– Był taki moment, że w czasie treningów ból w kolanie wracał. Nie było dobrze, ale jest zdecydowanie lepiej. Widać postęp. Jesteśmy tak umówieni, że Ivica ma pracować na pełnych obrotach do końca roku. Przygotowania do drugiej części sezonu rozpoczynamy 9 stycznia, wtedy ma być gotowy do podjęcia walki o miejsce w składzie. Jeżeli się tak nie stanie, a uraz będzie się odnawiał, to się rozstaniemy. Wszyscy mieliśmy tego świadomość jeszcze przed podpisaniem umowy. On też. Mimo wszystko po ostatnich dniach jestem optymistą. To takie światełko w tunelu – mówi w “Przeglądzie Sportowym” prezes Wisły Płock, powoli tracący cierpliwość do Ivicy Vrdoljaka.
FAKT
Na nich, Polsko – nawołuje tabloid do młodzieżówki, która w MME zagra ze Słowacją, Szwecją i Anglią.
Brakuje mi zimnej krwi – ocenia Bartosz Bereszyński.
Ostatnie tygodnie są dla Bartosza Bereszyńskiego bardzo udane. Zawodnik Legii dzięki dobrej grze w klubie zasłużył na szansę od selekcjonera kadry Adama Nawałki. (…) Poza boiskiem wielkim wsparciem dla legionisty jest jego partnerka Maja. – Walczę przy niej z porywczością, choćby w kuchni. Podczas gotowania bywam bardzo nerwowy, co najczęściej widzi właśnie ona. Gotuję coś przez godzinę, po czym stwierdzam, że wyszło źle, wkurzam się, wylewam i oświadczam, że idziemy coś zjeść na mieście – śmieje się „Bereś”.
Dalej:
– Ultimatum dla Vrdoljaka. Jeśli w ciągu dwóch miesięcy nie rozpocznie treningów z Wisłą Płock, będzie musiał odejść
– Szef wściekły na Stępińskiego. Waldemar Kita, prezes Nantes, po najwyższej domowej porażce w historii – 0:6 z Lyonem – przez kilkanaście minut krzyczał na piłkarzy
– Smuda za dziesięć dni wróci z wakacji w Meksyku. Możliwe, że prosto do Górnika Łęczna
– Aankour do klubu jeździ na hulajnodze
Augusto odcięty od bliskich przez terrorystów.
Takiego strachu naje się swoim życiu niewielu z nas i… chyba dobrze. Portugalski obrońca Śląska Augusto w zeszłym roku bał się o zdrowie swojej dopiero co narodzonej córeczki, nie tylko dlatego, że przyszła na świat za wcześnie. Kiedy dziecko wraz z żoną piłkarza leżało w szpitalu w centrum Paryża, w położonej niedaleko hali Bataclan muzułmańscy fanatycy strzelali do ludzi.
GAZETA WYBORCZA
Kto faworytem El Clasico? Przepytywany jest Jerzy Dudek.
W kwietniu przed poprzednim klasykiem na Camp Nou zwracał pan uwagę, że różnica między Barceloną i Realem dawno nie była aż tak wyraźna. Tymczasem mecz zakończył się wygraną Królewskich, którzy w sobotę wrócą do Barcelony z sześcioma punktami przewagi w lidze hiszpańskiej. Szybko się pozmieniało.
– Byłoby jeszcze zbyt pochopne ogłaszanie, że Zinédine Zidane jest dla Realu tym, kim był Pep Guardiola dla Barcelony. Ale początek ma świetny. Po pół roku świętował triumf w Lidze Mistrzów. Potrafił znaleźć sposób na wykorzystanie potencjału drużyny, jest chemia między nim, piłkarzami i kibicami, co na Santiago Bernabéu jest wyjątkowo trudne do osiągnięcia ze względu na skalę wymagań. Real ma swoje kłopoty, ale jest pragmatyczny. Nie przegrał 32 kolejnych meczów. W tym sezonie zachowuje status niepokonanego jako jedyny w wielkich ligach Europy. Kiedy gra dobrze, wygrywa 3:0, kiedy gra słabiej 2:1. Ma kłopoty z intensywnością, czasem w kwadrans roznosi rywala, by potem przez 75 minut człapać.
Ale to wszystko, co wiemy i mówimy o Królewskich, może się mieć nijak do klasyku. Bo to wydarzenie osobne. Wystarczy spojrzeć na notowania bukmacherów, oni stawiają na Barcelonę, mimo że tak słabo zagrała w ostatnim meczu w San Sebastian. Wszyscy zakładamy jednak, że w sobotę zobaczymy zupełnie inną twarz Katalończyków.
SUPER EXPRESS
Jaka piękna ta Legia – rzuca Superak. Tekstu nie ma sensu czytać, można natomiast obejrzeć sobie zdjęcia życiowych partnerek legionistów.
Oswoiłem dzikie zwierzątko – mówi Wojciech Szczęsny o Marinie.
