Reklama

Oszukać przeznaczenie po krakowsku

redakcja

Autor:redakcja

10 grudnia 2016, 23:22 • 3 min czytania 0 komentarzy

Zasnąłeś w pracy, ale okazało się, że twój przełożony też wczoraj zachlał i dał ci w zamian podwyżkę. Złamałeś rękę, ale przy okazji wyrwałeś pielęgniarkę – córkę milionera. Uderzyłeś przeciwnika z pięści, a mimo to zostałeś na boisku, a później strzeliłeś gola na wagę wyrównania. Oto trzy szybkie przykłady, jak można oszukać przeznaczenie. Trzeci z nich miał dziś okazję przeżyć Krzysztof Piątek.

Oszukać przeznaczenie po krakowsku

Jak to w przypadku derbów bywa – piłka zeszła dziś na drugi plan a za akcję meczu musimy uznać naparzankę, do jakiej doszło między piłkarzami. Sadlok szarpał się na skraju pola karnego z Piątkiem (twarda gra, ale wszystko w ramach przepisów), aż młodszy z pary stracił cierpliwość (głowę?) i postanowił samemu wymierzyć sprawiedliwość, odruchowo wymierzając rywalowi cios z pięści. Niby nie trafił w twarz, a gdzieś w szyje, ale i tak wyrok w tej sprawie mógł być tylko jeden – czerwona kartka. Z racji, że Piątka karcić chciał jeszcze Popović (powalił go ciosem zwrotnym), czerwieni powinniśmy oglądać więcej. Kto wie, może i mógłby się jeszcze załapać Deleu, który nabiegł na tłum i chciał kogoś utrafić, ale nie bardzo mu to wyszło, a może i nawet surowsza kara należała się podduszającemu później Brazylijczyka Sadlokowi.

Sędzia po tej regularnej bitwie pokazał jednak tylko żółtą Piątkowi i żółtą Sadlokowi.

???

???

Reklama

???

Nic z tego nie kumamy.

Takim sposobem pan Kwiatkowski zafundował nam niemałą zagadkę. No bo jak tu teraz ocenić Piątka? Co, dać mu jedynkę? Gdyby sędzia nie wyrzucił go z boiska, pewnie nie mielibyśmy najmniejszych skrupułów. Ale przecież został, przecież obrócił szalę meczu wykorzystując asystę Jovicia. Coś koło siódemki, jak na bohatera przystało? Ekhem, no też raczej nie. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na trójkę. Uznajmy, że w momencie uderzania Sadloka notą wyjściową Piątka była bańka, a ten chwilę później ją sobie podwyższył.

Wracając do meczu – kości trzeszczały w Krakowie aż miło. Walka, wślizgi, wysokie tempo – bardzo dobrze się to oglądało. Na tyle dobrze, że nie mamy pojęcia, na kogo byśmy wskazali, gdybyśmy mieli odtrąbić remis ze “wskazaniem” (biorąc pod uwagę samą grę, bo przy sprawiedliwym przebiegu meczu, Cracovia nie powinna strzelić bramki). Niby Cracovia atakowała częściej, ale to Wisła grała mądrzej. To jednak “Pasy” miały sytuacje, po których mogą pluć sobie w brodę. Pierwsza – ta, gdy po fantastycznej akcji Deleu i Wójcickiego Piątka uprzedził Załuska. Druga – zmarnowane sam na sam Budzińskiego (znów kluczowe podanie Jovicia).

Wisła? No cóż, też w doliczonym czasie gry stworzyła sobie sytuację, która mogła przesądzić sprawę. Małecki zakręcił Deleu jak – nie przymierzając – Neymar skarbówką, natomiast Brlek nie potrafił przyjąć sobie piłki, co przełożyło się potem na skuteczne (a w zasadzie nieskuteczne) uderzenie. Ale do Chorwata nikt w Krakowie nie będzie miał po tym wieczorze pretensji. To w końcu on otworzył wynik kapitalnym strzałem (poprzedzonym wygranym przez Boguskiego pojedynkiem główkowym z Covilo!). Naprawdę kapitalnym – gdyby nie dzisiejszy gol Wlazło, zapewne właśnie byśmy zapętlali tego spadającego liścia. Musimy jednak nieco zmartwić Brleka – bardziej niż jego gola, zapamiętamy po tym meczu jedną wielką naparzankę.

Swoją drogą tydzień temu odbyła się w Krakowie walka Pudzian – Popek, ale – paradoksalnie – to dopiero dziś można było oglądać tam prawdziwe sporty walki. Derby!

Reklama

FpZ1zV9

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...