Sezon na plebiscyty, podsumowania, rankingi trwa w najlepsze – pora na kolejny z nich. Ale nie do końca, bo przecież nasz cykl „piłkarz miesiąca” to zabawa, której najważniejszym założeniem jest systematyczność – już po raz 12. w tym roku (i po raz 24. w ogóle), czyli miesiąc w miesiąc, wybieramy najlepszych piłkarzy na świecie. Układamy ranking składający się z 50 pozycji, do których przypisane są punkty (50 za zwycięstwo, 49 za 2. miejsce i tak dalej) i na ich podstawie wybieramy najlepszych piłkarzy w danym roku. Prościzna.
W grudniu najbardziej intensywnie w piłkę grano na Wyspach w Premier League (sześć kolejek), ale praktycznie w każdej z najsilniejszych lig były okazje, by się pokazać (wyjątkiem Rosja – jedna kolejka). Do tego dochodzą europejskie i krajowe puchary, a także wydarzenia specjalne takie jak Klubowe Mistrzostwa Świata czy Superpuchar Włoch. Na brak materiału do analizy nie narzekaliśmy.
Dobra, nie ma co przedłużać. Przechodzimy do rozstrzygnięć. Na początek tradycyjnie miejsca 50-21.
Zaskoczenia? Na pewno w jakimś stopnie to, że dwóch największych graczy rankingu – jak informowaliśmy przed miesiącem, zwycięzca i piłkarz z drugiego miejsca -jest tak daleko. Cóż, w grudniu zarówno Messi, jak i Cristiano Ronaldo nie grali pierwszych skrzypiec na europejskich boiskach, choć oczywiście w ich przypadku poziom przyzwoitości oznacza grę często nieosiągalną dla innych, niekoniecznie słabych piłkarzy. Poza tym w grudniowej odsłonie dominują uznani gracze, niewiele jest niespodzianek.
Choć na takie natrafić będziecie mogli na wyższych miejscach, jedziemy dalej…
Dziennikarz Tancredi Palmeri podał dziś na Twitterze, że niewyobrażalną kasą kuszą go Chińczycy. Gabończyk byłby najlepiej opłacanym grajkiem w historii tego sportu, a Borussia Dortmund dostałaby rekordowo wielką opłatę za transfer. Nikt nie jest wart takich pieniędzy (41 milionów rocznie dla piłkarza, 150 dla klubu z Niemiec), ale niejako potwierdza to, że Aubameyanga trzeba zaliczać do ścisłej czołówki piłkarzy na globie. Dla byle kogo nawet Chińczycy nie rozbiliby banku. Za chwilę powalczy z reprezentacją o Puchar Narodów Afryki na własnym terenie, Lewandowski będzie miał okazję, by jeszcze trochę podgonić go w klasyfikacji strzelców, w której na dziś traci do Aubameyanga cztery gole (w grudniu Polak odrobił dwa).
Kibicom klubów Serie A, którzy śmiali się, że Juve zapłaciło fortunę za – mówiąc wprost – grubasa, bardzo szybko poznikały uśmieszki z twarzy. Bo z czasem Argentyńczyk kilogramów miał coraz mniej, a goli wbitych ku chwale Starej Damy coraz więcej. OK, nawet jeśli chwalenie się skuteczną dietą jest wspomagane przez fotoszopa (pojawiają się takie zarzuty), to tego, że piłkarsko napastnik znów czaruje podważać nie wypada. Dla nowego klubu strzelił już 13 goli, na dłuższą metę jest ich gwarancją. No i – w przeciwieństwie do meczów w reprezentacji – trafia w najważniejszych momentach. W październiku strzelił na wagę trzech punktów z Napoli, w grudniu ten sam manewr powtórzył z AS Romą. No a w derbach Turynu trafił dwukrotnie.