To Wojtek pierwszy zadzwonił – opowiada Marina Łuczenko-Szczęsna (27 l.). – Znalazł mnie i zabiegał o kontakt. Mieszkałam wtedy w Ameryce. – A ja w Londynie – dodaje Wojciech Szczęsny (26 l.). – Marne szanse, żebyśmy spotkali się gdzieś przypadkiem. Musiałem wziąć więc sprawy w swoje ręce – śmieje się bramkarz AS Roma. Od pół roku są małżeństwem. Teraz w wywiadzie dla magazynu “VIVA” opowiedzieli, jak połączyła ich miłość. Zaczęło się od… fotografii w internecie. – Zobaczyłem zdjęcie Mariny. Okropnie mi się spodobała, zastanawiałem się, jak zdobyć jej numer telefonu. Jakoś mi się to udało. Trochę jednak musiałem o nią powalczyć. Nie ukrywam tego – zdradza Wojtek. Marina na początku… nie miała pojęcia, kim jest Szczęsny. To dlatego, że zupełnie nie interesowała się sportem. – Wydzwaniał do mnie jakiś Wojtek Szczęsny. “Czy to TEN Wojtek Szczęsny?”, pytały koleżanki. “Jaki Wojtek?”. “No, ten sportowiec, bramkarz” – opowiada Marina.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Na start rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem i… bardzo dobra informacja w kontekście MME.
Czy reprezentację Polski na ten turniej wzmocnią piłkarze grający w kadrze Adama Nawałki?
Od każdego z nich mam deklarację, że chcą grać w tym turnieju. Kariera piłkarska jest krótka. Każdy chce w jej trakcie wygrać coś ze swoją reprezentacją. Nawet jeśli jest to kadra U-21. Dla Piotra Zielińskiego, Arkadiusza Milika, Bartosza Kapustki czy Pawła Dawidowicza to coś bardzo atrakcyjnego. Wszyscy zapewniają, że tylko czekają na to, by wystąpić w turnieju mistrzowskim przed własną publicznością. Pamiętajmy, że każdy z nich wiele zawdzięcza trenerowi Dornie. Gdzie rozwinął się Milik, jak nie u tego selekcjonera? Gdy miał dziewiętnaście lat, był królem strzelców poprzedniej edycji eliminacji, a drużynę prowadził Dorna. U innych było podobnie. Dlatego wszyscy będą palić się do gry.
Legia i Lech uporały się z kryzysem. Wkrótce odjadą stawce?
W Legii i Lechu impulsem do pozytywnego przełomu były zmiany trenerów. – Przed przyjściem Nenada Bjelicy wszyscy wyliczali problemy Lecha. Że nie ma napastników albo że nie będzie wygrywać bez Szymona Pawłowskiego. Teraz nagle wszystko zrobiło się na tak – mówi Maciej Murawski, dziś ekspert, a kiedyś – podobnie jak Podbrożny – piłkarz Lecha oraz Legii. – Gole znowu zaczął strzelać Dawid Kownacki, a jeszcze skuteczniejszy od niego jest Marcin Robak, który w lidze do gry wchodzi z ławki. A przecież ci piłkarze w Lechu byli też w poprzednim sezonie. Tylko że jeden szukał formy, a drugi leczył kontuzję. Wreszcie wszystko zagrało. Lech dobrze sobie radzi nawet bez Pawłowskiego, co wcześniej było nie do wyobrażenia. Formę złapali Jevtić, Majewski, Kadar, Arajuuri – wylicza Murawski. – Nie znam od środka warsztatu trenera Bjelicy, ale trzeba mu oddać, że pozytywnie odmienił zespół – przyznaje Krzysztof Pawlak, choć pamięta, że Chorwat zastąpił Jana Urbana, czyli jego kolegę z dawnych czasów w reprezentacji Polski (grali razem m.in. na mundialu w Meksyku). – Za Bjelicy piłkarze mocniej zaczęli pracować na treningach. Grałem przeciwko niemu jeszcze w Bundeslidze i wiem, że lubi niemiecką filozofię futbolu, kult ciężkiej pracy. Na początku piłkarze mogli to odczuć, lecz potem przyszły pozytywne efekty. Piłkarze wskoczyli na wyższy poziom – dodaje Murawski.
Przed meczem Jagi z Lechem dziennik rozmawia z wychowankami obu klubów, którzy przeszli do historii. Tomasz Frankowski i Artur Wichniarek.
Panowie, na meczach swoich byłych klubów bywacie, lecz dziś nie korzystają one z waszego wizerunku czy doświadczenia. Dlaczego?
