Reklama

Debiutant wygrał Polakom mecz na MŚ. Bronił genialnie

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

23 stycznia 2017, 22:11 • 2 min czytania 6 komentarzy

Polscy piłkarze ręczni wywalczyli na mistrzostwach świata 17. miejsce, dzięki czemu sięgnęli po Puchar Andrzeja Dudy  Prezydenta. Dwanaście minut przed końcem meczu z Argentyną wydawało się, że “biało-czerwoni” nie mają szans na pokonanie rywali. I wtedy w naszej bramce pojawił się Mateusz Kornecki.

Debiutant wygrał Polakom mecz na MŚ. Bronił genialnie

Młody zawodnik wszedł na parkiet w 48. minucie, przy stanie 17:22 dla rywali. Nie oszukujmy się: chłopak zanotował prawdziwe “Wejście smoka”. Przypominamy ten tytuł nieprzypadkowo, bo Polak naprawdę był dzisiaj jak Bruce Lee w szczytowej formie – po prostu nie dało się go pokonać. Dowód? Odkąd Mateusz zaczął strzec naszej bramki, Argentyna nie rzuciła ANI JEDNEGO gola. Był w takim gazie, że rywale nie daliby rady wrzucić do jego siatki piłek od tenisa ziemnego i stołowego, o tej handballowej nawet nie wspominając.  To właśnie dzięki fenomenalnemu Korneckiemu Polacy ostatecznie wygrali 24:22.

Po meczu południowcy byli w kompletnym szoku. Stali na parkiecie, patrzyli po sobie i zastanawiali się: co się właśnie stało? Co to za gość odebrał nam zwycięstwo?

Odpowiadamy: to niespełna 23-letni gracz Górnika Zabrze, któremu w przeszłości zdarzały się już spektakularne występy w PGNiG Superlidze. Choćby w spotkaniu z Azotami Puławy, z którymi obronił aż cztery rzuty karne.

Swoją drogą: rodzima liga powoli robi się dla Korneckiego za ciasna. W Orlen Wiśle Płock i Vive Tauronie Kielce Mateusz raczej nie zagra, mimo wszystko to jeszcze nie ten poziom. Na pozostałe polskie kluby jest za dobry, więc sugerowalibyśmy mu pójść tropem Sławka Szmala z 2005 roku i wyjechać do Niemiec. Bundesliga to najlepsza ekstraklasa świata, strach pomyśleć jak dobry może być ten chłopak po mniej więcej dwóch latach ogrywania się w niej.

Reklama

Fot. www.handballzabrze.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...