Uderzenie Aritza Aduriza łokciem w szyję Samuela Umtitiego. Choć przejaw skrajnego boiskowego chamstwa. Choć zachowanie zasługujące na futbolowy ostracyzm i przyczynek do wyeliminowania baskijskiego snajpera z ładnych paru meczów. To tak naprawdę trudno o bardziej trafne podsumowanie spotkania, w którym to zdarzenie miało miejsce. Athletic raz za razem swoimi boiskowymi poczynaniami ładował Barcelonie łokieć w twarz, który nie pozwalał gościom wejść na właściwe obroty.
Wślizg na granicy żółtej kartki, ryzykowne wejścia nawet we własnym polu karnym (z czego przynajmniej jedno na karnego) bodiczek, podepchnięcie w kluczowym momencie, agresywny atak pressingiem na zawodnika z piłką, włączając w to nawet bramkarza Barcelony. Jeśli Athletic chciał udowodnić, że zaangażowanie będzie jego główną bronią przeciwko Blaugranie, zrobił to ponad wszelką wątpliwość. Jeśli zamierzał za wszelką cenę właśnie na San Mames zakończyć pochód Barcelony po rekord spotkań bez porażki w Copa del Rey – zresztą rekord należący do Basków – zabrał się do tego zdecydowanie z właściwej strony.
Ale niestety, jakkolwiek chcielibyśmy pochwalić piłkarzy z Bilbao za całą tę agresję, która wybiła z głów gości płynną grę, trzeba wsypać do beczki miodu łyżkę dziegciu. No bo co jak co, ale zachowania Aritza Aduriza przemilczeć zwyczajnie nie możemy. Tak jak w jeździe na tyłkach graczy Ernesto Valverde było coś pięknego, coś godnego podziwu, tak napastnik wprowadził w ten obraz element brzydoty. Postanowił przy prowadzeniu 2:0 zagrać w rosyjską ruletkę, bo gdyby sędzia był nieco uważniejszy, Bask jeszcze przed przerwą byłby w drodze do szatni, a jego koledzy mieliby przed sobą grę przez niemal godzinę w osłabieniu przeciwko Barcelonie.
Osłabienie i tak nadeszło, bo też nie było szans, by mecz o takim ciśnieniu, jakie wytworzyło się między piłkarzami obu ekip, ukończył komplet uczestników. Czerwony kartonik, którego nie obejrzał Aduriz, zobaczył kwadrans przed końcem za drugą żółtą kartkę Raul Garcia, a kilka minut później pod prysznicem dołączył do niego Iturraspe desperacko powstrzymujący Neymara przed szarżą w pole karne Gorki Iraizoza.
Szczęśliwie dla Athletiku, obaj wyłączyli się z gry kilkanaście minut przed końcem i dopiero wtedy posypał się tak brutalnie skuteczny plan Ernesto Valverde, oparty o ścisłe, nieustępliwe krycie graczy Barcy. Dopiero wtedy trzeba było bronić wygranej, której wydzieranie rozpoczęło się jeszcze przy grze 11 na 11, gdy strzału Messiego z wolnego – mimo niebywałej ofiarności – nie zdołał przed linią bramkową zatrzymać Iraizoz i z 2:0 zrobiło się 2:1.
Udało się, choć było piekielnie ciężko. Szczególnie wtedy, gdy Messi kładł w polu karnym jednego rywala za drugim, a na ziemi znalazł się nawet golkiper Athletiku. To, jakim cudem udało mu się wtedy czysto wygarnąć piłkę przed strzałem, na wieki wieków pozostanie słodką tajemnicą Mikela San Jose. Tak jak i sekretem Argentyńczyka, choć zdecydowanie badziej gorzkim, pozostanie to, jakim cudem w ostatnich sekundach z siedmiu metrów trafił w słupek. Jak nie on.
6 spotkań. Tak niewiele brakowało już Barcelonie do wyrównania rekordu meczów bez porażki w Copa del Rey. Dziś spotkała się jednak z najbardziej zdecydowanym i najskuteczniejszym od dawna sprzeciwem wobec jego wyśrubowania. Ale też niczego innego nie mogła się spodziewać w twierdzy, której strzegła ekipa broniąca równocześnie tamtego pamiętnego osiągnięcia.