Kiedy na początku czerwca po raz pierwszy w karierze wygrał Rolanda Garrosa, wydawało się, że nic go nie zatrzyma. Bardzo wiele wskazywało na to, że święty Graal tenisa, czyli Wielki Szlem, jest na wyciągnięcie ręki. Od lata jednak Novak Djoković gra zdecydowanie poniżej swojego poziomu. Co się dzieje z najlepszym tenisistą ostatnich lat? Wygląda na to, że nawet on sam tego nie wie. Na listopadowym turnieju BNP Paribas Masters w Paryżu w jego boksie zamiast trenera Borisa Beckera siedział guru duchowy Pepe Imaz, twórca akademii „Amor & Paz”, czyli „miłość i pokój”…
Pierwsza połowa zeszłego sezonu w wykonaniu Djokovicia to było prawdziwe tsunami. Poza nieistotną porażką w ćwierćfinale turnieju w Dubaju i sensacją w Monte Carlo, kiedy w pierwszej rundzie przegrał z 55. w rankingu Czechem Jirim Veselym, wszystko szło zgodnie z planem.
Pierwszy od 50 lat
W styczniu wygrał Australian Open, zdobywając trzeci wielkoszlemowy tytuł z rzędu, po triumfach w Wimbledonie i US Open 2015. Potem wygrał turnieje w Indian Wells, Miami i Madrycie, dwa mecze w Pucharze Davisa z Kazachstanem i dotarł do finału turnieju w Rzymie, gdzie okazał się gorszy od Andy’ego Murray’a. Wkrótce jednak zrewanżował się Szkotowi w dużo ważniejszym finale: Rolanda Garrosa. Triumf oznaczał, że Serb nie tylko skompletował wszystkie tytuły wielkoszlemowe w karierze, ale także został pierwszym od prawie 50 lat i zaledwie trzecim w historii tenisistą, który w jednej chwili był mistrzem Australian Open, Roland Garros, Wimbledonu i US Open. Świat tenisa był u jego stóp. W rankingu ATP miał prawie 17 tysięcy punktów, czyli więcej niż drugi Murray i trzeci Roger Federer razem wzięci!
Po stylu, w jakim tego dokonał, i znając jego niesamowity wręcz głód sukcesu, eksperci, dziennikarze i kibice zaczęli na głos zadawać pytanie: czy Djoković jest w stanie zdobyć klasycznego Wielkiego Szlema i wygrać cztery najważniejsze turnieje w roku? Nie były całkiem odosobnione też sugestie, że może do tego dołożyć także złoty medal olimpijski.
Dwie twarze Novaka
Jednak bardzo szybko okazało się, że Djoković sprzed francuskiego turnieju i Djoković po nim to zupełnie inni gracze. Pierwszy z drugim wygrałby w trzech krótkich setach. Marzenia o Wielkim Szlemie prysły bardzo szybko: na kortach Wimbledonu Nole przegrał już w 3. rundzie z notowanym na 41. miejscu Samem Querreyem. Potem wprawdzie wygrał w Toronto, ale dwa kolejne najważniejsze turnieje roku kończył porażkami. Z igrzysk w Rio odpadł już w pierwszej rundzie, po porażce z Juanem Martinem del Potro. W US Open osiągnął finał, ale w decydującym meczu okazał się gorszy od Stana Wawrinki.
W Szanghaju uległ Roberto Bautiście Agutowi, a w Paryżu Marinowi Ciliciowi. Efekt? Zamiast Wielkiego Szlema i najlepszego sezonu w historii tenisa, Djoković stracił nawet prowadzenie w rankingu. Na zakończenie roku przegrał jeszcze z Murray’em w finale ATP Finals, potwierdzając tylko, że to Szkot jest w tej chwili najlepszym graczem na świecie. Jeszcze w lecie wydawało się to równie prawdopodobne, jak wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA…
Kryzys motywacji
Co się dzieje z Djokoviciem? Ewidentnie Serb przechodzi kryzys, być może nawet najpoważniejszy w karierze. To typowy syndrom nasycenia: Novak wygrał wszystko, co było do wygrania. Już nie jest tak głodny sukcesu, już nie walczy do upadłego.
– Kiedyś czułem niesamowitą presję. Teraz już nie myślę o liczbie tytułów. Jeśli przyjdą, super, wezmę je. Ale mam też świadomość, że tenis nie jest jedyną rzeczą na świecie – przyznaje.
Trudno mu się zresztą dziwić. Bicie rekordów oczywiście jest wspaniałe, podobnie, jak wygrywanie ogromnych pieniędzy, ale w życiu nie ma nic za darmo. Nakład pracy i obciążenie psychiczne na takim poziomie są niewyobrażalne dla zwykłego śmiertelnika.
Guru na pomoc
W Paryżu w boksie Serba zabrakło trenera Borisa Beckera. Zamiast niego Djokovicia wspierał Pepe Imaz, były tenisista (najwyżej 146. w rankingu), który w młodości zmagał się z bulimią i był bliski śmierci. Dziś jest duchowym guru, który stosuje zdecydowanie niekonwencjonalne metody. Dwa lata temu pomógł Marko Djokoviciowi, bratu tenisisty, który zmagał się z depresją.
