Po wysokim zwycięstwie Realu w derbach Madrytu można było się zastanawiać, czy Królewscy w przypływie euforii pójdą za ciosem i po raz kolejny pokażą swoje prawdziwe oblicze czy też jednak w starciu ze Sportingiem Gijón znów włączą tryb oszczędzania energii przed zbliżającym się wielkimi krokami arcyważnym w kontekście walki o mistrzowski tytuł „El Clásico” na Camp Nou. Szybciutko dało się jednak zauważyć, że nawet jeśli Real z założenia chciał przycisnąć, to najzwyczajniej w świecie po kilku chwilach doszedł do wniosku, że nie ma to większego sensu.
Nim bowiem cokolwiek sensownego dało się o tym spotkaniu powiedzieć, Real poczuł, że może już sobie pozwolić, by przejść na właściwe dla siebie w większości poprzednich starć kunktatorstwo. Ronaldo z karnego raz, Ronaldo głową dwa – szybkie 2:0, na prawdziwe emocje zapraszamy za tydzień. W wykonaniu CR7 był to zresztą bardzo podobny mecz do tego sprzed tygodnia – znów próżno było szukać w jego grze fajerwerków i znów jego bramki przesądziły o zwycięstwie.
Dwubramkowe prowadzenie nieco jednak uśpiło czujność – można odnieść wrażenie – chyba trochę zbyt pewnych siebie podopiecznych Zinédine’a Zidane’a. Królewscy leniwie, jakby od niechcenia utrzymywali się przy piłce, od czasu do czasu w ramach przyzwoitości przyspieszali, łaskawie pozwalali rywalowi powymieniać kilka podań, aż w końcu się nadziali. Fatalna strata Modricia, dośrodkowanie do Carmony, pach, 2:1.
Asturyjczycy walczyli dzielnie, nie kładli się na murawie przed rywalem, ale urwanie Królewskim na Santiago Bernabéu choćby punktu wciąż mimo wszystko wydawało się jedynie marzeniem ściętej głowy. Real sprawiał natomiast wrażenie święcie przekonanego, że do dowiezienia zwycięstwa wystarczy odpalenie do końca spotkania autopilota oraz zachowanie pokerowej twarzy i resztek koncentracji przed Klasykiem.
I choć długimi momentami większe emocje niż gra obydwu zespołów mogły budzić widoczne na zbliżeniach rzęsiste opady deszczu, Sporting doczekał się idealnej szansy na wyrównanie i pokaranie minimalistycznej postawy „Los Blancos”. Nacho faulował w polu karnym jednego z piłkarzy Gijónu, jednak Duje Cop zamiast trafić do siatki postanowił wystrzelić piłkę w okolice stratosfery. W tamtej chwili stało się praktycznie jasne, że Królewskim żadna krzywda już raczej nie ma prawa się przydarzyć.
Czy Real zagrał dziś słabo? Nie ma co do tego cienia wątpliwości. Czy mógł zostać brutalnie skarcony przez zespół ze strefy spadkowej? Jak najbardziej. Tak czy owak była to tak naprawdę potyczka o przebiegu niezwykle zbliżonym do prawie całej reszty starć Królewskich z tego sezonu. Wygrać i zapomnieć. No i – co najważniejsze – przystąpić do konfrontacji z Barceloną jako lider Primera División. Prawdziwy Real przyjdzie nam ujrzeć w akcji najprędzej właśnie za tydzień.