Naprawdę cieszy nas to, że kręcą się w piłce ludzie kreatywni. Oczywiście, pomysłowość nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem, niektórych będzie mierzić choćby poszerzenie liczby uczestników mundialu, ale generalnie szeroko pojęta dyskusja na temat zmian to dobra rzecz. No bo choćby takie powtórki goal-line – nikt nie będzie już płakał w rękaw, że zdążył jednak wybić wślizgiem, że gola nie było. Sprawdzimy, ocenimy, podejmiemy decyzję. Zdumiewa nas jednak fantazja z jaką w niektórych osądach odznaczają się, wydawałoby się, poważni ludzie.
A za takiego mamy mieliśmy dotychczas Marco van Bastena. Wszak to dyrektor techniczny FIFA.
Do rzeczy – Holender zaproponował dziś, by:
a) zlikwidować spalonego
b) rzuty karne zamienić na akcje sam na sam (coś jak w hokeju na lodzie)
c) zamiast odgwizdywać każdy faul, zawodnik byłby zmuszony do opuszczenia boiska po popełnieniu pięciu przewinień
Panu van Bastenowi zdaje się, że to pomysł wyśmienity, bo usprawniłby futbol, wskrzesił emocje na nowo i sprawił, że mecze stałyby się ciekawsze. A nam zdaje się, że panu van Bastenowi sufit się na łeb spadł.
Tak jak już powiedzieliśmy – drobne zmiany, korekty, kosmetyczne poprawki wprowadzane z wyczuciem są jak najbardziej porządku. W zasadzie oprócz tej feralnej liczby uczestników MŚ nie przypominamy sobie nowej reguły, która wprawiłaby nas w zdumienie i wzbudziła negatywne emocje. Generalnie wszystko idzie więc w dobrym kierunku, przytomne spostrzeżenia ludzi postawionych wysoko do nas trafiają, bo na przykład po co ma tych dwóch chłopów zaczynać ze środka i turlać piłkę na połowę rywala, skoro może jeden. No może? Jasne, że może. Przyjemne ułatwienie.
Ale serio? Robić z piłki zupełnie inną dyscyplinę, przeprowadzać taką rewolucję? Zacznijmy od spalonych, bo Holender, jako emerytowany już napastnik, twierdzi że zwiększyłoby to atrakcyjność spotkań – napastnicy mieliby większą liczbę okazji podbramkowych, padałoby więcej bramek. No naprawdę, super, super, aż przypomina nam to czasy podwórkowego grania, kiedy ustawialiśmy Grześka po drugiej stronie boiska, a on stojąc na ochłapie notorycznie psuł zabawę. A żeby nie być gołosłownym – taki eksperyment (mecz bez odgwizdywanych spalonych) zorganizowano kiedyś za naszą zachodnią granicą. Efekt? 1:0, bo okazało się, że zawodnicy zamiast kompletnie wrzucić na luz to wręcz przeciwnie, zagrali bardzo bojaźliwie i asekurancko.
Opcja druga – likwidacja rzutów karnych. W praktyce wyglądałoby to mniej więcej tak:
Całkiem śmiesznie, ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, bo jak się chce pośmiać to się idzie do cyrku albo na zabawną komedię. Zresztą – wtedy, w USA, się nie przyjęło. Zwyczajnie na dłuższą metę nie zdało egzaminu. To byłoby już takie klasyczne majstrowanie przy czymś, co funkcjonuje doskonale. A, jak wiadomo, lepsze jest wrogiem dobrego.
No i jeszcze te nieszczęsne faule rodem z koszykówki. Pomysł bez jakiejkolwiek argumentacji. Bo van Basten generalnie, z tego wynika, chce z piłki zrobić totalny misz-masz. Hokejowe sam na sam, faule z parkietu i spalone, bo – jak twierdzi – futbol coraz bardziej przypomina… piłkę ręczną.
Nie wiemy za bardzo dlaczego nie można by pójść dalej? Dlaczego każdemu z zawodników nie dać w ręce oszczepu? Dlaczego zamiast murawy i korków nie postawić lodowiska i założyć łyżew? A może i bramki zlikwidować i postawić kosze? O, jeszcze ograniczenie w liczbie zawodników na placu byśmy zlikwidowali. Naprawdę, panie Marku, trochę umiaru.