– Dzięki pracy z Imazem poczułem się wolny, bo miałem przed sobą osobę, która patrzyła na mnie tylko z miłością, bez osądzania. Po czterech latach wreszcie mogłem powiedzieć rodzicom, braciom i przyjaciołom, że ich kocham – opowiada Marko.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że Imaz przypomina lidera sekty. Przyznaje się do wiary w zjawiska paranormalne, twierdzi, że ludzie potrafią lewitować, o ile „,mają odpowiedniego przewodnika”. W czasie trzytygodniowego kursu każe uczniom wysyłać dobre myśli do pojemnika z ryżem, na którym jest naklejka z napisem „miłość”, a negatywne do innego, z napisem „strach”. Jedną z metod Imaza są także długie uściski z uczniami, czasem nawet trwające 20 minut.
Imaz w Paryżu zajął miejsce Beckera, byłego lidera rankingu i zdobywcy sześciu wielkoszlemowych tytułów. W tenisowym świecie spekuluje się, że Novak jest pod coraz większym wpływem guru i dlatego odsunął trenera.
W tym szaleństwie jest metoda?
Pojawienie się kogoś takiego jak Imaz w najbliższym otoczeniu najlepszego tenisisty ostatnich lat musi zaskakiwać. Tym bardziej, że Djoković zawsze był postrzegany jako doskonale naoliwiona i świetnie funkcjonująca maszyna do wygrywania. Skąd w takim razie problemy mentalne? Skąd decyzja o zatrudnieniu Imaza? I przede wszystkim: dlaczego Djoko zdecydował się zabrać guru do swojego boksu w czasie turnieju w Paryżu? Przecież musiał zdawać sobie sprawę, jakie trzęsienie ziemi to wywoła.
A może w tym szaleństwie jednak jest metoda?
– Musiałem nauczyć się słuchać swojego ciała. Kiedy to zrobiłem, wszystko się zmieniło. Możesz nazwać to magią. Ja czułem, że to coś magicznego – tak Djoković pisał w 2013 roku w książce „Serve to win”.
Nie mówił tu o sferze psychicznej, ale o odżywianiu. W 2010 roku, po wielu miesiącach permanentnego zmęczenia i słabszych wyników, zdecydował się poddać testowi obciążeń organizmu, który wykazał nietolerancję na gluten. Serb totalnie zmienił swoją dietę, odstawiając wszystko, co zawiera choćby śladowe ilości glutenu. Efekty przyszły błyskawicznie. W 2011 roku wygrał Australian Open, Wimbledon i US Open, dołożył zwycięstwa w Indian Wells, Miami, Madrycie, Rzymie i Montrealu, na każdym kroku podkreślając rolę nowej diety i dziękując dietetykom.
Na jednorazowej zmianie nawyków żywieniowych się nie skończyło. Djoković przyznaje, że ciągle modyfikuje swoją dietę, teraz określa się jako „pescatarianin”, czyli „wegetarianin, który od czasu do czasu je trochę ryb”.
Auf wiedersehn, Boris
Temat diety nie jest jednak przypadkowy. Djoković jest wybitnym sportowcem, w pełni świadomym sygnałów, które wysyła mu jego organizm. Tak było z glutenem, można powiedzieć, że przeszedł na dietę bezglutenową zanim stało się to modne.
Czy podobnie jest z guru duchowym i akademią „Miłość i Pokój”? Zanim uśmiechniemy się z politowaniem i postukamy w czoło, może dajmy Djokoviciowi trochę czasu. A co, jeśli znów okaże się, że to on ma rację?
Na razie team Djokovicia ewoluuje. W Paryżu był Pepe Imaz, w Londynie Imaz i Becker. Po krótkich wakacjach serbski tenisista ogłosił na Facebooku, że po trzech latach zakończył współpracę z niemieckim trenerem.
– Nie różnię się od innych ludzi. Wszyscy przechodzimy przez życiowe lekcje i doświadczamy problemów. Sam musisz wypracować drogę do tego, by być coraz lepszymi. Musiałem zrobić duży krok wstecz i zrozumieć, co muszę robić, aby móc dalej iść – oświadczył w międzyczasie.
Nowy rok, już bez Beckera, zaczął od zwycięstwa w turnieju w Katarze. W niesamowitym, trzygodzinnym finale, po epickim boju, pokonał Andy’ego Murraya 6:3, 5:7, 6:4. Król powrócił? Przekonamy się w czasie Australian Open, najpewniej w finale. Zdaniem bukmacherów, nieznacznym faworytem jest właśnie Serb, który na początek spotka się ze starym znajomym, Fernando Verdasco, półfinalistą tego turnieju z 2009 roku. Miłości i pokoju na korcie raczej nie powinniśmy się spodziewać…
JAN CIOSEK