Reklama

Mitologia według Arki. Z chaosu powstaje półfinał Pucharu Polski

redakcja

Autor:redakcja

29 listopada 2016, 22:56 • 2 min czytania 0 komentarzy

Ciekawie zapowiadał się mecz Arki z Bytovią, bo dla obu drużyn Puchar Polski nie jest żadnym dodatkiem – wręcz przeciwnie, tutaj mogą sobie odbić niepowodzenia w lidze. Gospodarze skończyli wygrywać jeszcze gdy kalendarz wskazywał lato, goście mimo sporych ambicji ugrzęźli w środku tabeli zaplecza. Stawka była więc podwójna: awans do półfinału i poprawa humoru, zrobienie sobie zastrzyku z optymizmu. Ostatecznie po nagrodę sięgnęli gdynianie, ale nasza ciekawość szybko zmieniła się w straszną niechęć.

Mitologia według Arki. Z chaosu powstaje półfinał Pucharu Polski

To Arka chciała i starała się prowadzić grę, ale formy nie oszukasz, a ekipie Nicińskiego po serii słabych wyników widocznie brakuje pewności siebie. Niby gospodarze mieli przewagę, jednak ich ataki były szarpane, momentami bez ładu i składu, jakby na odprawie taktycznej spotkali Piotra Świerczewskiego, który przekazał im taktykę “na chaos”. Ta niedokładność bywała niezwykle irytująca, na przykład u takiego da Silvy – gość przecież ogarnięty technicznie, a w tym spotkaniu czasem zachowywał się jakby piłkę widział pierwszy raz na oczy. Inni nie lepiej, siła razy gwałt i wrzutki typu balon z helem.

Do niedokładności Arki dodajcie styl gry Bytovii, którą zadowalał przecież bezbramkowy remis. Podopieczni Kafarskiego mieli gdzieś jakieś skomplikowane rozgrywanie i grali najprostszą piłkę pod słońcem, czyli podawanie na Surdykowskiego i liczenie, że być może coś się wydarzy. A jeśli nie, to trudno, wystarczy przez 90 minut nie dać sobie strzelić gola i po sprawie.

Czyli, krótko mówiąc, niedokładność i chaos Arki plus chaos i murowanie Bytovii. Mogła wyjść z tego tylko kaszana i rzeczywiście tak było, aż trochę wstyd, że na podobnym poziomie odbywał się ćwierćfinał jakichkolwiek rozgrywek. A to był przecież Puchar Polski…

Choć początek tego nie zapowiadał, bo ledwo sekundowa wskazówka zegara zdążyła zrobić pierwsze kółko, a już mieliśmy spięcia pod jedną i drugą bramką. Najpierw Klichowicz walnął zza pola karnego w słupek, a potem Bożok minął już bramkarza, ale strzelił anemicznie i obrońcy wybili piłkę. Złego miłe początki – później spotkanie siadło, Arka jeszcze parokrotnie zagroziła, jednak albo dobrze bronił Bieszczad, albo brakowało jakości w wykończeniu.

Reklama

I kiedy Arce robiło się coraz cieplej, a jej ataki zaczynały być już rozpaczliwe, w 76. minucie wpadł upragniony gol. Przebudził się słaby da Silva, dobrze wrzucił do – chyba najlepszego u gospodarzy  – Hofbauera, a ten strzałem głową załatwił sprawę.

1:0, można się rozejść. Arka w półfinale.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...