Kolejny piłkarz Tottenhamu, który złapał świetną formę. Niby można mu zarzucić brak regularności, ale to trochę szukanie dziury w całym, bo autor dwóch goli w spotkaniach ze Swansea i Hull City mocno przyczynił się do tego, że „Koguty” ostatnio wymiatają. Do pułapu z zeszłego sezonu, w którym strzelił 8 bramek i zaliczył 16 asyst dzieli go jeszcze spory dystans, ale bieżące rozgrywki wcale nie muszą być gorsze. Zarówno dla niego, jak i dla całego Tottenhamu.
Imponujący powrót do świata żywych. Jeden z najlepszych środkowych napastników na świecie, warty grube miliony lis pola karnego, wypadł z obiegu na blisko 2,5 sezonu. Tak, męczyły go poważne kontuzje, ale w przerwach pomiędzy nimi z reguły grał piach, bywał obiektem drwin. Tak zapamięta go piłkarska Anglia, gdzie rzadko pomagał Manchesterowi United (4 gole w 29 meczach) i Chelsea (1 bramka w 12 spotkaniach). Więcej strzelił w samym grudniu w czterech meczach dla Monaco, a nie brał przecież udziału w największej strzelaninie (7-0 z Rennes w rozgrywkach pucharowych). W listopadzie było podobnie, zaczyna to wyglądać naprawdę obiecująco. W ekipie Leonardo Jardima otoczony jest tak kreatywnym ludźmi, że okazji do trafiania w bramkę raczej mu nie zabraknie.
Otwarte okienko transferowe sprzyja podgrzewaniu atmosfery wokół piłkarza, dużo spekuluje się na temat jego przeprowadzki do Italii, tymczasem on skupia się na świetnej grze w piłkę. Przy okazji spotkania ze Stoke City, w którym po jego podaniach padły dwa gole, został pierwszym w historii piłkarzem spoza Wysp Brytyjskich, który zaliczył 100 asyst w Premier League. Wrażenie robi też liczba meczów, których potrzebował, aby to osiągnąć. Ledwie 293. Ledwie, bo w przypadku Giggsa to 367 spotkań, Rooneya – 445, Lamparda – 559. Ostatnio poczuł się na tyle pewnie, że odniósł się do wszelkich zarzutów i trzeba powiedzieć, że sporo w tym wszystkim żalu: – Ludzie mówią, że nie potrafię bronić, lecz umiem odzyskać piłkę, podać ją, a czasem strzelić bramkę. Doskonale wiem, jakie są moje atuty, lecz do tej pory nie otrzymywałem wystarczającej liczby minut, by to pokazać. W dzisiejszych czasach niektórzy bardzo szybko zapominają, kim jesteś i co osiągnąłeś wcześniej.
Piłkarz miesiąca w Realu Madryt i choć u nas trochę wyżej stoją akcje innego zawodnika Królewskich, to trzeba przyznać, że Benzema miał świetny okres. W końcu, bo we wcześniejszych tygodniach trochę – że tak to ujmiemy – piłkarsko skapcaniał. Brakowało jego błysków, stąd tak żywa była dyskusja, czy przypadkiem nie nadchodzi czas Alvaro Moraty. Dzięki dwóm golom z Borussią Dortmund w klasyfikacji wszech czasów Ligi Mistrzów wyprzedził tak wyborowych strzelców jak Andriy Shevchenko czy Zlatan Ibrahimović. Teraz z 50-cioma golami na koncie zajmuje piąte miejsce (tyle samo trafień ma Thierry Henry). Do tego udane występy w Klubowych Mistrzostwach Świata, czyli miesiąc zdecydowanie na plus.
Ciągle trochę niedoceniany bohater Bayernu. Problemy zdrowotne już za nim (w tym sezonie opuścił tylko trzy mecze ze względu na urazy), więc w końcu może pokazywać pełnię możliwości. Wzorem jest mecz z rewelacją Bundesligi, zespołem RB Lipsk, w którym Thiago wychodziło w zasadzie wszystko. Ale tak naprawdę w każdym z grudniowych spotkań pokazywał się ze świetnej strony. Najsłabszy był przeciwko Darmstadt, ale i tak mówimy to o poziomie nieosiągalnym dla wielu graczy z Bundesligi.
