Maraton z Premier League trwa w najlepsze – jutro co prawda czeka nas przerwa, ale już w piątek piłkarze wracają na boiska, by walczyć o ligowe punkty. Jednak zanim to nastąpi, trzeba było zamknąć 18. kolejkę, konkretnie miał to zrobić Southampton i Tottenham, czyli – patrząc na same firmy – czekało nas naprawdę ciekawe spotkanie. Rzeczywiście, boisko nie zweryfikowało tych planów jakoś szczególnie, wieczór z angielską piłką uważamy za udany.
Bo choćby na pierwszą bramkę w spotkaniu nie trzeba było długo czekać, ledwie kilkadziesiąt sekund i już wynik został otwarty. Przez chwilę myśleliśmy, że pomyliliśmy sporty, van Dijk wyskoczył bowiem tak wysoko, jakby zaraz miał zapakować wsad. Naprawdę, wyglądało to imponująco, a też ostatecznie Holender nie zmienia branży i po prostu główkował na tyle celnie, by pokonać Llorisa. Ostatnie co byśmy wtedy założyli to pomysł, że z obrońcą ktoś wygra w dalszej części meczu pojedynek w powietrzu i jeszcze z tego będzie bramka. A tak się stało – konkretnie zrobił to Dele Alli i wyrównał.
Czy Tottenham zasłużył jakoś specjalnie w tamtym momencie na ten remis? No, nie bardzo. To Święci byli przez pierwsze 20 minut zespołem lepszym, pod bramką Llorisa kotłowało się i bliżej było podwyższenia wyniku, a nie remisu. To jednak futbol i tu zasługi bramek nie strzelają – wystarczyła jedna konkretna akcja Kogutów, rykoszet, przytomność Allego i zabawa zaczęła się od nowa.
Na nieszczęście dla Świętych, do nowego rozdania ekipa Pochettino podeszła już poważniej i to ona zaczęła mieć przewagę w meczu. Może nie było z tego zbyt wielu konkretów, ale bywało, że goście – wbrew zasadom dobrego zachowania – zamykali gospodarzy na własnej połowie. Jeśli fani miejscowych liczyli, że i tym razem futbol zrobi psikusa, przyznając bramkę drużynie będącej w tarapatach, to nic z tego. Niewidoczny do 52. minuty Kane znalazł sobie miejsce po wrzutce z rzutu rożnego i piekielnie precyzyjnym strzałem głową pokonał Forstera.
Trzy bramki, trzy z główki – niezbyt często spotykana statystyka, ale i gole strzelane nogą tego wieczora padały. Nim do tego jednak doszło, arbiter spotkania uznał, że Redmond faulował Allego w polu karnym, więc wyrzucił piłkarza Southampton z boiska i przyznał gościom rzut karny. Do jedenastki podszedł Kane i jeśli van Dijk wyskoczył jak do wsadu, to przy tej okazji napastnik Kogutów zaliczył podwyższenie – piłka poleciała wysoko, wysoko i wciąż czekamy na informacje, czy lądowanie na Marsie przebiegło bez przeszkód. Okej, Kane ma jakieś tam wytłumaczenie…
For those wondering if the penalty spot turf moved… pic.twitter.com/uWB2YGbjbR
— Matthew (@MTTRDDN) 28 grudnia 2016
… ale i tak wyglądało to komicznie.
#harrykane #skiesit https://t.co/VnUADlQsUZ
— Findmeahome (@ESFindmeahome) 28 grudnia 2016
W każdym razie, Tottenham chciał dobić osłabionego rywala i choć na początku miał trochę pecha (poprzeczka Eriksena), to w końcu to się udało. Najpierw Son, potem Alli i Southampton padł na deski. Ważne zwycięstwo bandy Pochettino – skoro czołówka wygrywała, oni musieli zrobić to samo i na trudnym terenie ta sztuka im wyszła.