Jacek Magiera miał opinię kogoś, kto nie pasuje do piłkarskiego środowiska. No to mamy w soczewce nasze rodzime bagienko, wytłumaczenie dlaczego polska piłka przez lata się staczała, skoro ktoś tak wartościowy był uznawany za kosmitę.
Ktoś, czyli kto? Człowiek, który wymaga przede wszystkim od siebie. Człowiek, którego nie interesuje gdybanie, który nie wierzy w fart, który gardzi minimalizmem. Po wejściu do szatni nie rzuca krzesłem o drzwi celem wzbudzenia autorytetu, tylko rozdaje książki. Nie tylko wie, że trzeba ciężko pracować, ale też zadaje nieustannie pytanie o to JAK efektywnie pracować. Doskonale zdaje sobie sprawę, że jego poleceń nie wykonują roboty, tylko ludzie z krwi i kości, mający swoje problemy, wzloty i upadki.
Człowiek, który ma tak spójną filozofię działania, tak inteligentną, głęboko zakorzenioną we wszystkim co robi, że jest to nie tyle imponujące, co inspirujące.
Cierpliwość, konsekwencja, opanowanie, ciężka praca, innowacje, samodyscyplina, perfekcjonizm, pasja, wiara wytrwałość – to zasady, które według mnie stoją za Magierą. W jak wielkim stopniu stały przekrojowo za polską piłką odkąd Magiera w niej funkcjonuje, czyli umownie od 1993, skąd pochodzi najstarszy z nim wywiad?
***
Jeśli małe rzeczy robisz dobrze, to wielkie też nie będą problemem.
Na takie motto JM można natrafić. Jedno z wielu.
.***
– Oprócz piłki…
– Pozostałą część życia wypełnia mi nauka. Uczę się w Technikum Hutniczym. Chciałem przy okazji podziękować moim nauczycielom za wyrozumiałość. Trenuję razem z seniorami siedem razy w tygodniu i nie mam wolnego czasu.
Źródło: MAGIERA: CHCIAŁBYM BYĆ WIELKIM PIŁKARZEM. DZIENNIK CZĘSTOCHOWSKI, 1993.
***
– W ubiegłym roku nie miałeś zbyt wiele czasu dla siebie. Czy czujesz się zmęczony?
Faktycznie, w pewnym momencie miałem dość piłki. Przez cały rok poza domem spędziłem aż 105 dni, a w czasie wakacji byłem w Częstochowie jedynie 6 dni. Na szczęście trener Dobosz dal mi odpocząć. Kiedy przyszedłem do klubu, to ciężko się było przyzwyczaić do codziennych treningów, meczów. Czasami myślałem, żeby dać sobie spokój. Teraz z przyjemnością chodzę na zajęcia. Ja po prostu lubię piłkę nożną. Kiedy jeszcze spojrzę na medale, to dostaję dodatkowych sił. Kiedyś mieliśmy spotkanie z trenerem Piechniczkiem, który powiedział, że zna tylko jeden słuszny kod piłkarski: 4-7-12. Oznacza to treningi przez 4 godziny dziennie, 7 dni w tygodniu przez 12 miesięcy w roku. Myślę, ze to naprawdę jedyna metoda, aby do czegoś dojść.
Źródło: JA PO PROSTU LUBIĘ GRAĆ W PIŁKĘ. PIOTR TOBOREK, 1993.
***
Po co piłkarzowi studia wyższe?
Są potrzebne, jak każdemu innemu człowiekowi. Kiedy zaczynałem studia w 1997 roku, powiedziałem sobie, że skończę je za wszelką cenę. Jak już coś zaczynam robić, to staram się doprowadzić to do końca, i dobrze. W piłkę nie gra się całe życie. Po zakończeniu kariery chcę zostać trenerem, ale… nigdy nie wiadomo. Historię lubiłem od zawsze, ale miałem na niej zajęcia i z psychologii, pedagogiki. Jestem przygotowany na kontakty z młodszymi i starszymi od siebie.
Studia nie przeszkadzały w karierze?
