Ma na koncie medal mundialu i Igrzysk Olimpijskich. Obok Deyny, Pisza i Brychczego jest bodajże najbardziej znaną “marką” w jedenastce stulecia Legii Warszawa. Skrzydłowy z pokrętłem w nodze. Okazało się, że oprócz kręcenia przeciwnikami na boisku, na mistrzostwach w 1974 roku okiwał całą naszą reprezentację. Część jego kolegów z drużyny narodowej, po ujawnieniu afery, nie zostawiła na nim suchej nitki. Domyślacie się o kogo chodzi? Dokładnie, to Robert Gadocha, który kończy 71 lat.
Mundial, 1974 rok, RFN. Polacy szybko zapewnili sobie awans, ale jeszcze przed drugą rundą czekał na nich ostatni akord – starcie z Włochami. Na naszym zwycięstwie najbardziej zależało Argentynie, która przy porażce Italii, mogła wraz z „Biało-Czerwonymi“ wejść do następnej rundy.
By zachęcić Polaków do triumfu, ekipa „Albicelestes“ oficjalnie zakomunikowała, że wyśle naszym po dziesięć skrzynek jabłek i 100 marek (40 dolarów) dla każdego z zawodników. – Wtedy jednak nic nie podejrzewaliśmy, Gadocha nie dał po sobie poznać, że coś w sobie dusi – opowiadał Jan Tomaszewski w Przeglądzie Sportowym, bramkarz naszych na tamtym turnieju. O co chodziło golkiperowi?
Ruben Ayala, zawodnik reprezentacji Argentyny, miał w imieniu całej swojej drużyny przekazać dodatkowe pieniądze dla naszych zawodników, po tysiaku dla każdego, również dla ludzi ze sztabu. Łączna cała kwota wyniosła 24 tysiące dolarów, a sam Ayala “odpalił” sobie procent z całej akcji i zabrał dla siebie część pieniędzy. Piłkarzem, który z rąk Argentyńczyka miał odebrać kasę, był Robert Gadocha. Jak pewnie pamiętacie lub zgadujecie po wypowiedzi Tomaszewskiego, nie dał innym nawet dolara, wszystko zachował dla siebie. Cała afera wyszła dopiero, gdy Ayala grał z Grzegorzem Lato w jednym zespole.
Gdy sprawa wyszła na jaw, Jan Tomaszewski publicznie oświadczył, że nie chce mieć z “Piłatem” nic wspólnego. – Powiedziałem, że nigdy już nie podam mu ręki. Mam do niego wielkie pretensje nie tylko o te pieniądze, ale i ze względu na to, że z tego powodu to na pewno nie mógł skupić się na grze. Przecież on cały czas musiał myśleć, co się stanie, jeśli go złapią. W takim przypadku czekałaby go dożywotnia dyskwalifikacja – tak mówił w wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego”.
Duża rysa na wizerunku, ale bez dwóch zdań – to wciąż jeden z najlepszych skrzydłowych w historii polskiego futbolu.