Młody Anglik miewał w tym roku okresy, w których na boisku wychodziło mu tylko trochę więcej niż przeciętnemu grajkowi Championship, spartolił Euro, ale dajmy spokój – ma 20 lat… Wahania formy w takim wieku powinny być zaskakujące jak hałas w Sylwestra czy kac w Nowy Rok po ostrym chlaniu. Alli 2016 zapewne żegnał jak harcerz, bo pierwszego dnia stycznia strzelił dwa gole Watfordowi. Wcześniej to samo zrobił z Southampton, ważną bramkę zdobył z Burnley. Generalnie robi gole aż miło – bo doliczyć trzeba jeszcze asystę ze Swansea oraz gola i asystę z CSKA w Champions League. Zdecydowanie znów jest na topie.
Za spust chętniej pociągają inni, ale 29-letnia legenda Napoli ciągle ciągnie ten wózek we właściwym kierunku. W pojedynczym meczu przyćmić Słowaka może na przykład Piotr Zieliński (jak z Interem), ale gdy popatrzymy na dłuższy dystans, zazwyczaj wychodzi na to, że na miano reżysera numer jeden Napoli zasługuje właśnie on. Jest to o tyle zaszczytny tytuł, że na tę chwilę nikt w Serie A, nawet wielkie Juve, nie strzela tyle bramek co ekipa Maurizio Sarriego. Za kuszenie Słowaka zabrali się oczywiście Chińczycy, ale gość odmówił już takim firmom (i takim pieniądzom), że raczej skupi się na dalszym budowaniu pomnika w Neapolu, wychodzi mu to świetnie.
W grudniu przedłużył kontrakt z Chelsea do końca czerwca 2020. Mówi się, że piłkarze często po takim, wiążącym się z podwyżką kroku wpadają w lekki dołek (szczególnie w Ekstraklasie), ale ta teoria nijak ma się do postawy Hiszpana. W zasadzie trudno znaleźć teraz w maszynie Conte słaby punkt, ale Azpilicueta od jakiegoś czasu uchodzi za jeden z najsilniejszych. Wyraźnie sprzyja mu gra w systemie z trójką obrońców, imponuje skutecznością w pojedynkach i zaangażowaniem. Zawsze było wiadomo, że to uniwersalny zawodnik, śmigał zarówno po prawej, jak i lewej stronie defensywy, ale to, że jeszcze – i w takim tempie – pójdzie w górę, gdy trener powierzy mu inne zadania, to jednak niespodzianka. Duży współudział w już 11 czystych kontach w tym sezonie Premier League (4 w grudniu).
Złośliwi śmieją się, że forma, którą złapali Lallana z Hendersonem po wizycie w klubie ze striptizem w czasie ostatniej przerwy na mecze reprezentacji, jest dość podejrzana. Niezłośliwi z kolei zwracają uwagę na to, jak w górę poszedł były pomocnik Southampton pod wodzą Juergena Kloppa. Przecież u niejednego fana „The Reds” 28-latek był już skreślony. Klucz do sukcesu? Zapewne składa się na niego wiele czynników, ale przed szereg wychodzą dwa główne. Po pierwsze – niemiecki menedżer dotarł do psychiki piłkarza (na początku żartowano, że gra dlatego, iż są sąsiadami). Po drugie – zmiana pozycji na boisku, cofnięcie piłkarza w kierunku środkowej strefy. Sprawdza się kapitalnie, bo wypełnia swoje zadania w defensywie na dobrym poziomie, a w ofensywie daje jeszcze więcej niż wtedy, gdy był bliżej bramki rywali.
