Parafrazując słowa piosenki Andrzeja Rosiewicza: 40 meczów minęło, jak jeden dzień. Real dokonał czegoś wielkiego, dobił do kolejnej okrągłej liczby spotkań bez porażki. Choć zapowiadało się, że tuż przed czterdziestką pokona go kryzys wieku średniego, bo Sevilla na kilka minut przed końcem prowadziła dwoma bramkami, a Sergio Ramos nie kręcił się szczególnie w okolicach pola karnego rywali. Ale dla Realu nie ma czegoś takiego, jak nierealne do spełnienia wyzwania. Zwłaszcza takie błahostki jak gol w doliczonym czasie.
Pierwsza połowa nie porywała. Real popełniał błędy, nie przypominał siebie sprzed tygodnia. Natomiast Sevilla radziła sobie dobrze, starała się prowadzić grę i wygrać. Ekipa Sampaolego niby grała już tylko o pietruszkę, ale widząc taki skład Realu musieli uwierzyć w siebie, a nawet w awans.
Do przerwy plan był realizowany, po niej nastąpiła strzelanina. Pięć bramek, na których urodę nie mogliśmy narzekać. Na samym początku drugiej części było o tyle ciekawie, że wyrównał Asensio, a po pięciu minutach trafił dopiero co wprowadzony, debiutujący w Sevilli Stevan Jovetić. Czarnogórzec zaliczył wejście smoka i nie mówimy tu tylko o golu, a całej drugiej połowie. Co chwila powodował, że Sergio Ramosowi plątały się nogi i choć zagrał krótko, pokazał, że w Sevilli może urodzić się od nowa. Przy bramce asystował mu Escudero. O ile Marcelo jest ostatnio w wyśmienitej formie, tak występ Escudero stawiamy dziś wyżej.
Gdy później, przy wyniku 3:1 komentator powiedział, że Sevilla ma zamiar strzelić jeszcze dwa gole, to powiedzieliśmy sobie: no, raczej nie. Natomiast nie spodziewaliśmy się, że będzie w stanie zrobić to Real. Piłkarze miejscowych rozgrzewali trybuny, ale gorąco zrobiło się dopiero wtedy, gdy Real wywalczył rzut karny, a do piłki podszedł Sergio Ramos. Bramkę zdobył “panenką”, po czym zadedykował ją ultrasom Sevilli. Wychowanek tym samym ich rozwścieczył i do końca meczu słyszał przyśpiewki o tym, kto go urodził. Resztę trybun Ramos natomiast przeprosił…
I choć awans był już pewniejszy od tego, że jutro na pierwszej stronie Marki będzie poruszony temat meczu Realu, to uciec mogło coś bardzo ostatnio w Madrycie ważnego. Rekord. Real mógł dziś zaliczyć czterdziesty mecz bez porażki z rzędu. Ostatecznie, owszem, zrobił to, zremisował 3:3 i awansował do ćwierćfinału Copa del Rey. Ale nerwówka była przy tym spora. Jednak od czego jest 93. minuta i Sergio Ramos Karim Benzema?
https://youtu.be/J5irM7oKFpg