– Bardzo przeszkadzały. Żeby nigdy nie być zmuszonym wybierać: futbol albo historia, kierowałem się słowami brata. Marek powiedział: “Pamiętaj, to nie wyścigi. Studiuj powoli, ale sumiennie”. No i pamiętałem. Nauka trwała osiem lat, powtarzałem drugi i trzeci rok. Miałem też roczny urlop dziekański. Ale szczęśliwie doprowadziłem wszystko do końca. Było ciężko. Bywało że po rannym treningu jechałem do Częstochowy na konsultacje i spotkania na uczelni, wracałem wieczorem, rano znów na trening i potem znowu do Częstochowy. Nerwów i stresu było dużo. Przez te osiem lat nie było obozu, na którym nie miałbym książek. Inni grali na playstation, w ping-ponga, czytali gazety, chodzili na spacery – a ja siedziałem w pokoju i wkuwałem. Inni spali dwie godziny, ja jedną… Nadrabiałem zaległości.
Źródło: MAGIERA: STUDIA SĄ POTRZEBNE. GW, 2005.
***
Wiele osób pyta mnie, dlaczego akurat Historia? Przecież chcę być trenerem?! Wcześniej chciałem podjąć studia na AWF, ale stwierdziłem, że wykształcenie trenerskie zdobędę przez lata praktyki, podpatrywania oraz kurs na popularnej “Kuleszówce”. Trener powinien być dobrym psychologiem, wychowawcą, znać elementy filozofii. Całe to przygotowanie mogę zdobyć na tymże kierunku. Zresztą przypadek Czesława Michniewicza tylko potwierdza moją teorię.
Czyli klamka już zapadła. Będzie Pan trenerem.
Nie można tak postawić sprawy. Zrobię wszystko, aby zostać trenerem. Mam pewne plany, cele życiowe i staram się je realizować. Tak samo jest z zawodem szkoleniowca. Od 1998 roku notuję przebieg mikrocykli treningowych, zapisuję uwagi taktyczne. Gdyby jednak nie powiodło mi się w tym zawodzie, koniecznie chcę zostać przy sporcie. Może w innej roli…
Źródło: ANIELSKA CIERPLIWOŚĆ. CANAL+, 2005.
***
Kiedyś jeden z moich kolegów zwrócił mi uwagę, że w trakcie meczu za mało opieprzam zawodników. Odpowiedziałem, że nie pracuję z baranami, tylko z inteligentnymi ludźmi. Na nich nie trzeba się drzeć.
Źródło: MAGIERA: OSTATNI ROK DAŁ MI TROCHĘ W KOŚĆ. NA SIŁĘ SZUKAŁEM W SOBIE INSPIRACJI. 2015, WESZŁO
***
To dlatego można było spotkać pana po treningu na boisku Agrykoli, biegającego między dzieciakami?
Jak czułem, że zatraciłem trochę pewności siebie i nie potrafię minąć rówieśnika, to szedłem na zajęcia dla 12-latków. Żaden wstyd. Dla nich radocha, dla mnie też. Kiwałem się, strzelałem, cały czas miałem kontakt z piłką. Wiedziałem, czego chcę. Dawno temu zapisałem sobie cele, ja w sumie prawie wszystko sobie zapisuję od jakichś 25 lat.
Źródło: JACEK MAGIERA, JAKIEGO NA PEWNO NIE ZNACIE. 2014, WESZŁO.
***
Nigdy nie miałem przesadnie wielkiego talentu. Ja miałem tylko talent do pracy i dużo samodyscypliny. Wszyscy widzą tylko sukcesy, a nikt nie zwraca uwagi na to, ile pracy kosztuje dojście na ten szczyt. I dziś siedzimy sobie tutaj, pijemy kawkę i sympatycznie rozmawiamy o tym, co kocham, ale ci, którzy kiedyś byli lepsi ode mnie, od rana wykładają palety z wodą w jakimś supermarkecie albo zasuwają na budowie. Nie zrealizowali marzeń, bo nie mieli w sobie tego, co najważniejsze: świadomości, która – jeszcze raz powtórzę – jest bardzo ważna.
Źródło: MAGIERA: OSTATNI ROK DAŁ MI TROCHĘ W KOŚĆ. NA SIŁĘ SZUKAŁEM W SOBIE INSPIRACJI. 2015, WESZŁO
***
Od kilku dni wiadomo, że został pan szkoleniowcem rezerw Legii. Ci zawodnicy powinni przeczytać ten wywiad?