Artur Wichniarek: Być może dlatego, że nie do końca kojarzę się piłkarskiemu kibicowi z Lechem. Owszem, jestem jego wychowankiem, lecz jeszcze jako młody chłopak wyjechałem z Poznania. Wróciłem po latach, tylko na moment. Uważam, że jestem bardziej kojarzony z Widzewem Łódź, w którym się wybiłem. Szczerze powiedziawszy dla mnie Tomek Frankowski to bardziej były piłkarz Wisły Kraków, niż Jagiellonii. Ale w Niemczech, w mniejszych klubach byli, rozpoznawalni piłkarze też nie zawsze zostają „twarzą” klubu. W Arminii Bielefeld swój najlepszy czas w karierze spędził Bruno Labbadia, lecz zajmuje się czymś innym. Z Lechem na pewno bardziej ode mnie kojarzą się Piotrek Reiss czy Andrzej Juskowiak. Absolutnie nie mam do nikogo żalu. Jeśli ktoś zwróci się do mnie z prośbą o pomoc – nie ma sprawy, na przykład jeśli chodzi o kontakty na dobrze mi znanym rynku niemieckim. Trenerom młodzieży z Piasta Gliwice pomogłem zorganizować staż w Ingolstadt. Uczyć się od lepszych to żaden wstyd.
Tomasz Frankowski: Jagiellonia nie ma tak wielu wychowanków, jak Lech, którzy szerzej zaistnieli w piłce, lecz kilkunastu spokojnie można się doliczyć. Rzeczywiście, z klubem związani są jedynie Samuel Tomar prowadzący młodzież i Dariusz Bayer, trener rezerw. Dwa razy rozmawiałem z szefami „Jagi” o ewentualnej współpracy, ale rozmowy jakoś nie dobrnęły do końca. Myślę, że żadna ze stron nie ma wobec siebie najmniejszych pretensji. Kto wie, może w przyszłości się uda? Poza tym w tym momencie funkcję dyrektora sportowego z powodzeniem sprawuje prezes Czarek Kulesza. On i pozostali współwłaściciele klubu od kilku lat podążają ścieżką sukcesu i uważam, że dzisiaj są gotowi na to, by ich klub walczył o mistrzostwo Polski. Ja mam tyle różnych zajęć, że nie znam słowa nuda. Co do Artura to też bardziej traktuję go jako byłego piłkarza Widzewa. Gdy ja byłem w Wiśle to rywalizowaliśmy z jego Widzewem.
Co ze zdrowiem Ivicy Vrdoljaka?
Na spotkaniu z kibicami, które odbyło się w poprzednim tygodniu, trener Marcin Kaczmarek mówił: – Jeżeli Ivica będzie gotowy do gry w styczniu, to wtedy będzie miał kontrakt na niezłym poziomie. Jeżeli nie, to sprawa jest prosta do rozwiązania. Nie do końca wygląda to tak, jakby chciał tego on sam. Podobnie jest z naszej strony, bo nie owijamy w bawełnę, że jest idealnie. Cały czas czekamy na moment przełomu. Wygląda na to, że ten nadszedł. Defensywny pomocnik poczuł się na tyle dobrze, że ćwiczy z drużyną bez taryfy ulgowej. Ile więc trzeba będzie jeszcze czekać na premierowy występ byłego legionisty w koszulce Wisły? – Był taki moment, że w czasie treningów ból w kolanie wracał. Nie było dobrze, ale jest zdecydowanie lepiej. Widać postęp. Jesteśmy tak umówieni, że Ivica ma pracować na pełnych obrotach do końca roku. Przygotowania do drugiej części sezonu rozpoczynamy 9 stycznia, wtedy ma być gotowy do podjęcia walki o miejsce w składzie. Jeżeli się tak nie stanie, a uraz będzie się odnawiał, to się rozstaniemy. Wszyscy mieliśmy tego świadomość jeszcze przed podpisaniem umowy. On też. Mimo wszystko po ostatnich dniach jestem optymistą. To takie światełko w tunelu – dodaje prezes.
W “Chwili z…” Bartosz Bereszyński.
Jesteś odważny?
Mogę zażartować, że gdybym zobaczył pająka, to mógłbym się wystraszyć, ale jeśli miałbym stanąć w czyjejś obronie, bez wahania bym to zrobił. Lubię adrenalinę – kiedy na obozie mogliśmy skoczyć na linie z prędkością 120 km/godz. nad przepaścią, to się zdecydowałem. Bałem się, ale wiedziałem, że będę miał fajne wspomnienie. Ze spadochronem raczej bym nie skoczył, to zbyt niebezpieczne. Wolę nie kusić losu. Lubię nurkować, ale nigdy nie próbowałem schodzić niżej niż dwa metry. Wszystko zdroworozsądkowo.
Czego nauczyłeś się przy Mai?
Walczyć z porywczością. Choćby w kuchni. W trakcie gotowania bywam bardzo nerwowy, co najczęściej widzi właśnie ona. Pracuję nad tym, ale w niektórych sytuacjach wciąż zdarza mi się wściec. Przyrządzam potrawę godzinę, po czym stwierdzam, że wyszła źle, wkurzam się, wylewam i oświadczam, że jedziemy zjeść na mieście. Maja komentuje, że mogła dodać przyprawę i uratowałaby całe danie. Ma wiele zainteresowań, pasji. Bardzo mi się podoba, że nie ograniczam się tylko do piłki, ale przy niej poszerzam horyzonty. Jest między innymi instruktorką tańca, ale wiadomo, że tak jak ona tańczyć nie będę. Lubi sztukę, muzea, staram się wchodzić i poznawać jej świat, a ona mój.