Jakkolwiek byśmy się starali, o Valencii od kilku ładnych miesięcy nie da się napisać praktycznie nic pozytywnego. Absurdalna polityka transferowa, stale pogłębiający się konflikt kibiców z właścicielami, gra, od której oglądania łupie w krzyżu i – w konsekwencji – absolutnie kompromitujące dla klubu tej rangi 17. miejsce w tabeli. Gdy wydaje się, że tym razem gorzej być już nie może, na powierzchnię za każdym razem wypływają jednak kolejne problemy i skandale.
Niecałe dwa tygodnie temu na konferencji prasowej przed spotkaniem z Realem Sociedad trener Nietoperzy, Cesare Prandelli, postanowił w bardzo ostry sposób skrytykować publicznie swoich zawodników, otwarcie zarzucając im brak zaangażowania, odpowiedniego nastawienia i profesjonalizmu.
„Chciałbym zobaczyć drużynę z charakterem, skorą do poświęceń dla tej koszulki. Zanim zaczniemy mówić o zimowym okienku, chciałbym wiedzieć, kto w ogóle chce w tej drużynie zostać. Kto nie chce – wyjazd! Kto nie ma charakteru, temperamentu i osobowości, kto nie czuje miłości do tego klubu – wyjazd! Zdaję sobie sprawę, że to poważne oskarżenia z mojej strony, ale to samo powiedziałem już także moim zawodnikom. Problemem nie jest 4-4-2 czy 4-3-3. To nie kwestia taktyki, ani tego, kto gra, a kto nie. To problem związany z brakiem nastawienia, powagi i profesjonalizmu. To nie jest także kwestia dwóch ostatnich miesięcy, lecz dwóch lat”, stwierdził.
Jeśli Włoch chciał tym przemówieniem w jakiś sposób wstrząsnąć drużyną i przemówić jej do rozsądku, to niestety, ale chyba nie wyszło. Nie dość, że Valencia odnotowała kolejną porażkę (2:3), to na domiar złego jedynie jeszcze bardziej potwierdziło się to, o czym mówił Prandelli – że jego graczom zdecydowanie brakuje należytego podejścia.
Pamiętacie, jak jakiś czas temu pisaliśmy o tym, jak nawalony Wayne Rooney po zgrupowaniu kadry wkręcił się na wesele do nieznajomych ludzi? Cóż, przedwczoraj w jeszcze bardziej idiotyczny sposób w jednej z dyskotek postanowił strzelić sobie w stopę drugi kapitan „Los Ches”, Dani Parejo. Choć akurat wychowanek Realu Madryt w tym sezonie na tle reszty kolegów z zespołu często sprawia wrażenie jednookiego wśród ślepców, ostatnio błysnął głupotą, która jedynie utwierdza nas w przekonaniu, że z rozdawaniem piłkarskich Darwinów mimo wszystko warto zaczekać do końca roku. Wszystko za sprawą nagrania z suto zakrapianej imprezy, które – jakżeby inaczej – bardzo szybko wyciekło do sieci.
„Zobacz, jak gra, Prandelli, zobacz, jak on gra. To najlepsze, co ma teraz Valencia. Sram na twoich zmarłych bliskich!”, wykrzykuje do kamery jegomość, z którym Parejo zdążył się najwidoczniej mocno zaprzyjaźnić podczas zabawy. Warto zauważyć, że wyraźnie naoliwiony na filmiku pomocnik nawet nie udawał, iż w jakikolwiek zależy mu na zachowaniu anonimowości czy bronieniu dobrego imienia szkoleniowca. Przeciwnie – roztańczony i z błogim uśmiechem na twarzy wsłuchiwał się w obelgi rzucane w kierunku swojego trenera. Druga opcja – był tak pijany, że nawet nie zdążył zorientować się, iż jest nagrywany. Trzeba jednak powiedzieć sobie jasno – mamy w tym przypadku do czynienia z ciemniactwem posuniętym do granic możliwości. Podobny wyskok – tym bardziej w sytuacji, w której znajduje się obecnie Valencia – trudno bowiem jakkolwiek w logiczny sposób wyjaśnić.
Gdy do Parejo doszło to, co się wydarzyło, postanowił oczywiście czym prędzej przeprosić za swoje zachowanie. „Żałuję z powodu obrazków, które ukazały się w sieci, ponieważ są one niestosowne. Jedyne, co mi pozostało, to poprosić o wybaczenie kibiców, klub i kolegów z drużyny. Nie chcę traktować tego jako wymówkę, ale do zdarzenia doszło w moim czasie wolnym, na następny dzień nie zaplanowano treningu. Chcę również zaznaczyć, że nie wiem, kim jest człowiek, który znajduje się ze mną na nagraniu. Niesamowicie żałuję tego, co się stało”, napisał na Twitterze gracz Valencii.
Tak czy owak, mamy dziwne przeczucie, że tłumaczenie swojego wybryku argumentami o „czasie wolnym” i nieznajomości delikwenta wykrzykującego obraźliwe hasła w kierunku trenera – szczególnie wśród sfrustrowanych ostatnimi wynikami kibiców – może mimo wszystko nie przejść. „Filmik sam w sobie stanowi najlepszy komentarz. Nie chcę odnosić się do tego nagrania. Martwi mnie jedynie wrażenie, które po sobie pozostawił Parejo jako człowiek, którego zawsze chciałbym bronić. Zawodnik może czasami zachować się w naganny sposób, jednak mężczyźni zawsze powinni dbać o swoją godność”, odniósł się do całej sprawy Prandelli, który nie powołał pomocnika na rewanżowe spotkanie Pucharu Króla z Leganés.