boniek musiał zostać prezesem PZPN, co wzmocniło jego sądy, by wielu przyznało rację – Obraniak podczas turnieju był do bani.

Z drugiej strony cała ta zawierucha z Krychowiakiem to dla mnie też taki Teodorczyk-bis. Bo czy ktoś w Polsce podziwia Teodorczyka? Tak szczerze? Czy ktoś patrzy na niego i myśli sobie: wow, toż to snajper z najwyższej europejskiej półki? Gówno prawda, nie oszukujmy się. Ale dziś Teodorczyk jest Krychowiakiem z Sevilli – zaskakująco dobrym, zadziwiająco pożytecznym, robiącym karierę, o którą nikt go nie podejrzewał. Trochę topornym, ale genialnie wywiązującym się z powierzanych zadań. Wiele osób w głębi duszy czuje, że coś jest nie tak i że to nie jest zawodnik wart tak generalnie np. 20 milionów euro, ale może być tyle wart akurat tego lata. I gdy już zmieni klub, tak jak w przypadku Krychowiaka może nastąpić zderzenie ze ścianą. A wtedy nagle wszyscy głośno powiedzą: no tak, przecież to było jasne, on jednak trochę drewniany, toporny. Dzisiaj nikt tak nie powie, bo istnieje ryzyko, że Teodorczyk się nie zatrzyma.

Reklama

* * *

Czy Krychowiak może jeszcze raz wdrapać się na szczyt? Może. Myślę, że wszystko zawiera się w zdaniu: wybitnie przydatny piłkarz, ale niekoniecznie wybitny piłkarz.

Polak musi więc raz jeszcze trafić do drużyny, dla której będzie wybitnie przydatny – biorąc pod uwagę jej styl gry, mentalność, ligowe otoczenie. Sądzę, że takich drużyn w Europie jest sporo. Ale – chociaż moim zdaniem poczynił wielkie postępy jeśli chodzi o radzenie sobie z piłką przy nodze, grę w bliskim kontakcie, kiedy to on ma futbolówkę, a nie rywal, przerzuty na skrzydło – to nigdy nie będzie piłkarzem tak szczerze, przez osoby obiektywne, podziwianym. Gdyby dwie klasy startowały w konkursie, która zbuduje najpiękniejszy zamek z piasku, to Krychowiak nie byłby tym, który kształtuje wieżyczki, ale tym, który przynosi wodę w wiaderku lub – tym bardziej – tym, który rozwala zamek rywalom.

My jak lubimy piłkarza to już nie dostrzegamy jego ograniczeń. A gdy go nie lubimy, to nie dostrzegamy zalet. A akurat Krychowiak, czy tym bardziej Teodorczyk, to ludzie w różnych odcieniach szarości. Ale szary to też ładny kolor, jak się go odpowiednio dobierze.

* * *

Wypowiedź Monchiego na temat Krychowiaka pokazuje, jak w zupełnie innych warunkach pracują trenerzy w Polsce i zagranicą.

Przyszedł Sampaoli – ok, uznany trener, ale przecież nie Mourinho, nie Guardiola i nie Ancelotti. Na dzień dobry uznał, że do jego stylu gry Krychowiak pasować nie będzie. Klub nie powiedział wtedy: dobierz taką taktykę, żeby pasował. Nie powiedział też: spokojnie, będzie dobry, przekonasz się. Klub nie powiedział również: to nie wchodzi w grę, Grzegorz jest ulubieńcem kibiców.

Nie, klub powiedział: – W takim razie go sprzedamy.

Zatrudniając trenera, klub podejmuje jednocześnie oczywistą decyzję, że da mu wszystkie możliwe środki, aby ten zrealizował swoją wizję. Nie da się przecież rozliczyć szkoleniowca, który nie otrzymał wszystkich narzędzi i któremu robiło się pod górkę.

W Polsce to nie do pomyślenia. U nas trener nie mógłby po prostu pozbyć się piłkarza, używając tak „głupiego” argumentu jak niewystarczający luz z piłką przy nodze. W zasadzie nie przypominam sobie ani jednej sytuacji z polskiej ligi, żeby przyszedł nowy trener i z miejsca skreślił uznanego piłkarza, ponieważ nie będzie on pasował do nowej taktyki. Nie, u nas taktyka dobierana jest pod piłkarzy zastanych. Dlatego wciąż zmieniają się trenerzy, a nie piłkarze i nie taktyki. Gdyby zachować proporcje, Sampaoli jest trenerem Wisły Kraków sprzed ośmiu lat, który mówi: – Należy sprzedać Radosława Sobolewskiego.

A klub mówi: – W porządku.

To by się nigdy nie zdarzyło, prawda?

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

121 komentarzy

Loading...