Reklama

Kiepski mecz Polaków. Brazylia poza zasięgiem

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

14 stycznia 2017, 17:02 • 3 min czytania 8 komentarzy

I znowu się nie udało. Reprezentacja piłkarzy ręcznych przegrała drugi raz z rzędu na MŚ, tym razem 24:28 z Brazylią. O ile w pierwszym spotkaniu z Norwegią (20:22) „biało-czerwoni” pokazali naprawdę niezły handball, o tyle dziś byli zdecydowanie gorsi od „Canarinhos”. Najlepiej świadczy o tym przebieg meczu: 0:5, 4:10, 9:15, 20:26.

Kiepski mecz Polaków. Brazylia poza zasięgiem

W starciu ze Skandynawami wspaniale bronił Adam Malcher, który nawiązał poziomem do Sławomira Szmala z najlepszych lat. W sobotnie popołudnie zawodnik Gwardii Opole nie istniał, odbił zaledwie 2 z 17 rzutów rywali. Sześć metrów przed nim stał Piotr Chrapkowski, szef naszej defensywy. Doświadczony piłkarz ręczny, w przeszłości gracz Wisły Płock, obecnie Vive Tauronu Kielce. Niestety, ten chłopak zagrał dziś katastrofalnie. Artur Siódmiak po pięciu drinkach prosto z wakacji z nogą w gipsie spisałby się w defensywie lepiej. Brazylijczycy robili z „Chrapkiem” i kierowaną przez niego obroną co chcieli.

Co ciekawe, prym w zdobywaniu bramek dla naszych rywali wiódł zawodnik z… Płocka. Jose de Toledo rzucił aż osiem goli. Wspaniale wykorzystał wiedzę o rywalu, którą zdobył przez miesiące gry dla Wisły w PGNiG Superlidze. Pytanie: czy po takim występie koledzy z klubu nadal będą go uwielbiać? Przynajmniej do dziś Jose uważany był za dobrego ducha płockiej szatni…

A skoro mowa o naftowym klubie: warto wywołać do tablicy Michała Daszka. Najlepszy zawodnik z pola ze spotkania z Norwegią tym razem kompletnie nie sprawdził się w ataku. Wykorzystał zaledwie dwie z sześciu prób, tym samym stając się kolejnym doświadczonym graczem – po Malcherze i Chrapkowskim – który w sobotę zagrał zdecydowanie poniżej oczekiwań.

Żeby jednak być sprawiedliwym, trzeba napisać, że nie tylko Daszek dał ciała w ofensywie. Z przodu na niezłym poziomie grali tylko leworęczny rozgrywający Paweł Paczkowski (6/7), kapitan drużyny Mateusz Jachlewski (4/4) i Paweł Niewrzawa, który zaliczył bodaj 6 czy 7 asyst. Cała reszta reprezentantów zaprezentowała w ataku padakę.

Reklama

Oczywiście: porażka z Brazylią nie może dziwić. W końcu ta drużyna występując w niemal identycznym składzie pokonała Polaków na igrzyskach w Rio de Janeiro, a przecież wtedy mieliśmy dużo mocniejszy zespół. Bardziej niż przegrana z „Canarinhos” boli styl gry „biało-czerwonych”. W ataku nie mieliśmy pół pomysłu na minięcie agresywnej, wysuniętej obrony rywala. W tyłach, zamiast pokazać determinację, walkę i charakter, skupiliśmy się głównie na podziwianiu efektownych rzutów południowców, a tych – trzeba to przyznać – nie brakowało.

Po dwóch spotkaniach mistrzostw świata Polska jest w kropce. By awansować do 2. rundy turnieju, najpewniej będziemy musieli wygrać dwa z trzech meczów jakie nam pozostały. Z gospodarzami mundialu i jego faworytami Francuzami nie damy sobie rady, trzeba to jasno powiedzieć.  Z solidną w europejskiej skali  „Sborną” owszem, można podjąć walkę, ale jeśli zagramy tak, jak z Norwegią. Jeżeli natomiast nawiążemy w poniedziałek “formą” do dzisiejszego występu, to nie mamy czego szukać na parkiecie, taka jest smutna prawda…

Fot. FotoPyk

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

8 komentarzy

Loading...