Nie zaszkodzi im, choć do czytania dostali ode mnie coś dłuższego. Może to zabrzmi śmiesznie, ale kiedyś od bardzo dobrego kolegi otrzymałem książkę. Trochę bajka, lecz z niesamowitym przesłaniem, które powinno wskazać tym chłopakom, w jaki sposób pokierować swoją karierą i życiem.
Jaki tytuł?
„Szczęście czy fart”. Szukałem jej dosłownie wszędzie, jak byłem w jakimś mieście chodziłem do księgarni i nic. Żona kiedyś znalazła jeden egzemplarz i dała mi na urodziny. Jako że miałem tylko jeden, postanowiłem przepisać.
Jak to przepisać? Przepisywać to można na klasówce (śmiech).
Ja nigdy nie przepisywałem na klasówkach, a tej książki wyszło mi na komputerze dokładnie 78 stron A4 – miesiąc przepisywałem, normalnie jest tych stron 104, bo książka rozmiarowo mniejsza. Poszukałem ilustracji i każdy z nich dostał. Wydrukowałem 37 sztuk i oprawiłem w introligatorni. Trzeba się poświęcić, żeby ktoś miał lepiej. Dla mnie ważne jest, żeby zawsze pozostali sobą.
Źródło: JACEK MAGIERA, JAKIEGO NA PEWNO NIE ZNACIE. 2014, WESZŁO.
***
Zastanawiam się co koledzy z szatni musieli myśleć o panu Jacku, gdy szedł kopać z dwunastolatkami. A przecież w tym pozornym szaleństwie jest metoda. Strzelisz raz, drugi, trzeci, pokiwasz – odzyskasz radość z gry, pewność siebie i wiarę w umiejętności. To proste jak drut, tylko, że nieszablonowe.
Jak cały trener Magiera. Wiele można z powyższych wycinków wyjąć. Wiarę w zawodników. Pracowitość od najmłodszych lat, niezwykłą nie tylko wytrwałość w dążeniu do celu, ale świadomość celu – ćwierć wieku notatek, brak słów.
Ale do mnie najbardziej przemawia sytuacja z książką. Najpierw tropił “Szczęście czy fart”. Jak udało się zdobyć jeden egzemplarz, a chciał zawartą w książce wiedzę przekazać podopiecznym, to siadł w domu i ją przepisał, potem oprawił, przekazał w szatni. Ile tu determinacji, by zaszczepić coś dobrego swoim – było nie było – uczniom! Ile naddatku, bo przecież powiedzieć, że to był trud nieobowiązkowy, to nic nie powiedzieć.
Ciekawe ilu w szatni w momencie wręczania książki spojrzało na niego jak na dziwaka.
Ciekawe ilu rzuciło książką Triasa de Bes Fernando i Alexa Rovira Celmy w kąt.
Ciekawe ilu nawet zajrzało do środka, ale jak zobaczyło, że na stronach pojawia się Merlin, Zakazany Las, gnom, rycerze i Czarodziejska Koniczyna, zaczęło się śmiać, bo nie mieściło im się w głowie, że taka bajkowa sceneria może im opowiedzieć coś istotnego.
Ja wczoraj po sukcesie Legii wg. Jacka Magiery przeczytałem “Szczęście czy fart” od deski do deski. Jestem bardzo wyczulony na pseudocoachingowe książki, wszelkie “Poznaj sens życia w pięć minut”, “Znajdź szczęście czekając na autobus”, wszelkich Grzesiaków, motywatorów od siedmiu boleści. Ale ta książka, którą ktoś lekkomyślny mógłby spróbować dołączyć do powyższego zbioru, do nich nie należy. Z dużą ostrożnością podchodzę do lektury, która na kilkudziesięciu stronach chce zdradzić sekrety szczęścia, ale muszę jej przyznać: jest po prostu mądra.
Przyjrzałem się jej tym uważniej, bo przejawia się od ładnych kilku lat przez wszystkie wywiady z trenerem, uznałem, że być może w niej tkwi sedno jego filozofii, a teraz – miejmy nadzieję – również filozofii Legii.
Po lekturze jestem pewien, że tak właśnie jest.