Błyskawiczna kariera. Kilkanaście miesięcy temu dopiero wchodził do dorosłego futbolu (w debiucie w Ligue 1 zmienił Kamila Grosickiego na 4 minuty), dziś jest gwiazdą wielkiego formatu. 19 lat! Taki młody, taki zdolny. Biorąc pod uwagę to, ile czasu ma na spokojny rozwój, strach pomyśleć, gdzie znajduje się jego sufit. W końcówce roku pokazał się w meczach Augsburgiem, Hoffenheim, Koeln i Borussią Moenchengladbach z tak dobrej strony, że kibice wybrali go piłkarzem miesiąca w Bundeslidze.
– Miałem fantastyczny rok. W PSG było wspaniale, a to pół roku w United jest jeszcze lepsze. Kiedy przychodziłem do Premier League, wszyscy twierdzili, że to niemożliwe, ale sprawiłem, że zadławili się swoimi jajami. Jak zawsze – to wypowiedź Zlatana z ostatnich dni. I trzeba powiedzieć, że w końcówce roku złapał taką formę, że w jej obliczu nawet największy skromniś mógłby puszyć się jak paw, a co dopiero on – gość, którego ego zdobyło Koronę Ziemi. W grudniu tylko gracze Tottenhamu i Middlesbrough potrafili ujść z konfrontacji z nim cało i uniemożliwić mu zdobycie gola. A w zasadzie tylko „Koguty”, wszak ekipie Karanki Szwed strzelił piękną bramkę, której sędzia uznał, a powinien.
Kluczowy piłkarz Romy w ostatnich tygodniach. Belg zapewnił nie tylko jakość i odpowiedni poziom agresji w środku pola, ale do swoich standardowych zadań dorzucił jeszcze strzelenie ważnych bramek, a także całkowicie niekonwencjonalne dryblingi. Dwa gole zza pola karnego to trafienia w derbach z Rzymu (na 2-0), a także jedyny gol w meczu Romy z Milanem. Młotek w nodze. Poniżej możecie zobaczyć za to, jak ośmieszył Lulicia i Immobile. W mediach pojawiają się spekulacje, że Chelsea chętnie wymieniłoby się na niego z Romą, oddając Włochom Fabregasa, lecz- choć Hiszpan też jest w formie – nie wygląda to na biznes życia dla pracodawców Belga.
„Minuta dziewięćdziesiąta ramosowa” wybiła w grudniu dwa razy z rzędu w meczach ligowych i za każdym razem były to bramki kluczowe – na wagę punktu w rywalizacji z FC Barceloną i na wagę trzech w spotkaniu z Deportivo La Coruna. A pamiętamy przecież jego przeszłość, tu nie ma przypadku. Trzeba za wszelką cenę wystrzegać się stałych fragmentów w doliczonych minutach w spotkaniach z Realem. W defensywie miewał już zdecydowanie lepsze miesiące, ale w obliczu tak istotnych osiągnięć pod bramką przeciwników, trochę schodzi to na dalszy plan.
Wyłączając mecz reprezentacji z Rumunią, listopad nie był dla „Lewego” udanym miesiącem, ale w grudniu odbił to sobie z nawiązką. Na początek mecz z Mainz i rzut wolny, który będzie klasykiem komentarza sportowego (drugi gol Roberta w tym spotkania), później poprawka w arcyprestiżowym meczu z Atletico na wagę trzech punktów. No i jeszcze dwa świetne mecze w Bundeslidze, dzięki którym podgonił Aubameyanga i Modeste’a w klasyfikacji strzelców – z Wolfsburgiem (dwa gole), no i z RB Lipsk (gol i asysta). Tylko z Darmstadt – teoretycznie najsłabszym rywalem – wypadł słabiej, ale koledzy dali radę. To co, przeżyjmy to jeszcze raz…
Trochę ciążyła mu łatka najdroższego piłkarza świata, ale chyba już się do niej przyzwyczaił. Wnioskujemy po niesamowitym progresie z ostatnich tygodni, jego gra znów cieszy oczy. Przeciwko Crystal Palace, Sunderlandowi czy Middlesbrough był wręcz genialny (tak, wiemy, że nazwy na kolana nie rzucają), ale na dobrą sprawę w każdym z siedmiu grudniowych meczów Francuz naprawdę dawał radę. Ostatnio podpompował go trochę Jose Mourinho mówiąc, że to już dziś najlepszy pomocnik świata, ale pełnię swoich możliwości pokaże dopiero w przyszłym sezonie. Według Portugalczyka jest tylko jedna przeszkoda na drodze Pogby do Złotej Piłki – strzela za mało goli, co zdaniem menedżera jest jednak słabością plebiscytu, a nie zarzutem pod adresem piłkarza.
