Pierwotnie plan na ostatnie lata kariery Carlosa Teveza zakładał grę dla Boca Juniors – klubu z którego wypłynął na głębokie wody i klubu, który jest mocno zakorzeniony w jego sercu. Pierwotnie, bo gdy do argentyńskiego napastnika odezwali się obrzydliwie bogaci włodarze Shanghai Shenhua, piłkarz zaczął mocno zastanawiać się nad tym, czy jednak nie spróbować kierunku azjatyckiego. Dziś wiemy już, że 32-latek najbliższe kilkanaście miesięcy spędzi nie w Ameryce Łacińskiej, a właśnie w Chinach. I oczywiście – spędzi je zarabiając wręcz nieprzyzwoicie dużo.
Ekipa z Shanghaju to absolutnie jeden z prekursorów jeśli chodzi o wielkie transfery do tamtejszej ligi. Jak dotychczas jednak ściągano owszem, zawodników niezłych i powszechnie znanych, ale ta najwyższa półka była jednak nieco poza zasięgiem. No bo umówmy się – Demba Ba, Obafemi Martins czy nawet Freddy Guarin nijak mają się do takiego zawodnika jak Tevez.
Ta dysproporcja będzie też oczywiście wyczuwalna na papierze – żaden ze wspomnianych nie może nawet marzyć o takich pieniądzach, jakie za dwa lata gry przytuli na konto Argentyńczyk. Prawie 35 milionów funtów za jeden sezon gry uczyni go z miejsca najlepiej zarabiającym piłkarzem na świecie, a gdy nieco dobitniej uświadomimy sobie tempo, w jakim na konto napastnika zacznie wpadać kasa, to nawet przez myśl nam nie przejdzie, by kwestionować jego wybór.
Breaking down Carlos Tevez’s reported wages at Shanghai Shenhua:
£2.86m a month
£660k a week
£94.2k a day
£3.92k an hour
£65 a minute pic.twitter.com/RvmmnH6lLL— Squawka News (@SquawkaNews) 29 grudnia 2016
No dobra, można na upartego się czepiać i wyciągać archiwalne wypowiedzi Teveza, jak na przykład ta z 2010 roku, kiedy mówił: „Jestem zmęczony futbolem, zmęczony ludźmi pracującymi w piłce. Wszystko kręci się teraz wokół pieniędzy, to nie w moim stylu”, ale litości – prawie 100 tysięcy funtów dziennie? Nawet nie chcemy tego przeliczać na złotówki…
32-letni Argentyńczyk trafia więc do ligi, w której, przynajmniej w teorii, powinien kosić równo konkurencję, a całkiem przy okazji ustawi jakieś trzydzieści dwa kolejne pokolenia rodziny Tevezów. No, co jak co, ale o takiej emeryturze to marzy każdy. Nawet jeśli miałaby się ona odbywać kosztem chwilowej separacji z ukochanym klubem.