Daruję wam metaforyczną osnowę baśni, która jest tylko środkiem do celu – skupmy się na konkretach.
Fart istnieje, znalezienie dychy na podjeździe to fart. Szczęście to coś, na co się pracuje, szczęście to stworzenie odpowiednich warunków, własnego ładu, który przyniesie sukces. Kilka cytatów, które dam wam pogląd:
Nie wiesz, że osiągasz nowe rzeczy tylko wtedy, kiedy robisz nowe rzeczy? Jeśli gleba się nie zmieni, wszystko zostanie po staremu.
Zdawał sobie sprawę, że naprawdę liczy się znajomość takich rzeczy, których nie znają inni. Wiedział, że często kluczowe elementy kryją się w drobnych szczegółach. Na pytanie: „Co jest pozornie niezbędne, ale niezastąpione?” nigdy nie ma oczywistej odpowiedzi.
Stwarzanie nowych warunków dla szczęścia nie oznacza szukania tylko własnej korzyści. Łatwiej stworzyć nowe warunki, pomagając innym.
Zdarza się, że szczęście nie sprzyja, nawet w pozornie odpowiednich warunkach. Szukaj w drobnych szczegółach czynników pozornie niepotrzebnych, lecz niezbędnych do stworzenia naprawdę odpowiednich warunków.
— A kiedy zamierzasz urzeczywistnić swoje marzenia?
— zapytał mistrz ucznia.
— Kiedy znajdę okazję
— odpowiedział uczeń.
Ale mistrz oświadczył:
— Okazja nigdy się nie pojawia, okazja już tu jest.
Książka to pochwała pracowitości, ale wnikliwej, by wiedzieć w co ręce włożyć, a nie biegać z taczką dla sameo biegania. Pochwała samodzielności, zachęta do brania życia za łeb. Decydowania o własnym losie, bo inaczej zdecydują o tym inni. To front walki z okładaniem wszystkiego na świętego nigdy, to front walki z wymówkami. Jest wiele o szacunku do innych, o tym jak czasem rozwiążesz problem tylko, jeśli rozwiążesz czyjś (jak to może zagrać w szatni na linii trener – piłkarz, nie trzeba mówić).
Zawsze warto zadać pytanie: co mogę zrobić, by było jeszcze lepiej. Nigdy takie pytanie nie jest głupie, zawsze też znajdziesz odpowiedź, zawsze znajdziesz sam pożyteczną wskazówkę. Na swój sposób można to określić tak: szklanka zawsze jest w połowie pełna. Doceniamy to, co jest. Mamy wielką motywację, by napełnić ją po brzeg, zarazem… powiększając nieustannie samą szklankę.
Czy nie widzimy podobnej mentalności u Roberta Lewandowskiego, którego cały czas kręci wyścig z samym sobą, który ma nieustanny głód bycia lepszym i w wieku 28 lat stara się być specjalistą od rzutów wolnych? O tym jakie to szczęście dla polskiej piłki, że akurat Robert ze swoją wzorową mentalnością jest idolem dla wszystkich dzieciaków kopiących futbolówkę nad Wisłą, napisano już wiele. Dla kibiców Legii fakt, że Jacek Magiera ma – w mojej opinii – dokładnie ten sam rys charakterologiczny, powinien być powodem do optymizmu jeszcze większym, niż wczorajsze 1:0 ze Sportingiem.
Takich ludzi potrzeba polskiej piłce. Przez lata mieliśmy fatalne proporcje w środowisku – przypominam, że Robert mało nie zerwał z piłką, a przebijał się na powierzchnię przez alkoholową szatnię działającej wokół “nie pijesz to kapujesz”. Jacek Magiera był uważany za kosmitę bez charyzmy, za miękkiego, bo przecież trener musi umieć zrobić “ura bura”.
Wyniki kadry swoją drogą, sukces Legii w Lidze Mistrzów swoją drogą, nasz awans rankingowy swoją. Ale najbardziej o tym, że polska piłka zmierza we właściwym kierunku, przekonuje mnie wzrost znaczenia takich postaci jak Lewandowski i Magiera. Nastały czasy, gdzie są wzorcami, a nie – uwaga, tak w przewrotny sposób – czarnymi owcami.
Leszek Milewski