Wszyscy rozpisują się o wielkiej przemianie byłego napastnika Atletico. Oczywiście nie bez przyczyny – seria 11 spotkań z rzędu bez żółtej kartki w jego wykonaniu to nie lada wyczyn. W jej czasie wypracował 11 bramek, więc pozytywna historyjka w zasadzie jest gotowa. Teraz nie w głowie mu okazywanie frustracji, kłótnie i chamskie zachowania. Skupia się na golach, asystach, a także na pracy dla zespołu. Ostatnia z tych rzeczy jest kluczowa, bo w maszynce Antonio Conte wszyscy muszą chodzić jak w zegarku, również napastnik, od tego zaczyna się budowanie defensywy, którą tak trudno sforsować. W grudniu w trzech meczach strzelał absolutnie kluczowe bramki, bez niego nie byłoby serii zwycięstw – miesiąc bliski ideału.
Angielskie media co chwilę wypowiadają się na temat tego, że Chilijczyk chce wielkiej podwyżki od władz Arsenalu przy przedłużeniu kontraktu (wygasa za 1,5 sezonu) i trzeba przyznać, że argumentów ma wiele. No i dostarcza nowych z godną pozazdroszczenia regularnością, bo w grudniu zaliczył tylko jeden pusty przelot (czyli mecz bez gola lub asysty). Jest nie do zajechania – taka końcówka roku w jego wykonaniu oznacza, że nie ma w czołowych pięciu ligach Europy kozaka, który wypracowałby więcej goli na tym krajowym froncie. Przy tym wszystkim polot, luz… Idealna puenta dla najlepszego roku w karierze byłego gracza FC Barcelony.
Blady strach padł na Neapol, gdy okazało się, że poważnej kontuzji w meczu reprezentacji doznał Arkadiusz Milik. Błyskawicznie ruszyła giełda z nazwiskami, przez którą przewinęli się między innymi Miroslav Klose, Dimitar Berbatov czy Emmanuel Adebayor. W dodatku następnie Manolo Gabbiadini pokazał, że raczej nie udźwignie tego ciężaru (już w drugim meczu dostał czerwoną kartkę, za którą musiał pauzować, a gole pod nieobecność Polaka strzelił tylko dwa, oba z karnych). I w tych wyjątkowych okolicznościach wykreował się wyjątkowy bohater. Mertens posturą, stylem gry nie przypomina typowego środkowego napastnika, ale sprytu i skuteczności pozazdrościć mogłoby mu wiele świetnych dziewiątek. Ostatnio po prostu wymiata. Gol i asysta w ważnym meczu z Benfiką w Lidze Mistrzów, siedem goli w ciągu siedmiu dni w lidze (3 z Cagliari, 4 z Torino), do tego świetny z Fiorentiną. Na zakończenie tego wspaniałego okresu został wybrany Piłkarzem Roku w Belgii, co w kraju Hazarda, De Bruyne, Courtois i wielu innych indywidualności musi smakować wybornie.
*
Nie publikujemy tym razem klasyfikacji generalnej, niebawem na stronie znajdziecie podsumowanie całego cyklu.